FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Daj żyć. Warszawski rynek mieszkań do wynajęcia.

Czytasz ogłoszenie w internecie, opis brzmi nieźle : przytulnie, wysoki standard, nowa zabudowa, winda. Umawiasz się z właścicielem na oglądanie i z chwilą kiedy przekraczasz próg rozumiesz już, że był to wielki błąd.

Jeśli jesteście młodymi ludźmi w przedziale wiekowym 20-35 to z całą pewnością doświadczyliście już wątpliwej przyjemności poszukiwania przytulnego lokum. Prawie codziennie na facebooku widzę jak moi znajomi publikują rozpaczliwe prośby o pomoc w poszukiwaniach mieszkania. Sama dobrze wiem jakie to uczucie – odkąd cztery lata temu wyprowadziłam się z rodzinnego domu wynajmowałam już sześć mieszkań. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że znalezienie czegoś w przyzwoitym standardzie i przyzwoitej cenie graniczy z cudem.

Reklama

Zacznijmy może od ustalenia wymagań, które stawiamy sobie przed tym trudnym wyborem. W pewnym momencie wydawało mi się, że moje oczekiwania są zbyt wybujałe jak na warszawski rynek. Po kilku rozmowach ze znajomymi dotarło do mnie jednak, że na szczęście nie ma we mnie nic z rozpieszczonej księżniczki. To właściciele mieszkań zdają się być całkowicie oderwani od rzeczywistości. Standardowa lista oczekiwań młodego człowieka sprowadza się bowiem to tych kilku punktów:

1. Białe ściany

2. Woda miejska

3. Balkon

4. Bez mebli (Zwłaszcza dywanów, meblościanek i zepsutych telewizorów)

5. Przyzwoity standard (Ikea jest naprawdę ok w porównaniu do niektórych arcydzieł wystroju)

6. Duże okna (Nikt nie chce mieszkać w klicie i jednym małym lufcikiem. Serio.)

Kiedy myślę o „przytulnym kąciku” to w mojej głowie pojawia się niewielkie mieszkanie w starej warszawskiej kamienicy, zielone, mokotowskie podwórko, drewniane podłogi i dużo słońca wpadającego przez okna. Marzy mi się kuchnia otwarta na salon, szafki i ściany pomalowane na biało oraz stół z jasnego drewna. Nieśmiało wizualizuję sobie również łazienkę z nowymi kafelkami i sedesem, który przynajmniej sprawia wrażenie, że nie siedziało na nim 150 osób przede mną. Wanna byłaby miłą wartością dodaną. Jestem kobietą więc nie byłabym sobą gdybym zapomniała powiedzieć o przestrzeni na moje ubrania – nie chodzi mi tu o jakąś gigantyczną garderobę. Wystarczyłaby zwykła szafa wbudowana w ścianę w przedpokoju.

Reklama

Pora się jednak obudzić i stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością.

Czytasz ogłoszenie w internecie, opis brzmi nieźle : przytulnie, wysoki standard, nowa zabudowa, winda. Umawiasz się z właścicielem na oglądanie i z chwilą kiedy przekraczasz próg rozumiesz już, że był to wielki błąd. Winda, owszem, jest ale nie odważył byś się wsiąść. Zresztą obok drzwiczek wisi tabliczka z ostrzeżeniem „Obiekt zabytkowy. Ze względu na stan dźwigu prosimy nie przewozić rowerów, mebli i ciężkich obiektów.” Dzwonisz dzwonkiem i wchodzisz do tej „przytulnej” jaskini.  Z pawlaczy wysypują się tony przedmiotów po babci, w kuchni szafki pamiętają kolorowe lata 70te, zamrażarka wypełniona jest mięsem, którego pochodzenia nie chcesz znać. Wchodzisz do salonu, w którym unosi się ciężki zapach kurzu. Nic dziwnego skoro pod stopami masz mięsisty dywan, który prawdopodobnie nigdy nie został uprany. Meblościanka z ciemnej sklejki zasłania całkowicie jedną ze ścian, na drugiej jest niewielkie okienko umieszczone pod sufitem, z którego sączy się strużka światła a na trzeciej ścianie wiszą gęsto półki i wątpliwej urody pejzaże wiejskie. W tym momencie boisz się już łazienki do tego stopnia, że delikatnie sugerujesz właścicielowi, że bardzo się śpieszysz. I bardzo słusznie bo prysznic porośnięty jest grzybem, z sufitu odpada tynk a kibel z pożółkłego plastiku wygląda jakby miał się zaraz rozpaść. Spontanicznie przypominasz sobie o niewyłączonym żelazku i uciekasz w popłochu. Szkoda tylko, że to już 38 mieszkanie, które oglądasz a widmo zostania na bruku staje się coraz bardziej realne.

Ostatnim zagadnieniem, które chciałabym tu poruszyć jest kwestia wysokości czynszu. Jako młody i ambitny pracownik kreatywny nie zarabiam nawet równowartości średniej krajowej. Sami na pewno znacie to uczucie, kiedy przychodzi szczęśliwy dzień wypłaty a zaraz po nim mniej szczęśliwy moment przelewu czynszu za mieszkanie. Na całą resztę miesiąca zostaje wam 300 zł. Dlatego więc chciałabym, aby moje wymarzone mieszkanie nie kosztowało więcej niż ½ moich zarobków. Niestety graniczy to z cudem bo zawsze znajdzie się grupka 8 studentów z Łomży, którzy chętnie podzielą się czynszem za kawalerkę w centrum Warszawy.

Jeśli masz ochotę na więcje to zobacz też:

KAC NEWS VOL.14

Jak zarabiać kupę hajsu grając w gry komputerowe