FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

123 najgorszych muzyków wszech czasów

Brakuje kogoś? Donieście nam o tym w komentarzach

OBIEKTYWNIE POPRAWNA LISTA

Internet zmienił sposób, w jaki myślimy o muzyce. Dziś zalewa się nas większą ilością piosenek i artystów, niż jesteśmy w stanie to przetworzyć. Tu streamują nową piosenkę. Tam wypuszczają nowy album. To bogactwo informacji i wydaje się, że nie potrafimy za nim nadążyć. A najgorsze z tego wszystkiego jest to, że cały czas nasza uwaga jest kierowana w stronę zespołów i artystów zupełnie jej niewartych, a najczęściej przegapiamy prawdziwych artystów i zespoły, które się naprawdę liczą. Ponieważ każde pokolenie ma swoich muzycznych pionierów, którzy zmieniają to, jak podchodzimy do wszystkiego – zmuszających nas do myślenia o nas samych, o naszych życiach, o tym, jakimi osobami chcielibyśmy być. Jednak obok nich mamy artystów, którzy tylko tarasują im drogę. My, ekipa Noisey, jesteśmy ekspertami w dziedzinie muzyki. Wiemy o niej wszystko i posiadamy pełną świadomość, że może być ona oceniana całkowicie obiektywnie. Dlatego właśnie wzięliśmy na siebie ciężar stworzenia tej niepodważalnie poprawnej listy i posortowania tych frajerów z koszyka z przecenionymi płytami, którzy zrobili co potrafią, aby zniszczyć wszystko, czego dowiedzieliśmy się i nauczyliśmy się kochać w sztuce muzyki. Poniżej, w porządku alfabetycznym, przedstawiamy wam 123 najgorszych muzyków wszech czasów.

Reklama

AC/DC

Ostateczny dowód na to, że rock ’n’ roll to jedyna branża, w której możesz być zawodowym 12-latkiem przez 14-lat i wszyscy uznają to za zupełnie normalną sprawę. To świetnie, że panowie zbudowali swoją dyskografię na śpiewaniu o tym jak mają super penisy, ale Jack Black z zespołem 10-letnich dzieci poradził sobie lepiej z ich muzyką w „Szkole rocka”.

ANIMAL COLLECTIVE

To jeden z tych właśnie zespołów – kiedy rzucasz psychodeliki, momentalnie przestajesz się przyznawać do tego, że kiedykolwiek go lubiłeś. To Phish obecnego pokolenia.

APHEX TWIN

Aphex Twin wprawia ludzi w zakłopotanie tworząc nudną muzykę z użyciem hipotetycznie interesujących metod. Bonusowo – „Avril 14th” brzmi jak gówniana zrzynka z „Blame Game” Kanye Westa.

FIONA APPLE

Z samych długich tytułów albumów nie rodzą się innowacyjne singersko-songwriterskie rymowanki. To muzyka dla ludzi, którzy piją kombuczę i nazywają siebie poetami, mimo że wszystko co napiszą to okropny symbolizm o rozstawaniu się albo jakichś innych pierdołach, które nikogo nie obchodzą.

BEACH BOYS

To wychwalany pod niebiosa podrzędny kwartet wokalny. Banda nerdów ze sklepów płytowych wmówiła sobie, że Beach Boysi są fajni, bo śpiewają o surfowaniu, a nerdy ze sklepów płytowych nie potrafią surfować.

BEASTIE BOYS

Wstrętni, ironiczni biali chłopcy kradną dźwięki Czarnej Ameryki, wybielają je, po czym wypierdują z powrotem. Czy to opis Macklemore’a i Ryana Lewisa? Nie! To Beastie Boys! Jeśli Beasties pojawiliby się w 2014, wszyscy byśmy ich nienawidzili.

THE BEATLES

Nazwanie Beatlesów boysbandem miałoby sens, gdyby nie to, że daleko im do wszystkich One Direction tego świata. Piosenki takie jak „Hello, Goodbye”, „She Loves You” czy „I Want to Hold Your Hand” napisałby trzylatek, a “Hey Jude” brzmi jak banda gości palących zielsko i trzepiących sobie nawzajem kapucyna podczas jodłowania. To dużo mówi, jeżeli jedynym faktem, który warto znać odnośnie zespołu jest to, że najsławniejszą rzeczą jaką zrobili było przejście razem przez ulicę.

BECK

Dźwiękowy odpowiednik fedory.

BEYONCÉ™

Beyoncé™ śpiewa jak starający się popisać członek chóru, którego nikt nie lubi, ale jedynymi osobami, przed którymi popisuje się Beyoncé™, są jej korporacyjni sponsorzy. Nie ważne ile GIFów z Beyoncé™ naprodukujesz – nigdy nie stworzysz takiego, na którym będzie wyglądać na szczerą.

BJÖRK

Powinieneś lubić Björk, bo twój studiujący zaocznie historię sztuki brat tak powiedział, ale ciężko lubić kogoś, kto śpiewa jakby próbował odpalić silnik Hondy wyłącznie za pomocą fal dźwiękowych.

BLACK FLAG

„Największy zespół hardcore’owy wszech czasów” jest tak naprawdę „najlepszą piramidą finansową stworzoną przez biznes usuwania tatuaży wszech czasów”.

BLACK SABBATH

Większość osób potrafi wymienić więcej gatunków zwierząt, którym w domniemaniu odgryzł głowę Ozzy Osbourne, niż piosenek Black Sabbath.

BLONDIE

Jeżeli istniałaby jakakolwiek sprawiedliwość, pamiętalibyśmy Blondie nie za granie w CBGB, ale za to, że Debbie Harry była pierwszym naprawdę okropnym białym raperem. Gdyby Blondie wypuściłoby „Rapture” dzisiaj, wszyscy powitaliby to jako powtórne przyjście Kreayshawn.

DAVID BOWIE

Przedramatyzowany, nakoksowany bufon, który ledwo potrafił uderzyć w jakąkolwiek nutę i którego kariera eksplodowałaby w błysku złych pomysłów gdzieś w połowie lat 70-tych, gdyby nie podczepił się pod Briana Eno.

BRIGHT EYES/DEATH CAB FOR CUTIE

Dobra, ziomki, czaimy. Dziewczyna z wami zerwała.

KATE BUSH

Może gdyby przestała wbiegać na to pierdolone wzgórze, nie brzmiałaby jakby ciągle brakowało jej oddechu.

JOHNNY CASH

Ludzie myślą, że fajnie jest lubić Johnny’ego Casha, bo w odróżnieniu od wielu podobnych mu artystów, nie wszystkie jego piosenki traktowały o tym, jak bardzo chciałby zerżnąć swoją siostrę. Ale jeśli przyjrzymy się z perspektywy jego dyskografii, zobaczymy płonącą górę śmieci złożoną z bezmyślnego bełkotu alkoholika, którego potem poddano ewolucji wstecznej przekonując, że coverowanie Nine Inch Nails to doskonały pomysł.

THE CLASH

Jeśli chcesz podkurwić grupkę ludzi, włącz wstęp do „Straigh to Hell” i przyglądaj się malującemu się na ich twarzach rozczarowaniu, kiedy uświadomią sobie, że to nie kawałek M.I.A. No właśnie, M.I.A. nagrała jakimś cudem bardziej popularną piosenkę niż Clash. Dziękujmy Bogu, że ktoś zapłacił za doprowadzenie do porządku zębów Joego Strummera, inaczej zostalibyśmy z kolejnym brytyjskim zespołem, którego nie da się nijak sprzedać.

ELVIS COSTELLO

Zaczynał jako osobistość otwarcie rasistowska, skończył jako koleś, który otwarcie juma wszystko od innych kultur. Nic dziwnego, że „My Aim is True” to ukochany klasyk hipsterów.

CRASS

Wiesz, że robisz gównianą muzykę, jak sprzedajesz więcej naszywek na plecy niż płyt.

CREAM/ERIC CLAPTON

Biały człowiek odkryć gitara elektryczna. Biały człowiek lubić gitara elektryczna. Gitara zabawa. Gitara robić dobra hałas. Kokaina!

THE CURE

Ten zespół robił muzykę wyłącznie o płakaniu, co w sumie zdaje się sensowne, skoro ich wokalista wygląda jak grube niemowlę, które właśnie zmoczyło pieluchę.

DAFT PUNK

Ci goście nie są nawet punkami. To tylko zespół, któremu możemy „podziękować” za EDM.

DARKTHRONE

Najsłabsze ogniwo Czarnego Kręgu. Hej, Darkthrone, spalcie jakiś kościół albo wypierdalać!

DEAD KENNEDYS

Kto by przypuszczał, że piosenki o Ronaldzie Reaganie i Pol Pocie zestarzeją się tak wdzięcznie, jak Jello Biafra, który z kolei zestarzał się tak wdzięcznie jak miska galarety.

DESCENDENTS

Oto, jak fajne musi być granie w Descendents: Milo opuścił zespół, żeby pójść na studia.

DINOSAUR JR.

Zespołowi rockowemu nie powinien liderować gość, który wygląda jakby był zarośnięty mchem. J.Mascis jest w zasadzie protoplastą wszystkich kolesi, którzy śpiewają jak krowa rodząca cielaka.

THE DOORS

Jim Morrison dobrze prezentował się na plakatach bez koszulki i w naszyjniku. Ale zaszedł mniej więcej tylko tak daleko, ponieważ jedyne piętno,  jakie odcisnęli na muzyce The Doors, to zainspirowanie paru gości z pierwszego roku studiów do nauczenia się gry sześciu akordów na gitarze, dzięki podpowiedziom z ultimate-guitar.com.

DR. DRE

Najwyraźniej średnia jednej zajebistej płyty na 22 lata wystarczy, żeby dostać ksywę geniusza rapu.

BOB DYLAN

Bob Dylan to najprawdopodobniej najbardziej zapatrzony w siebie, mitologizujący sam siebie zjeb, jaki kiedykolwiek chwycił za gitarę. Poprzez pisanie niezrozumiałych piosenek, którymi udaje, że bizantyjskie dramaty jego pełnego narzekania, uprzywilejowanego żywota można wznieść do rangi jakiejś samozwańczej poezji; Bob Dylan utorował drogę naszej obecnej banalnej kulturze, przedkładającej docenianie auto ekspresji nad jakąkolwiek formę talentu. Nie potrafił śpiewać, nagrał kilka okropnych albumów gospel i sprzedał swoją bazową grupę folkowych fanów oraz swoje śmiechu warte antykomercyjne wartości, gdy podłączył gitarę do prądu. Mimo że postrzegano go jako głos zmiany, poprzez każdy zwrot swojej kariery demonstrował, że jest skończonym egoistą. Co najgorsze, to człowiek z drugim imieniem zamiast nazwiska.

EMINEM

Dziękujemy ci Eminemie, za przekonanie generacji białasów, że rap to nic więcej oprócz wykrzykiwania homofobicznych, mizoginistycznych wyzwisk z całej pary w płucach. Prawdziwy Slim Shady powinien stanąć na skraju urwiska i zrobić krok do przodu.

ERIC B & RAKIM

Z całą pewnością najlepszy duet rapowy z epoki, która wyprodukowała dokładnie zero płyt, których ktokolwiek mógłby jeszcze słuchać.

FLEETWOOD MAC

Zespół z karierą, która składała się z publicznego zdradzania się nawzajem, ciężkiego życia i walenia różnych dragów – a ich muzyka zawsze brzmi, jakby była nagrywana dla 87-latków.

FOO FIGHTERS

Foo Fighters to zespół dla ludzi, którzy chcieliby słuchać „muzyki rockowej”, ale mają tylko radio FM i IQ poniżej 75. To muzyczny odpowiednik polityka, który powie cokolwiek ludzie chcą usłyszeć, żeby tylko zostać wybranym.

FUGAZI

Wiecie dlaczego Fugazi nigdy nie liczy sobie więcej niż 7 dolców za bilet na koncert? Bo jak policzyliby sobie dolara więcej, nikt by nie przyszedł. Zespół wybierany przez fanów Minor Threat, którzy nie potrafią zrobić jednej pompki.

MARVIN GAYE

Jak skończonym dupkiem musisz być, żeby zastrzelił cię własny ojciec?

GRATEFUL DEAD

Drogi tato,

Musisz przestać blokować nasze łącze ściąganiem godzinnych bootlegów „The Dark Star”, kiedy ja próbuję oglądać pornosy. Masz 58 lat. Czy pomyślałeś chociaż przez chwilę o tym, że Jerry Garcia nie żyje od 20 lat? Byłem najlepszym biegaczem przełajowym w całej lidze, a ty nie pojawiłeś się nawet na bankiecie z okazji wręczenia nagród, bo paliłeś wtedy zielsko. Już cię nie kocham i to wszystko wina Jerry’ego Garcii.

Reklama

Kochający,

Twój Nastoletni Syn

GREEN DAY

Najgorszą rzeczą, jaka mogłaby ci się przytrafić, jest to że umrzesz i na twoim pogrzebie zagrają „Time of Your Life”.

GUNS N’ ROSES

Jedyną dobrą sprawą, jaka wynikła z istnienia tego zespołu jest to, że teraz można zaliczyć tylko i wyłączenie dzięki talentowi do grania w „Guitar Hero”.

WHITNEY HOUSTON

Bardziej pasowałoby Shitney Houston, co nie?

JIM HENDRIX

Ten koleś potrafił grać tylko na jednym instrumencie.

HOLE/COURTNEY LOVE

– Hole? To znaczy dziura, tak?

– To lepiej, żeby w nią z powrotem wpadli.

IGGY & THE STOOGES

Jedynym talentem, jaki POSIADAŁ Iggy Pop była umiejętność zdejmowania koszulki. Teraz jedynym talentem, jaki posiada, jest wyglądanie tak, jakby jego ciało zostało połknięte przez jego własny napletek.

IRON MAIDEN

666, numer Bestii? Raczej liczba fanów, którzy próbowali stracić dziewictwo i im się nie udało.

MICHAEL JACKSON

Kolo, chodzenie tyłem to nie jest AŻ taki wyczyn.

JAWBREAKER

Czy emo-nerdy dotknięte nostalgią, które modlą się obecnie o powrót Jawbreaker, pamiętają w ogóle jak nudnie ten zespół grał na żywo? Przemysł muzyczny był na tyle głupi, żeby pozwolić im podpisać kontrakt wart milion dolarów w 1994 i Pokolenie X zareagowało na to: „Ech, no dzięki, ale raczej posłuchalibyśmy tej gównianej płyty „Dookie”, co to ją nagrał Green Day”.

JAY Z

Jest sławny dosłownie tylko dlatego, że Biggie nie żyje.

ELTON JOHN

To po prostu Mike Myers grający na pianinie.

JANIS JOPLIN

„Pacjentka zero” mody na białe dziewczyny, którym wydaje się, że potrafią śpiewać jak czarne kobiety ORAZ nominowana do Rock and Roll Hall of Fame – dwa niewybaczalne grzechy.

JOY DIVISION

Pomimo tego, że w obiegu znajduje się około dwóch milionów koszulek Joy Division, istnieją MOŻE ze dwie piosenki Joy Division, których w ogóle da się słuchać. Czyli mamy do czynienia ze stosunkiem rzędu jedna słuchalna piosenka na milion koszulek, a to raczej kiepawy wynik. Ale hej, fajna koszulka, ziomuś!

JUDAS PRIEST

Jedyna dobra rzecz, jaka przydarzyła się temu zespołowi, to moment w którym Rob Halford wyszedł z szafy i wnerwił tych wszystkich homofobicznych, durnych metalowców.

KISS

Jedyną rzeczą gorszą od jednego egotycznego beztalencia jest czwórka takich typów. Jedyną rzeczą gorszą od czwórki egotycznych beztalenci jest czwórka egotycznych beztalenci w klaunowskim makijażu, którzy umieszczą swoje debilne logo na każdym centymetrze kwadratowym produktu, jaki trafi w ich łapy.

LYNYRD SKYNYRD

Lynyrd Skynyrd to zespół dla nie mających o niczym pojęcia 60-letnich decydentów z branży muzycznej, którzy oprawiają każdy longplej w ramkę i wieszają w swoich apartamentach za milion dolarów… i dla gości, którzy nadają imiona swoim ciężarówkom. Nie ważne jak wielkim fanem Skynyrdów jesteś – flaga Konfederacji to nadal obciach, proszenie o „Freebird” na ich koncertach nadal nie jest zabawne, a ten zespół to nadal ścieżka dźwiękowa dla rasistów.

MADONNA

Biedna Madonna.

BOB MARLEY

Co trzeba powiedzieć o muzyce Boba Marleya – kiedy w ciebie uderzy, poczujesz ból (bo muzyka Boba Marleya jest zła).

METALLICA

Racja, każda ich płyta nagrana od lat 90-tych była poniżej normy. Ale nie zapominajmy, jak kiepscy byli w latach 80-tych! I co to za lameriada, żeby nazywać zespół od gatunku, który gra. Kto, do kurwy nędzy, słuchałby składu rapowego nazywającego się Rappica?

MINOR THREAT

Zespół, który dał początek ruchowi grubych kolesi w sportowych szortach, którzy spuszczają ludziom wpierdol za picie piwa. Co za świetny wkład w punk rocka.

THE MISFITS

W punku zawsze chodziło o to, żeby przebierać się w głupie kostiumy, ale ta banda małomiasteczkowych pozerów wyniosła to na wyższy poziom. Niech Bóg błogosławi Jerry’ego Only za tak desperackie trzymanie się napuchłego truchła zespołu, jak swojego własnego, rzednącego devilocka.

MODEST MOUSE

Modest Mouse to fajny cover band wykonujący piosenki R.E.M, który raz samplował w kawałku Lupe Fiasco.

VAN MORRISON

Jak się o tym pomyśli to niesamowite, że Van Morrison stworzył „Astral Weeks” w wieku 23 lat. Większość muzyków nie traci wyczucia i nie tworzy takiego okropnego rocka dla dziadów przed 40-tką.

MY BLOODY VALENTINE

Hej, idioci, może stanęlibyście dalej od waszych wzmacniaczy jak gracie?

NAS

Klasyczny album tego gościa to ściskanie zdecydowanie zbyt wielu słów w każdym wersie, żeby pokazać nam jaki to on jest błyskotliwy, zamiast po prostu pokazania jak bardzo potrafi być błyskotliwy. Przy słuchaniu jego płyty czujesz się, jakbyś biegał po bieżni uszami, ale to, że zaoferowała nam czysty szok związany ze zmuszeniem słuchaczy do tego, by choć skupili się na słuchaniu muzyki, „Illmatic” przyklejono błędnie łatkę klasyka hip-hopu, do którego poziomu Nas nie będzie już w stanie dosięgnąć. Jednak, podsuwając wystarczającą ilość ochłapów potencjału, Nasowi udało się przekonać fanów, że jakimś sposobem zasłużył na tytuł największego rapera wszech czasów. Nabrał ich na tyle, by wysłuchali serii rozczarowujących albumów, wypchanych okropnymi podkładamy i przestylizowanymi ideami, które miały zapewnić autorowi wieczną chwałę. Bonusowo – szczytowym momentem nagrania, które rzekomo scementowało dziedzictwo Nasa, było wyzwanie Jaya Z od gejów w wiązance gówniaine wyrapowanych obelg, które nawet się nie rymowały.

WILLIE NELSON

Ten przegrany kowboj nie utrzymałby ciężaru wyśpiewania nawet najprostszej melodii, nawet gdyby zawinąć mu ją w podwójnie mocny, niewybielany papier do zwijania jointów.

STEVIE NICKS

Niezły kiks.

NINE INCH NAILS

Trent Reznor prawie zdobył się na szlachetny czyn skończenia z muzyka, kiedy pierwszy raz rozwiązał Nine Inch Nails w 2009 roku, ale zamiast tego uparł się na wypuszczanie przeokropnych soundtracków do nawet gorszych filmów i stworzył z czystej próżności żałośnie niekompetentny projekt How to Destroy Angels – umacniając tym samym swoje dziedzictwo gościa, który tworzy muzykę dla najmądrzejszego gościa na osiedlu przyczep kempingowych.

NIRVANA

Kto ma więcej mózgu, niż Kurt Cobain? Ściana za jego głową!

NOFX

Naprawdę trzeba oddać sprawiedliwość Fat Mike’owi i NOFX. Niewielu ludzi potrafi zrobić na pierdzeniu 30-letnią karierę.

NOTORIOUS B.I.G./TUPAC

Jak to, to nie jest jeden koleś?

N.W.A.

To, że grupa rapowa jest legendarna i pełna talentów, poznasz po tym, że połowa jej składu nie pisała nawet własnych rymów.

OUTKAST

Nikt nie lubi Outkasta, ponieważ zmienił on rap w pokaz mody połączony z pokazem cudaków robiony pod listy przebojów, porzucając prawdziwą lirykę, która stanowiła źródło tego gatunku, na rzecz swojego własnego programu promowania Południowego ducha. Ten kolo był na tyle zapatrzony w siebie, żeby zrobić podwójny album, którego dwie strony nawet specjalnie do siebie nie pasowały, a potem nabrał na tyle zuchwałości, by zrobić wielki powrót i grać w jego ramach tylko festiwale, zamiast skierować się ku prawdziwym fanom, którzy dopingowali go od początku.

PAVEMENT

Ten zespół brzmi jak każdy zespół indierockowy w historii.

PEARL JAM

“OoooOOOOchchchŁaaaauUUUuuuGGgggHHHHHeeeeEEEEEaaaaaMMMmmmmUUUUuuNn.”

Proszę, teraz posiadacie dogłębną wiedzę o Pearl Jam.

Reklama

TOM PETTY

W naszym wielkim narodzie Stanów Zjednoczonych prawie 75 procent zasobów jest w posiadaniu 10 procent populacji. Celebryci nadają kierunek kulturze. Rasizm jest całkiem żywy, a rasiści nadal aktywni. Połowa populacji nie byłaby już w stanie jeszcze mniej martwić się zmianami klimatycznymi. 2/3 obywateli ma nadwagę. A Tom Petty & the Heartbreakers to najbardziej amerykański zespół wszechczasów.

PHISH

PINK FLOYD

Zabawna ciekawostka!!! Kiedy zsynchronizujesz „Dark Side of the Moon” z „Czarnoksiężnikiem z Krainy Oz”, ta płyta nadal brzmi jak kupa łajna.

PIXIES

To się nawet składa, że szczytowym punktem kariery tego zespołu było umieszczenie piosenki na soundtracku do „Podziemnego Kręgu”, jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że oba te zjawiska są pseudo-intelektualnymi bredniami dla ludzi, którzy próbują udawać znawców nieżalu.

THE POLICE

Jak można nazwać zespół od grupy zmilitaryzowanych, rasistowskich bandziorów?

ELVIS PRESLEY

Szczytowym punktem jego nadmuchanej i cierpiącej na problemy ze wzwodem kariery Elvisa Aarona Presleya było wysranie się rzadkim kałem w postaci „Having Fun with Elvis on Stage”, 37-minutowego albumu, na którym nagrano wyłącznie jego sceniczne pogaduszki – powszechnie uznawanego za najgorszą płytę wszech czasów. To dodaje dużo wartości wokalnej biegunce, którą wypełniona jest reszta jego albumów.

PRINCE

To ten gość ze skeczu Dave’a Chapelle’a?

PUBLIC ENEMY

Może byliby spoko, gdyby spróbowali rapować o czymś, co kogokolwiek cokolwiek obchodzi, a nie o polityce. Ale, w sumie, i wtedy brzmieli by pewnie jak robiący ci wykład wujek z tykaniem zegara w charakterze podkładu.

QUEEN

„Bohemian Rhapsody” to każde okropne przedstawienie teatru improwizacyjnego skondensowane do postaci jednej sześciominutowej piosenki.

RADIOHEAD

Wszyscy biją pokłony przed Radiohead za to, że są oni genialnymi kosmitami z przyszłości i muzycznymi pionierami. Te brytolskie nerdy wydają z siebie dźwięki typu R2-D2 od 30-lat i robią na tym karierę, a od czasu „Creep” nadal nie udało im się zrobić przyzwoitej piosenki.

RAGE AGAINST THE MACHINE

RATM to zespół dla gościa, który dopiero co skończył kurs nauk politycznych na internetowym uniwersytecie.

THE RAMONES

Zróżnicowany katalog The Ramones zawiera takie piosenki, jak „Nie chcę z tobą chodzić”, „Nie chcę dorosnąć” czy „Nie chcę schodzić do piwnicy”. A może by tak „Nie chcę kolejny raz słuchać tych samych cholernych trzech akordów, bo rzucę się pod autobus?”. Nauczcie się nowego akordu, goście. Muzyka The Ramones brzmi tak, jakbyś znalazł na wyprzedaży garażowej tanią piłę mechaniczną, włączył i następnie ją podpalił. CBGB nigdy nic nie znaczyło, a skórzane kurtki wglądają po prostu głupio.

RANCID

MTV mianowało Rancid na swój nieodzowny zespół z irokezami w latach 90-tych, przez co jakoś udało im się utrzymać na scenie przez następne dwie dekady. Ale żeby być fair – to najlepszy zespół, którego liderem jest koleś brzmiący, jakby cały czas żuł masło orzechowe.

OTIS REDDING

„Najlepszą” piosenką tego gościa była „Sitting on the Dock of the Bay” – i nawet jej nie dokończył.

REFUSED

Czy istnieje zespół bardziej zakłamany od Refused? Tak, ziomy, wszyscy seryjnie kupujemy wasze antykapitalistyczne banialuki, kiedy „New Noise” leci w „Friday Night Lights”, „Adrenalinie”, „24”, „Tony Hawk’s Pro Skater” i w każdym innym serialu, filmie czy grze, w których potrzebowali akurat 15 sekund intensywnie nakręcającej piosenki. Nie mówiąc o tej grubej wypłacie zgarniętej za zejście się na występ na Coachelli. Refused nie są bardziej punkowi od Deftones.

R.E.M.

Kiedy Moby założył ten side-project, to rzeczywiście był koniec świata jakim go znamy.

THE REPLACEMENTS

The Replacements to ten brzydki facet z baru, z którym się ruchasz, bo jesteś zbyt pijana, żeby się szanować. To zespół grający w głośnikach w każdym samochodzie, który zapisał się w annałach prowadzenia po pijaku.

THE ROLLING STONE

Łał, to wymagało naprawdę ogromnej kreatywności – zerżnąć patenty od paru czarnych gości z Ameryki i ćpać. Fajnie się ruszasz, Micku Jaggerze.

THE ROOTS

„Ulubiony zespół przygrywający do późnowieczornego talk show wszystkich” to nie jest zapewniające wieczną chwałę etykietka. Byłoby łatwo krytykować ich inne nagrania, ale nikt ich nie słyszał.

RUN DMC

Ci goście zawsze brzmieli jak tatusiowie, a teraz, jak w przypadku każdego ojca, ludzie uznają ich za fajnych dlatego, że są starzy, gdy tak naprawdę są lamusami i mają obsesję na punkcie Aerosmith.

RUSH

Rush to ścieżka dźwiękowa do bycia pierdolonym frajerem.

THE SEX PISTOLS

Oho, gratulacje za bycie pionierami najgłupszego gatunku muzycznego.

SLAYER

Sporo muzyki brzmi jak gówno, ale gitary Slayera brzmią dosłownie jak bomba rozpryskowa pełna rzadkiej sraki uderzająca o bok miski klozetowej, a wokale są jak jęki stuczterdziesto-kilowego gościa podczas wypróżniania.

SMASHING PUMPKINS

Billy Corgan jest jak Samson muzyki. Obetnij mu włosy i natychmiast traci zdolność tworzenia popularnego, introspektywnego, płaczliwego alt-rocka z lat 90-tych, a zaczyna spadać w otchłań szaleństwa. Gdzieś między założeniem federacji wrestlingowej, umawianiem się z Tilą Tequilą, wykonywaniem 8-godzinnych interpretacji „Siddharthy” na syntezatorach i wyglądaniem jak dziecko Hellraisera i Charliego Browna uderzającego w wiek średni, Billy zdołał pozbawić Smashing Pumpkins resztek godności – reaktywując zespół z członkami starego składu w liczbie zero i wypuszczając 128-częściowe boxy albumów koncepcyjnych, których nawet on nie dałby rady słuchać.

ELLIOT SMITH

Ćpunek Jebu-Klaun to prawdziwy głos pokolenia humorzastych, zapatrzonych w siebie ofiar depresji, które prawdopodobnie nie powinny uprawiać sportów drużynowych w liceum.

PATTI SMITH

Nic tak nie krzyczy światu, że jesteś punkowy, jak noszenie kapelutka a la bezdomny klaun i odczytywanie gównianej poezji ze sceny CBGB. Ktoś zna w ogóle tytuł jakiejś piosenki Patti Smith (dla przypomnienia – nie bzdurnego, hipisowskiego poematu) poza „Because the Night”? Tak myślałem. I ej, ludziska, dobra robota z tym udawaniem, że jej książka miała większą literacką wartość niż „Clifford – Wieki Czerwony Pies”.

THE SMITHS/MORRISEY

To muzyka dla ludzi, którzy powinni przestać traktować siebie tak kurewsko poważnie, stworzona przez człowieka, który powinien przestać traktować siebie tak kurewsko poważnie.

BRUCE SPRINGSTEEN

Król wybełkotanych hymnów – Bruce Springsteen – jest najbardziej utalentowaną osobą, którą wydał z siebie stan New Jersey. To tak, jakby powiedzieć, że jest najchudszą osobą, która kiedykolwiek wyszła z Cheesecake Factory.

SONIC YOUTH

Płyty Sonic Youth nie są już tak popularne,  jak w erze kaset magnetofonowych. To dlatego, że teraz łatwiej powiedzieć „Hej, ta piosenka zmierza donikąd, przerzuć to”. Każda piosenka Sonic Youth to piosenka „przerzuć to”. Każda jedna.

ROD STEWART

Rod Stewart jest jak efekt eksperymentu naukowego, w którym skrzyżowano geny Hulka Hogana, kieliszka kiepskiego koniaku i twojego upiornego wujka.

THE STROKES

Bardzo dobrym wskaźnikiem smutnej kondycji rock ‘n’ rolla na jest fakt, że ta banda ćpunów z funduszu powierniczego ubrała się jak The Ramones i ludzie uważali, że czyni ich to w jakiś sposób interesującymi.

TALKING HEADS

Hej, Davidzie Byrne, masz tu oschły, absurdalny tekst, który może przypadkiem przekazać jakąś prawdę o dziwności kondycji ludzkiej: pierdol się.

JUSTIN TIMBERLAKE

Justin Timberlake to perfekcyjna gwiazda pop - w sensie, że nie ma żadnej dostrzegalnej osobowości, trafia do gości z działu sprzedaży reklam, bo wygląda jak oni, i robi muzykę zerżniętą od innych artystów, którzy popełnili niefortunny błąd bycia mniej białymi niż on.

TOOL

Istnieje mocny związek między nazwą tego zespołu a rodzajem człowieka, który słucha ich radiowego hard rocka skomponowanego przez MC Eschera. Jest jednak nadzieja, że zanim wydadzą nowy album minie kolejne 10,000 dni.

A TRIBE CALLED QUEST

Każda piosenka Tribe’ów brzmi tak, jakby najcięższym questem jaki musieli wykonać jego twórcy było przetrwanie od początku do końca rundki gry w klasy. Jedyną rzeczą, w którą powinno im się pozwolić kopać, jest kalendarz.

U2

Jedyną okazją, podczas której U2 brzmi dobrze, jest taka, kiedy są odtwarzani z iPoda sygnowanego przez U2 podpiętego do systemu nagłaśniania na imprezie charytatywnej na rzecz ludzi cierpiących na rzadką chorobę, która nie pozwala im zdjąć z nosa okularów przeciwsłonecznych.

VELVET UNDERGROUND

Velvet Underground to dowód na to, że jak chcesz stworzyć coś naprawdę okropnego, wystarczy zacząć mówić bandzie wypalonych gości, że są artystami. Potem daj im wystartować, uzależnić się od heroiny i podtrzymywać cykl poprzez inspirowanie nowych pokoleń gównianych, samozwańczych artystów. To najlepsza sztuczka z repertuaru sztuki konceptualnej, jaka kiedykolwiek udała się Andy’emu Warholowi.

TOM WAITS

Kto potrzebuje talentu, skoro można płukać przełyk potłuczonym szkłem?

KANYE WEST

Jest okej, ale to lepszy producent niż raper.

THE WHITE STRIPES

Odpowiedzialni za najgorszy stadionowy numer w historii nagrany przez dwuosobowy zespół, którego oboje z członków wygląda jak przestępca seksualny tygodnia w wyjątkowo mrocznym odcinku specjalnym „Prawo i porządek: sekcja specjalna”.

WILCO

„Ja próbuję ukołysać cię do snu”.

THE WHO

O, misternie skonstruowana rock opera o problemach dojrzewania i walce z przemocą, a pod koniec - zaakceptowania samego siebie? Chyba bardziej „KOGO w ogóle to obchodzi?”

AMY WINEHOUSE

Przyczyną, dla której ludzie nazywają Amy Winehouse największym talentem jej pokolenia, to fakt, że brzmi ona jakby jej muzyka nie była z tego pokolenia. Dokładniej mówiąc, ona jest jak ochrypła trzecio-czy-czwartoligowa wokalistka z poprzedniego pokolenia. Ale najwyraźniej nikt poniżej wieku 60 lat nie słyszał nigdy, jak ktoś gra na żywo na tubie, więc uchodzi jej to na sucho. Nikt nawet nie lubił jej muzyki aż tak bardzo dopóki Amy Winehouse nie umarła, ale to się przytrafiło, a teraz słuchamy jej dwóch takich sobie albumów z poczucia winy.

STEVIE WONDER/RAY CHARLES

Jesteśmy całkiem pewni, że podręcznikom do historii potrzebny jest tylko jeden ślepy koleś grający nudne piosenki na pianinie. W takim razie jeden z nich obsysa, a drugi jest niepotrzebny. Wy wybieracie.

WU-TANG CLAN

No super, banda nerdów rapująca o kung-fu. Klasztor Shaolin pewnie nawet nie istnieje.

YES

Nie.

NEIL YOUNG

Jedyna rzecz, która jest do dupy bardziej niż przypominający kocie piski głos Neila Younga, to ludzie robiący sobie „składanki”, które biorą na samochodowe wycieczki w góry z kumplami, śpiewając przez całą drogę. Staruchu, przyjrzyj się swojemu życiu i zamknij się, kurwa, wreszcie.

FRANK ZAPPA

Tak serio, to potrzebowaliśmy na liście kogoś na „Z”, a ta osoba pewnie obsysa.

Brakuje kogoś? Donieście nam o tym w komentarzach.