Artysta – perfekcjonista

FYI.

This story is over 5 years old.

sztuka

Artysta – perfekcjonista

Lubię przemoc, lubię erotykę, lubię pornografię

tekst - Ana Zalewska

Artysta – perfekcjonista. Tak pokrótce można określić Pawła Tkaczyka. Przy tworzeniu sztuki nie uznaje kompromisów, czego można mu tylko pozazdrościć, bo dzięki temu raczej nie zdarza mu się być niezadowolonym z efektów pracy. Najpierw malował, ale malowania nie uczył go żaden znamienity profesor z elitarnej szkoły artystycznej. Maluje nadal, jedna forma wyrazu artystycznego wydaje się jednak być niewystarczająca, żeby dać upust pokładom niepokoju, który zdaje się siedzieć gdzieś w środku. Od przeszło roku pokazuje na zdjęciach swój świat i rzeczywistość, która go otacza, na swój sposób. Możesz tego nie lubić, ważne, że jemu się podoba.

Reklama

VICE: Do tej pory zajmowałeś się głównie malarstwem. Skąd pomysł na zajęcie się fotografią?

Paweł Tkaczyk: Doszedłem do takiego momentu, kiedy uświadomiłem sobie, że już nie muszę udowadniać nikomu, że potrafię malować, że nie muszę już nic przedstawiać. Porzuciłem malowanie figuratywne, przedstawianie. Zacząłem malować abstrakcyjnie, rozwijałem swoją świadomość, jako malarz abstrakcyjny. W którymś momencie okazało się jednak, że zaczęło mi brakować tej figuracji. Wtedy odkryłem, że mogę wyrażać siebie także poprzez fotografię, która mi skutecznie uzupełnia tę lukę.

To był jakiś konkretny moment, który skłonił cię do wzięcia aparatu do ręki?

Nie, to był świadomy proces, wewnętrzna potrzeba pokrycia nowej platformy wyrazu artystycznego. Nie mogłem się cofnąć do malowania przedstawiającego, bo już określiłem siebie jako abstrakcjonistę. A to co widzę wokół przedstawiam na fotografiach.

Nie pamiętam jakiegoś jednego zdjęcia, które miałoby jakieś wyjątkowe znaczenie dla mojej dotychczasowej twórczości fotograficznej. Pamiętam za to moment, w którym zacząłem robić zdjęcia. To był początek roku 2013, wyszedłem na ulicę i zacząłem szukać jakichś sytuacji, które chciałbym sfotografować. Od tego się właśnie zaczęło, od realizacji mojej własnej definicji fotografii ulicznej. Miałem w głowie twórczość Williama Egglestona, który przez 50 lat fotografował Memphis, rejestrując kolorowe kadry w czasach, kiedy wszyscy fotografowali w czerni i bieli. Zacząłem zwracać uwagę na pozornie banalne przedmioty. Przewrócony rower potrafił być dla mnie atrakcyjny w kontekście zastanej sytuacji – druga nad ranem, ten rower był taki samotny, przewrócony, przykuty do bramy; smutny, melancholijny obraz. Mogłoby się wydawać, że te zdjęcia są przypadkowe, ale to nie prawda. Świadomie wychodzę na „polowanie", najczęściej wieczorem albo w nocy. Wtedy jest inaczej, ciekawiej. Działam tak, jakbym miał się zabierać za malowanie obrazu, szukam obiektu, który chciałbym namalować, gdybym nadal malował figuratywnie. To są bardzo analogiczne procesy. W moich zdjęciach raczej nie ma przypadkowości. Nawet jeśli tak to może wyglądać dla odbiorcy. Kiedy już znajduję interesujący mnie obiekt, tworzę wokół niego całą kompozycję, czasami ingeruję trochę w sytuację zastaną, przenoszę, ustawiam, dokładam jakieś elementy, żeby docelowo uzyskać obraz, który będzie mnie satysfakcjonował w stu procentach. Myślenie to 70 procent. Reszta to tylko wyprodukowanie obrazu, który już powstał w mojej głowie.

Reklama

Zawsze nosisz ze sobą aparat?

Nie rozstaję się z aparatem cyfrowym, traktuję go jako swego rodzaju dzienniczek. Zdjęciom nie trzeba poświęcać wtedy tyle uwagi, robię szybki zapis tego co widzę, żeby o tym nie zapomnieć . Fotografuję życie teraz, to co mnie otacza teraz. Konfrontuję się z rzeczywistością i przez to staram się określić siebie. Poprzez fotografię rejestruję tę rzeczywistość na własny użytek.

Jestem fanem ładnych rzeczy, lubię pracować z materiałem najlepszej jakości, w jakiś sposób wyjątkowym, ekskluzywnym. Aparat, którego używam, to nie jakiś przypadkowo dobrany sprzęt, fotografuję aparatem analogowym Leica CM.

Wolisz fotografować ludzi czy rzeczy?

Chyba nie umiałbym wybrać. Kiedy fotografuję rzeczy, jest to historia typowo „malarska", niczym malowanie martwej natury. Fotografowanie człowieka to konfrontacja, wyzwanie. Taki test dla mnie samego – na ile uda mi się przekonać kogoś do jakiegoś mojego szalonego pomysłu. Często specjalnie wymyślam jakąś skrajną sytuację, którą chciałbym wytworzyć, z góry wiedząc, że wcale nie będzie łatwo kogokolwiek namówić do współudziału w niej. Zazwyczaj jednak wszystko się udaje.

Manipulujesz jakoś otoczeniem, które fotografujesz?

Zdarza się, że „komponuję przestrzeń" przestawiam coś, żeby uzyskać w pełni satysfakcjonujący mnie obraz. Widzę kolorowo, więc nie czuję potrzeby realizowania fotografii czarno-białej. W ustawianie światła się nie bawię. Korzystam ze światła zastanego, ale w 90-procentach najzwyczajniej w świecie walę fleszem prosto w pysk, bez skrupułów, bez kompromisów. Działam dosyć bezczelnie, nie liczę się z tym, ze komuś będzie nieprzyjemnie, niewygodnie. Dążę do uzyskania efektu, który sobie założyłem i staram się, żeby nic mi w tym nie przeszkodziło. Jeśli chodzi o manipulację, to zdecydowanie wykorzystuję ją bardziej wobec ludzi, z którymi pracuję. Jak zafiksuję się na jakąś sytuację, to muszę to zrobić, nie interesuje mnie, jak ona się czuje. Interesuje mnie tylko, czy zgodzi się zrobić to, czego od niej oczekuję.

Reklama

Ciekawa jestem jak wygląda proces przekonania twoich „modeli". Szukasz niepozornych osób, których ostateczne przekonanie sprawi ci większą satysfakcję?

Jak już wspominałem, lubię wyzwania. Na przykład, na pewnym wernisażu spotkałem kobietę, którą postanowiłem namówić, żeby się rozebrała. W miejscu publicznym, w biały dzień, pośród ludzi. Zrobiła to. Nie była pijana, naćpana chyba też nie. Zrobiłem jej zdjęcie, jak leży na ławce w galerii.

Może to jest kwestia zaufania do artysty. Wiedzą, ze jesteś profesjonalistą, a to co robią to część artystycznego założenie, że uczestniczą w tworzeniu sztuki?

Oczywiście. Opowiadam im kim jestem, opisuję to co robię, pokazuję zdjęcia, opowiadam o tym co mnie interesuje, przykłady fotografii, która mnie inspiruje. Buduję zaufanie, poszerzam świadomość modelki, to jest podstawa. Dzięki temu łatwiej jest nawiązać relację „na planie". Moje wizje przestają traktować jako jakąś perwersję, a zaczynają je odbierać jako sztukę.

W momencie kiedy tworzysz myślisz o tym, że efekt może wzbudzić kontrowersje?

Zupełnie mnie to nie interesuje. Zależy mi tylko na realizacji celu, przedstawieniu swojej koncepcji. Widzowie później z tej koncepcji mogą sobie czerpać i myśleć o niej co tylko chcą. Lubię przemoc, lubię erotykę, lubię pornografię. Gdyby moje zdjęcia wyglądałyby inaczej niż wyglądają, przestałyby być „moje". To co robię, według mnie, jest najwyższej jakości, najlepsze, przykładam się do tego i daję z siebie wszystko, ale robię to dla siebie, odbiór to rzecz drugorzędna, dla mnie istotny jest proces tworzenia.

Reklama

Ostatnio coraz bardziej interesuję się fotografią jeszcze mniej współczesną, nieostrą, ziarnistą, w pewnym sensie romantyczną, niedoskonałą technicznie. Bez wulgarności. Tego typu fotografią już się nasyciłem, zobaczyłem, że mogę namówić ludzi do zrobienia czegoś niestandardowego, dopiąłem swego, teraz czas na nowe wyzwanie. Kolejny cykl, który zaplanowałem na jesień, będzie zupełnie inny, bez wulgarności, bardziej baśniowy. I to jest ten progres, o to w tym wszystkim chodzi, żeby się nieustannie rozwijać.

Zdarzyło ci się próbować powtórzyć jakąś „uliczną sytuację", bo coś nie wyszło?

Pamiętam jedna taką sytuację, kiedy krążyłem po pradze i zajrzałem na podwórko, które po prostu musiałem sfotografować. Wszystko, co się tam znajdowało tworzyło jakiś abstrakcyjny obraz opuszczonego miejsca, które wyglądało, jakby ktoś dopiero stamtąd wyszedł. Kiedy wróciłem do domu i chciałem wywołać film okazało się, że wszystkie zdjęcia są prześwietlone, nic się nie zachowało. Od razu załadowałem nową rolkę i wróciłem w tamto miejsce. Dokładnie pamiętałem obrazy, które chciałem uchwycić. Na szczęście nic się nie zdążyło zmienić.

Sam wywołujesz swoje zdjęcia?

Nie, robi to laboratorium, ale robi to bardzo „surowo". Dostaję zdjęcia bez żadnej obróbki, sam dokonuję wyboru, czy czyszczę ten negatyw, czy zachowuję jakieś techniczne skazy, brudy. Uważam, ze te niedoskonałości powstające na kliszy stanowią wartość dodaną do całej kompozycji. Próbowałem zabawy w ciemni, ale dla mnie to strata czasu. Kiedy film jest wywoływany przez laboratorium, ja mam czas na inne rzeczy, realizację nowych pomysłów.

Reklama

A te nowe pomysły już się rodzą?

W głowie mam już kolejny etap – będzie to obraz ruchomy. Będzie to też pretekst do wykorzystania muzyki, którą robię. Jest to eksperymentalna muzyka elektroniczna, z którą słuchacz nie bardzo ma co zrobić. To nie może być muzyka radiowa, nie da się do niej tańczyć, ani przy niej prowadzić rozmowy. Video-art będzie dla niej świetnym przeznaczeniem, ta muzyka będzie stanowiła idealne dopełnienie wytwarzanego przeze mnie ruchomego obrazu. Jeszcze nie wiem dokładnie jak to będzie wyglądało, ale ta koncepcja powstanie i na pewno będzie szczegółowo przemyślana.

Ostatni cykl zdjęć Pawła można obejrzeć stacjonarnie w Studio Las w Warszawie.

Przegląd twórczości dostępny na www.tkaczyktheartist.com