FYI.

This story is over 5 years old.

gry

​Dlaczego nostalgia za grami retro jest dla pozerów?

W 1998 roku przeprowadzono badania, według których tylko 6% gospodarstw domowych w Polsce posiadało „konsolę do gier komputerowych", a 14% „komputer osobisty". A nagle wszyscy nostalgicznie wspominają sprzęty, których nawet nie mieli

Magazyny ze zbiorów autora

Nintendo właśnie wypuściło stylizowaną na NES-a retrokonsole posiadającą 30 gier na pokładzie i wejściem hdmi. Oryginalny NES ma jedną solidną przewagę nad jego współczesnym wcieleniem: gniazdo na kartridże (jeżeli kolekcjonowałeś do tej pory gry na tym nośniku konsola okazuje się średnio użyteczna). Właśnie została przekroczona cienka linia między chęcią poznawania historii, a konsumpcyjną nostalgią.

Reklama

Urodziłem się w 1994 roku. Ledwo pamiętam lata 90., więc wyjątkowo wkurza mnie mówienie o nich w nostalgicznym kontekście przez moich rówieśników. Zanim mnie zlinczujecie powiem, że nie mam nic przeciwko studiowaniu dziejów gier komputerowych i zbieraniem artefaktów z tym związanych. Sam tak robię, mam w szufladzie Segę GameGear, która wyglądała jak bardzo opasły Gameboy Advance pierwszej generacji. Nie wyciągam tego sprzętu przy każdej okazji z szafy i nie mówię: „Oooo. Kiedyś to były gry. Patrz jak ten Mortal Kombat śmiga na tym. Grywało się na takich sprzętach". No właśnie nie grywało.

W 1998 roku CBOS przeprowadził badania, według których tylko 6% gospodarstw domowych w Polsce posiadało „konsolę do gier komputerowych", a 14% „komputer osobisty". Sprzęt z potencjałem do grania był stosunkowo rzadki, a ten nastawiony tylko na nie prawie nie istniał. Proszę, nie mówcie, że granie na czymś, z czym przez dzieciństwo nie mieliście styczności jest dla was nostalgiczne.

Oczywiście są zajawkowicze, którzy poświęcają dużo uwagi swoim sprzętom, planują kolejny zakup, jeżdżą po całym kraju, by dostać akurat ten model z tym numerem seryjnym. Takich ludzi chętnie śledzę i słucham ich często krzywo prowadzonych wywodów. Obok zajawkowiczów są też jednak zakupowicze, którzy po prostu gromadzą kolejne zabawki, bo ich półka ma nadrobić ostatnie miejsca na tablicy wyników w Cywilizacji albo CS-ie. Jedyne co potrafią opowiedzieć, to to jak kupili dany sprzęt, z określeniem dlaczego jest on tak wyjątkowy mają już problem. Konsole tych ludzi często po pierwszym włączeniu okazywały się zepsute, potem trafiały na półkę jak współczesne jelenie rogi (choć mogłoby robić za cennych dawców organów).

Reklama

Od gamerów dla gamerów. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Dziś nostalgia to coraz bardziej biznes. Kolejne gry są odświeżane tylko po to, by dostosowane były pod oko odbiorcy przyzwyczajonego do komfortu grania na swoim ogromnym 60 calowym telewizorze, a dźwięki w nich podmieniane, by przypadkiem coś nie trzeszczało w jego zestawie surround. A jendak Pegasus podłączony do starego telewizora CRT był swoistym kominkiem dla dzieciaków, które akurat miały kumpla lub koleżankę mającego go w posiadaniu.

Prawdziwa nostalgia wygląda inaczej. Świat wirtualny bardzo pochłaniał, ale często inspirował do działań w rzeczywistości. Kupowanie kolejnych szwankujących rzeczy w poszukiwaniu czegoś, co działa, było częścią doświadczenia (wydałem prawie 200 złotych w trzech próbach,nim znalazłem całkowicie sprawny kartridż pierwszych Pokemonów). Nie zliczę naszych LARP-ów inspirowanych Baldurem czy Falloutem – swoją drogą materiał źródłowy do nich pochodził z pierwszej godziny gry, bo mając te 8 lat nie za bardzo rozumiało się mechanikę. Może zabrzmię jak rzężący dziad, ale najbardziej dzikie wyprawy to były te z ukradzionym młotkiem i gwoździami do budowy bazy na tyłach opuszczonego domu. Z tym nawet zakazany owoc, czyli pierwsze GTA, przegrywało walkę sromotnie.