„Czarny Poniedziałek” pokazał siłę wkurzonych Polek i Polaków

FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

„Czarny Poniedziałek” pokazał siłę wkurzonych Polek i Polaków

„W 68. czytałam o sobie, że jestem rozwydrzona, w stanie wojennym grozili mi sądem, później usłyszałam, że jestem gorszym sortem, a teraz czytam, że mojej wnuczce przy poronieniu ma więzienie grozić?" – wczoraj tysiące Polek i Polaków pokazało swój...

Czarne ubrania, tłumy demonstrujących na ulicach, a do tego zamknięta część sklepów i kawiarni, braki kobiecej kadry w miejscach pracy – tak wyglądał 3 października w wielu polskich miastach, tzw. „Czarny Poniedziałek". To był największy, jak dotychczas, protest przeciwko wprowadzeniu w Polsce całkowitego zakazu aborcji. Wciąż trwa liczenie frekwencji wszystkich uczestników wydarzenia. Partia Razem już teraz podaje na swoim fanpage'u, w 103 miejscowościach w Polsce, na ulice wyszło ponad 140 tys. osób. Jednak jak donosi Policja: było 143 protestów w poniedziałek, zebrały łącznie 98 tysięcy uczestników (najwięcej we Wrocławiu). Szacuje się, że w stolicy w „Czarnym Poniedziałku" wzięło udział 30 tysięcy warszawiaków.

Reklama

Marsze i protesty odbyły się także m.in. we Wrocławiu, Łodzi, Krakowie i Gdańsku. Prezydent Wrocławia, Rafał Dutkiewicz na swoim Twitterze napisał - „Brawo wrocławianki!", a na Placu Zamkowym w Warszawie można było spotkać byłą pierwszą damę Annę Komorowska z córką. Poparcie dla sprawy wyraziło tysiące cudzoziemek wstawiając zdjęcia z hasztagiem #blackmonday, który na tę chwilę ma 60 tys. tagów na Instagramie. Do akcji przyłączyła się również Juliette Binoche i Anja Rubik. Wiele organizacji zaproponowało w tym dniu wspólne gotowanie, czytanie książek, aktywności w plenerze. Protest miał być ostatecznym ostrzeżeniem dla polityków, żeby się więcej nie mieszali w prawa reprodukcyjne kobiet.

Mimo deszczowej, zimnej pogody od godz. 10 przed warszawską siedzibą PiS zebrała się duża grupa protestujących. Był cały przekrój społeczeństwa. „Jestem tu, żeby mojej wnuczki nie spotkało jakieś nieszczęście. Jak mi się coś nie podoba, to idę na manifestację. W 68. czytałam o sobie, że jestem rozwydrzona, że ja to bananowa młodzież, w stanie wojennym grozili mi sądem, później usłyszałam, że jestem gorszym sortem, a teraz czytam, że mojej wnuczce przy poronieniu ma więzienie grozić? A dalej, jazda z takim rządem!" – powiedziała mi starsza kobieta, stojąca w tłumie.

Zaraz obok niej stała kobieta w foliowym płaszczu, w tym momencie deszcz już mocno lał z nieba: „Mam dwie córki i boję się o ich zdrowie, chcę, żeby same decydowały. Mamy coraz większy ciemnogród, nie wiem, czy da się tu dalej żyć". Zawołała swoją przyjaciółkę, która wyznała mi, że dzięki in-vitro ma wnuczkę i drugą w drodze. Ze łzami w oczach powiedziała, że nie chce, żeby rząd pozbawiał innych radości bycia matką, czy babcią.

Reklama

Manifestacja na Placu Zamkowym w Warszawie zaczęła się ok. godz. 15. Ludzie skandowali przeróżne hasła, od „Rewolucja jest kobietą" po „Jarek won od naszych szparek". Pod Kolumną Zygmunta, szpaler przedstawicieli „Stop Aborcji" stanowili tylko i wyłącznie mężczyźni. Kobiety krzyczały do nich: „ile dzieci urodziłeś?". W środę 5 października w Parlamencie Europejskim odbędzie się debata dotycząca sytuacji kobiet w Polsce i projektu ustawy antyaborcyjnej. W poniedziałek przekonałam się, że Warszawa jest kobietą. Tak samo, jak Polska.