FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Czemu byłam z kimś, kto się nade mną znęcał

Ludzie skłonni do przemocy zwykle nie zaczynają się znęcać, dopóki nie są pewni, że ich partner z nimi zostanie

Autorem ilustracji jest James Burgess

Niedawno wypuszczono nagranie z kamer nadzoru, na którym były zawodnik NFL, Ray Rice, uderza swoją na tamten czas narzeczoną, Janay, doprowadzając do tego, że kobieta traci przytomność. Co nie jest żadną niespodzianką, Rice został gremialnie potępiony za ten incydent, który miał miejsce w zeszłym roku. NFL zawiesiło go także na czas nieokreślony. Jednak wiele osób skoncentrowało uwagę na tym, że Janay przeprosiła za „[swoją] rolę” w incydencie, wyszła za mąż za Raya, a od czasu zdarzenia nieprzerwanie broni partnera.

Reklama

Dla zewnętrznego obserwatora zachowanie Janay wydaje się absolutnie niezrozumiałe. Zapewne właśnie dlatego w tygodniu po upublicznieniu nagrania hordy osób, które przeszły przez doświadczenie przemocy domowej, przejęły Twitter. Używają hashtagu #CzemuZostałam lub #CzemuZostałem, żeby rzucić odrobinę światła na emocjonalne ruchome piaski, które zatrzymują ofiary przy ich oprawcach. W 2004 roku więcej niż 50 procent ankietowanych osób, które doświadczyły przemocy w domu, mówiła, że byłaby zbyt zawstydzona, by powiedzieć o tym rodzinie lub przyjaciołom. A teraz, dziesięć lat później, setki ludzi tweetują o takich własnych przeżyciach.

Travis Sullivan

Przeprowadziłem się z nią za granicę. Czułem się samotny, gdy próbowałem wyprowadzki. Z czasem uwierzyłem, że to moja wina. #CzemuZostałem 

Tiffany Byrd

#czemuzostałam bo nie chciałam żeby dzieci zostały bez ojca #czemuodeszłam bo nie chciałam żeby dzieci zostały beze mnie

Niektórzy skrytykowali ten hashtag za kładzenie nacisku na ofiarę, nie oprawcę. Jednak to właśnie fakt, że zmusza on nas do przykładania uwagi do doświadczeń ofiary stanowi to, co w całej akcji jest naprawdę rewolucyjne. Bo kiedy właściwie mieliśmy okazję, żeby usłyszeć tak wiele o przemocy domowej od ludzi, którzy jej doświadczyli?

To właśnie poprzez słuchanie relacji ofiar z pierwszej ręki mamy szansę zrozumieć i zacząć piętnować oprawców. Nie mogę wypowiadać się za Janay Rice ani za żadną inną ofiarę przemocy domowej, która została ze znęcającym się partnerem (a takich jest ogromna liczba), ale aż do początków 2014 roku byłam w związku, w którym doświadczałam fizycznego i psychicznego znęcania się. Trwało to dwa i pół roku i mogę powiedzieć czemu zostałam – i czemu odeszłam.

Reklama

Za pamięci – pytanie mnie, dlaczego nie zostawiłam mojego chłopaka za pierwszym razem, kiedy zagroził mi użyciem siły, ma tyle sensu co pytanie, dlaczego Truman nie opuścił „Truman Show” za pierwszym razem, kiedy z nieba spadł reflektor filmowy. Po tym jak się to stało, Truman nie dochodzi do natychmiastowej konkluzji, że jego całe życie było programem telewizyjnym i nie rozpoczyna ucieczki w stronę drzwi z napisem „Wyjście”, gdy odnotowuje coś dziwnego. Nie, on akceptuje wyjaśnienie podsunięte przez źródła, którym ufa. Dostosowuje własne postrzeganie rzeczywistości tak, by zawrzeć w nim możliwość spadania z nieba dziwacznych obiektów, po czym wraca do swojego życia.

Dla mnie ten pierwszy akt przemocy, który zdarzył się tuż przed naszą rocznicą, był tak samo dziwaczny. Ludzie skłonni do znęcania się zwykle nie zaczynają się znęcać, dopóki nie są pewni, że ich partner z nimi zostanie. W przypadku 50 procent ofiar pierwszy raz dzieje się to po więcej niż roku związku, a najczęściej podczas pierwszej w związku ciąży. Jeśli o mnie chodzi, to stało się kilka nocy po tym, jak zamieszkaliśmy razem. Kiedy to się zaczyna, ofiara żyje już wewnątrz do złudzenia przypominającego normalne życie studia telewizyjnego, które zbudował jej/jego partner. Ta osoba jest już zamknięta głęboko w odrębnej rzeczywistości, skonstruowanej tylko dla ich dwojga.

Kiedy Janay Rice napisała na Instagramie „TO JEST NASZE ŻYCIE! Czego wy wszyscy nie rozumiecie?”, pamiętałam dokładnie jak czułam się w sytuacji, gdy wierzyłam, że między naszą dwójką istnieje własna, unikalna dynamika, której reszta świata po prostu nie zrozumie. Mój eks-chłopak był pierwszą osobą, którą w życiu pokochałam. Jeździłam z nim do nowych miast. Wzięłam z nim moją pierwszą pigułkę. Byliśmy jedną z tych irytujący par, które porozumiewają się za pomocą tak gęstej sieci dowcipów dla wtajemniczonych i wspólnych wspomnień, że do naszego świata nie potrafił się przebić nikt inny. Kiedy szlochał, bo czuł się tak zniesmaczony i zawstydzony, że podniósł na mnie rękę, wierzyłam głęboko, że jestem jedyną osobą rozumiejącą go na tyle dobrze, by to wszystko naprawić.

Reklama

Żyłam za opuszczoną mentalną kurtyną, bo istniały takie konkretne sprawy które, gdybym się do nich przyznała lub zaczęła się im przyglądać zbyt długo, zniszczyłyby tę wspaniałą relację zbudowaną z osobą, którą uznawałam za moją bratnią duszą. Jeśli zmusiłabym się do refleksji nad tym, czy wtedy gdy moją rękę przytrzaśnięto drzwiami, moje rzeczy poniszczono, a na moją twarz napluto to aby na pewno był wypadek – albo gdybym zmusiła się do powrotu wspomnieniami do aktów przemocy i przeżycia ich w ten sposób jeszcze raz, i jeszcze raz… – nie miałabym wyboru. Musiałabym przyjąć do wiadomości prawdę.

Udało mi się trzymać to w tajemnicy przed samą sobą przez około 18 miesięcy, jednak w międzyczasie wypływało to niekiedy na powierzchnię różnymi dziwnymi kanałami. Raz oglądałam sobie „Wilka z Wall Street” i zaskoczyło mnie, gdy rozpłakałam się jak dziecko przy scenie, w której Jordan Belfort, grany przez Leonardo DiCaprio, uderza swoją żonę pięścią w brzuch. Uznałam że to nic, pewnie zespół napięcia przedmiesiączkowego albo coś, nawet będąc całkiem pewna, że podczas tego filmu nie płakał nikt oprócz mnie i może samego Belforta (jeżeli w ogóle posiada on kanaliki łzowe). Innym razem ujawniło się to jako przypadek pomarihuanowej paranoi, który nagle sprawił, że za wszelką cenę nie chciałam zostać sama ze swoim chłopakiem.

Kiedy tkwiłam wciąż głęboko w związku, tego typu incydenty były momentami, w których znalazłam się najbliżej przyznania, że coś może być nie tak. Potrzebowałam groźby, że zostanę zabita i interwencji moich przyjaciół, żeby te wszystkie niewypowiedziane sprawy wróciły do mnie niepowstrzymaną falą – i zmusiły do słuchania. Najbardziej kijową częścią tego procesu okazało się zmuszenie się do przeżycia tego wszystkiego ponownie. Przechodziłam przez ataki zespołu stresu pourazowego. Nie pozwalały mi spać w nocy, wyświetlając mi surrealistyczne migawki wydarzeń, o których nie pozwalałam sobie myśleć odkąd miały miejsce.

Reklama

„POWIEDZENIE SOBIE PRAWDY OTWIERA PRZED TOBĄ DŁUGĄ ŚCIEŻKĘ ZDROWIA PROWADZĄCĄ PRZEZ MNÓSTWO PSYCHOLOGICZNEGO PIERDOLENIA. NIM ZROBI SIĘ LEPIEJ, ROBI SIĘ ZNACZNIE, ZNACZNIE CIĘŻEJ”.

Istnieją też bardzo rzeczywiste strachy związane z opuszczeniem kogoś, kto jest brutalny i mściwy. W przypadku większości ofiar, najbardziej niebezpieczną część takiego związku to ta, kiedy próbują odejść – strach przed tym, co może ci zrobić ta osoba jeżeli spróbujesz ją opuścić, wystarczy, żeby większość ludzi została. Dodatkowo jest jeszcze fakt, że ofiary są spętane przez społeczne i finansowe więzi. Oznacza to, że pieniądze, przyjaciele i praktycznie każda inna rzecz jaką posiadają nierozerwalnie wiąże się z ich partnerem.

Dla mnie to były naprawdę realne strachy. Mój czynsz uległ podwojeniu, kiedy wykopałam z mieszkania mojego partnera, co nie stanowiło wcale takiej niewielkiej części kupy gówna, przez którą musiałam się przekopać gdy, jak Truman, wsiadłam do łodzi, żeby odpłynąć z planu filmowego. To znaczyło, że mimo wielu destruktywnych uczuć, które mną targały, musiałam zaciągnąć tyle długów i pracować tak ciężko jak tylko można, żeby móc nadal pozwolić sobie na wynajmowanie mieszkania. Jednak i tak mam niesamowite szczęście, że nie skończyłam (albo jeszcze nie skończyłam) jako jedna z 76 procent kobiet z Wielkiej Brytanii, które doświadczają znęcania się już po odejściu od partnera. To, że przez kilka pierwszych tygodni pomieszkiwałam u przyjaciół, zapewniło mi trochę bezpieczeństwa. Tak samo zakończenie związku w miejscu publicznym. W każdych innych okolicznościach byłby to cios poniżej pasa, ale w tym przypadku stanowiło konieczność: pod żadnym pozorem nie mogłam nigdy więcej zostać z nim sama.

Reklama

Żaden z tych kroków nie był łatwy, ale z każdym mijającym dniem składały się one o wiele łatwiejsze życie i to takie, które jest w całości moje. Gdzieś pomiędzy dzwonieniem na telefony zaufania (niektóre z nich wymieniłam pod tekstem, podobnie jak schroniska dla kobiet), wizytami u lekarza z powodu depresji i niepokoju, przeprowadzania się dla spokoju ducha, pracą non-stop, całym tym słuchaniem Lauryn Hill, czytaniem Andrei Dworkin i wkurwianiem się na maksa zorientowałam się, że moja decyzja oddała mi życie. Skończyło się ustępowanie na rzecz kogoś innego przy każdej decyzji, jaką podejmowałam, bo bałam się tej osoby. I to samo w sobie jest najlepszą decyzją, którą podjęłam w życiu.

Krąży taki mit, że przemoc domowa jest prywatną sprawą dwóch osób, między którymi do niej dochodzi – nikt nie chce się wtrącać lub być jej świadkiem. A ja, właśnie teraz, nazwę to pieprzeniem. Przemoc rozkwita przez ciszę. Kultura, która odwraca wzrok to kultura, która uczy ofiary, że nie ma dla nich żadnego szacunku czy pomocy i że zasługują na to, co im się przytrafia. Mój eks zaatakował mnie, przy kilku różnych okazjach, na środku ulicy i przed mnóstwem ludzi. Nikt nie powiedział ani słowa. Oczy wlepiano w gazety lub w płyty chodnikowe. Po incydentach takich jak te, ofiara czuje się całkiem beznadziejna i całkowicie niedostrzegana.

Tak więc przyglądajcie się uważnie. Chociaż Ray i Janay Rice wierzą, że „pokazują światu czym jest prawdziwa miłość!”, hashtag #CzemuZostałam / #CzemuZostałem pokazuje światu czym nie jest prawdziwa miłość. Im więcej ofiar dostanie szansę poukładać sobie to wszystko dzięki mówieniu o swoich doświadczeniach, tym lepiej. Im więcej postronnych nauczy się rozumieć, rozpoznawać i wskazywać palcami przypadki znęcania się, tym lepiej. Ale, co najważniejsze, jeśli cała ta dyskusja oznacza, że choć jedna osoba zobaczy wszystkie te tweety lub ten artykuł – albo jakikolwiek inny artykuł napisany na ten temat – i poruszy ją to na tyle, by zaczęła mówić o swoich doświadczeniach z przemocą, to wtedy znajdziemy się o krok bliżej do zrobienia porządku z tą epidemią. Ta osoba natomiast znajdzie się o wiele kroków bliżej do zyskania życia bez przemocy, na które on lub ona zasługuje.

Reklama

Poniżej znajdziecie zestaw kontaktów, pod którymi osoby będące ofiarami przemocy domowej w Polsce mogą uzyskać pomoc:

Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" – 801 12 00 02, (22) 668-70-00

Telefon zaufania Centrum Sprawiedliwości w Rodzinie (Warszawa) – (22) 621 35 37

Telefon interwencyjny Centrum Sprawiedliwości w Rodzinie (Warszawa) – 600 070 717

Fundacja Centrum Praw Kobiet

Wykaz specjalistycznych ośrodków wsparcia ds. przemocy w rodzinie