FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

Czy można jeszcze lubić Woody'ego Allena?

Dwa miesiące temu córka reżysera, Dylan Farrow, powiedziała w rozmowie z „Vanity Fair”, że w wieku 7 lat była przez niego wykorzystywana. Czy nikogo nie obchodzi już los molestowanych białych dziewczynek?

Źródło

Gdy byłam dzieckiem Woody Allen był moją pierwszą filmową miłością. Co w sumie by się zgadzało, w świetle ostatnich zarzutów o jego domniemanym ruchaniu dzieci. Bardziej zgadzałoby się tylko, gdybym była jego dzieckiem. Wszyscy wiemy, że Allen poślubił Soon-Yi Previn, adoptowaną córkę jego wieloletniej partnerki Mii Farrow. Wiemy też, albo przynajmniej powinniśmy wiedzieć, że Dylan Farrow, którą zaadoptowali wspólnie z Mią, twierdzi, że była przez niego molestowana. Mimo tych wszystkich wynaturzeń i zarzutów, Allen otrzymał właśnie Złotego Globa za całokształt twórczości. Oczywiście, gdy się tylko dowiedziałam od razu napisałam o tym bardzo kiepskiego tweeta, ale teraz zastanawiam się czy w obliczu wszystkiego miało to w ogóle sens. Podobnie jak wielu moich rówieśników wciąż mam na ścianach pamiątki z filmów Allena. Co jeszcze musiałby zrobić, ile żyć zrujnować, żebym w końcu zdjęła ten plakat „Manhattanu” znad biurka?

Reklama

Natychmiast po wręczeniu nagrody Ronan Farrow, brat Dylan i Soon-Yi napisał na twitterze: „Przegapiłem moment w którym pokazywano podsumowanie dorobku Woody'ego Allena – fragment, w którym kobieta publicznie przyznaje, że molestował ją w wieku 7 lat wstawili przed, czy po „Annie Hall”?”. Media szybko podłapały jego złośliwą (i słuszną) uwagę, ale nikt nie spróbował nawet zanalizować sytuacji, która do niej doprowadziła. Ja również nie mam na to żadnych gotowych odpowiedzi. Mam tylko pytania. W świecie, w którym wszystkich natychmiast oburza każdy najmniejszy błąd popełniany przez praktycznie byle kogo, nikt nie zwrócił uwagi na ciężkie przestępstwo o które podejrzewany jest Allen?! Aż do teraz. Dlaczego tak jest? Ostatnio na celowniku blogosfery znalazł się R. Kelly, inny zniesławiony celebryta-pedofil. Dlaczego dziennikarze i publicyści mogli skarcić Kelly'ego w dziesiątkach artykułów, a Allena nie ruszają? Czy to dlatego, że Kelly to chodzący dowcip, absurdalna parodia artysty R&B, niezdolny do stworzenia czegoś godnego rywalizacji z perfekcyjnością „Annie Hall”? Woody Allen to komik, wiadomo, ale jego twórczości bliżej jest do sztuki niż pospolitej rozrywki. Jego nagroda za całokształt tylko to potwierdza. Trapped in the Closet to żart; „Manhattan” to arcydzieło.

Jestem pewna, że po przyznaniu Allenowi Złotego Globa pojawi się istna nawałnica tekstów na ten temat. Ale dlaczego nie było ich po listopadowym numerze „Vanity Fair”, w którym Dylan, dziś już dorosła kobieta, poczuła powinność wystąpienia i powiedzenia wszystkiego tego, czego bała się wyznać, gdy była przerażoną siedmiolatką?

Reklama

Czemu dopiero taka gala, zdarzenie podrzędne i zupełnie nieistotne dla tej sprawy, może sprawić, że ludzie choć trochę przejmą się dramatem 7-letniego wykorzystywanego dziecka?

Zdjęcie: Kelly Rose

Dwa miesiące temu, już po publikacji „Vanity Fair”,  poszłam na pokaz „Hanny i jej sióstr”, filmu, w którym pojawia się Soon-Yi Previn (siostra Dylan, a obecnie żona Allena) i zadaje pytanie dlaczego fani Allena wciąż go wspierają - tego niedorajdę i niegodziwca, w świetle jego występków. No właśnie. Dlaczego fani wciąż uznają go za legendę? I jak, biorąc pod uwagę okoliczności, wciąż zapełnia kina studyjne i dostaje nagrody? Przez dwa miesiące pozwalałam temu artykułowi pozostać nienapisanym, istniał jedynie jako plik tekstowy z kilkoma luźnymi przemyśleniami. Dlaczego tak długo odkładałam napisanie go? Czy to dlatego, że moje oburzenie jeszcze kilka godzin temu było zupełnie nieistotne?

          Aż trudno uwierzyć, że w filmach Woody'ego Allena wystąpiło 179 najwspanialszych aktorek świata. Jest jeden powód, dla którego to zrobiły. Zrobiły to, bo tego chciały. Chciały tego, bo kobiety u Woody'ego nie są szufladkowane. Każda z nich na swój sposób walczy, kocha, zwycięża i przegrywa. Każda z nich jest prawdziwa. Są tym, co tworzy filmy Woody'ego. I wszystkie te niezapomniane postaci łączy tylko jedno – wszystkie powstały w głowie Woody'ego Allena.

- Diane Keaton, odbierając nagrodę za całokształt twórczości w imieniu Allena

Reklama

Nagroda za całokształt w ogóle nie obchodziła Allena. Nawet jej, kurwa, nie chciał. W końcu nie chciało mu się nawet pojawić na gali i jej odebrać. Dlaczego więc Hollywoodzkiemu Stowarzyszeniu Prasy Zagranicznej chciało się mu ją przyznać? Na tej samej ceremonii Cate Blanchett dostała Złotego Globa za rolę w filmie Allena „Blue Jasmine”. Zagrała w nim pasywno-agresywną wersję Mii, którą głowa Allena stworzyła tak, że przymykając oko na niedyskrecje swojego partnera jest gorsza niż on sam. To okrutne „pierdol się” wymierzone w stronę Farrow – kobiety, która niegdyś była jego muzą, niezaszufladkowaną bohaterką jego filmów, do momentu, w którym powiedział „pierdol się” i ożenił się z jej córką. Czy ten pierwszy raz mu nie wystarczał? Czy nie wystarczy mu niekończące się pasmo sukcesów i status nietykalnej legendy, ikony kina, rok w rok nagradzanej najważniejszymi wyróżnieniami?

Łatwo było nam zignorować igraszki Allena i jego małżeństwo z Soon-Yi, bo do całej sprawy doszło przecież za zgodą obojga z nich. Oczywiście na tyle, na ile może mówić o wspólnej zgodzie w sytuacji, gdy ponad 50-letni mężczyzna rucha adoptowaną córkę swojej partnerki. Można sobie tłumaczyć, że Soon-Yi, pochodząca z kraju rozdartego wojną i pozbawiona głosu, jest tylko postacią tła, jak te czarne dziewczęta, które rzekomo zbezcześcił R. Kelly. Mimo że świadczy to o tym, w jaki okropny sposób ogół społeczeństwa patrzy na (albo odwraca wzrok od) „innych”, to jednak ma to sens. Można sobie wyobrazić, że istnieje jakiś powód, dla którego takie kobiety są pozbawiane swoich praw i ograniczane do stereotypów; dla którego ich odrzucenie przez społeczeństwo i blogosferę to poważny problem. Ale Dylan nie była „inna”. Była przerażoną i wykorzystywaną białą dziewczynką! Czy ludzi nie obchodzi los molestowanych białych dziewczynek? Czy to nie jest przypadkiem jedyne, czym tak naprawdę się przejmują? Mark Anthony Neal, badacz kultury afroamerykańskiej, wypowiedział się o odwracaniu wzroku od niewygodnego tematu przestępstw R. Kelly'ego następująco: „Jedna biała dziewczynka w Illinois i wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej”. Dlaczego niezwykła osobowość i status Dylan, mimo wszystko, nic nie zmieniły?

Reklama

Źródło

Ale wróćmy do mnie, stojącej w przerażeniu przed Aero Theater w Santa Monica, dwa miesiące temu, próbującej wykrzesać w sobie odwagę, aby zapytać stojących obok mnie ludzi dlaczego wciąż ubóstwiają Allena. To była typowa publiczność grającego klasykę kina studyjnego – bogaci, biali, oczytani. Jeśli gdzieś na zachód od Mississippi była idealna grupa odbiorców Allena, to właśnie wchodziła do Aero. Byłam zbyt zdenerwowana by podejść do kogokolwiek, w końcu temat, który chciałam poruszyć to tabu. Nikt o tym nie rozmawiał, bo nikt nie chciał o tym rozmawiać – woleli, by to antyczna sztuka, prawdziwe klasyki, mówiły same za siebie. No i dobrze. Ale jeśli ludzie wolą jego „starsze, śmieszniejsze dzieła”, to czemu pozwolili mu później na kręcenie mroczniejszych, bardziej mizantropicznych filmów? I czemu wielokrotnie go (albo przynajmniej jego aktorów) za to obdarowywali nagrodami? I czym on jest tak ciągle rozgoryczony? Na litość boską, udało mu się uniknąć więzienia. Poślubił jedną córkę, rzekomo molestował drugą i nawet nie musiał po tym uciekać z kraju, jak Polański. Całkiem nieźle mu poszło, nie?

Gdy zobaczyłam młodą parę wchodzącą do kina i trzymającą się za ręce pomyślałam sobie, że „może ci młodzi i bardziej wykształceni widzowie odpuszczają mu, bo tak kochają jego starsze filmy”. W wywiadzie dla „Vanity Fair” Dylan opowiada o ataku paniki, którego doznała w college'u, gdy zobaczyła pewną studentkę w koszulce z Allenem. Oczywiście musiało się na niej znajdować jego dawniejsze zdjęcie – bo mimo że wciąż nagradzamy jego twórczość, to nikt nie chodziłby w koszulce z twarzą osiemdziesięciolatka. Jakby nie było, American Apparel na swoich bilbordach nie wykorzystał nielegalnie kadru z „Życie i cała reszta”, tylko z „Annie Hall”. Tragedia z Dylan miała miejsce, gdy ci ludzie, którzy dziś noszą koszulki z Allenem, byli jeszcze niemowlętami.

Reklama

Rozmawiałam ze znajomym znajomego i gdy opowiedziałam mu co chciałam osiągnąć stojąc pod Aero, nie zjechał mnie od razu, ale rzucił za to tym oklepanym tekstem: „Idąc tym tokiem myślenia musielibyśmy skreślić też Picassa i Sir Arthura Conan Doyle'a”. Powiedziałam mu, że stchórzyłam i nie umiałam zadać tych pytań, na których tak mi zależało. „Nic dziwnego” – odpowiedział – „To odważne pytanie, szczególnie w takim miejscu”. To standardowa odpowiedź, część tego całego przekonania o „sztuce dla sztuki”. Odwieczny argument głoszący, że „wybitność czyjejś twórczości może negować i przesłaniać każdy inny aspekt ich życia”. Tak, to na pewno gwarantuje nagrodę za całokształt. Ale gdzie i jak powiedzieć „stop”? W którym momencie talent artysty (zazwyczaj mężczyzny, naturalnie) może już przesłonić ciężar jego okropnych czynów? Czy to w porządku, że Phil Spector zabił tamtą kobietę, bo ona nigdy nie byłaby w stanie stworzyć nic tak pięknego jak „Be My Baby”? Klasyczne Allenowskie filmy specjalizowały się w miejskich opowieściach o nowoczesnej miłości;  pedofilia jednak jest stara jak świat, szczególnie jeśli chodzi o „artystów”. Czy to dlatego mu odpuściliśmy?

Bycie zbyt zdenerwowaną, by wymówić te słowa, zadać te pytania, miało sens. Musiałam się napić, żeby poruszyć ten temat w środowisku imprezowym. I nawet wtedy, w 9 na 10 przypadków, gaszono mnie tekstami w stylu „nigdy nie dowiedli, że ją molestował”. Przed opuszczeniem kina podeszłam do dość normalnego, białego gościa, przed trzydziestką, stojącego z kubkiem kawy. Zapytałam go, jak może pogodzić oglądanie filmów Allena z wiedzą o jego występkach. „Nie wiem” - odpowiedział po chwili. „Nie zastanawiam się nad tym”.  No co ty kurwa nie powiesz.

Moim ulubionym filmem Allena są „Zbrodnie i wykroczenia”. Jego głównemu bohaterowi udaje się umknąć wymiarowi sprawiedliwości, a jego jedyną karą jest życie z poczuciem winy i świadomością, że popełnił morderstwo. Pasuje do obecnej sytuacji Allena jak ulał. Ale oczywiście znacznie łatwiej jest, kiedy nie musisz uciekać przed sprawiedliwością, bo nikogo twoje przestępstwa w ogóle nie obchodzą.

CO ZROBIĆ, BY W 2014 NIE BYĆ BEZSENSOWNIE BIEDNYM

20 NAJCIEKAWSZYCH FILMÓW NA 2014 ROK

MODELING: JEDYNY BIZNES, W KTÓRYM KOBIETY ZARABIAJĄ WIĘCEJ NIŻ MĘŻCZYŹNI