FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Dmitrij umiera i opisuje to na swoim blogu

Dmitrij Panov ma 25 lat i nieuleczalnego guza mózgu. Na blogu „Śmierć ze swagiem" pisze o swoim życiu i chorobie

Dmitrij, jeszcze jako student psychologii. Wszystkie zdjęcia dzięki Dmitrij Panov

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Germany

1 lutego 2016 roku 25-letni Dmitrij opublikował na swoim blogu następujący wpis:

„Cześć, mam na imię Dmitrij Panov i niedługo umrę. Może zabrzmi to dziwnie, ale taka jest prawda".

Pewnego grudniowego dnia, mniej więcej cztery lata wcześniej, Dmitrij czekał samotnie w gabinecie zabiegowym, wymęczony przez badanie rezonansem magnetycznym, które właśnie przeszedł. Lekarz potrzebował tylko kilku sekund, żeby postawić diagnozę. Złośliwy rozrost komórek w mózgu – nowotwór. Dmitrij od razu zadzwonił do swojej mamy i z ulgą w głosie powiedział, że w końcu wie, co mu dolega.

Reklama

Studiował psychologię w Marburgu. Poszedł do lekarza, gdy nie mógł dłużej znieść bólu w plecach i nieustających nudności. Ortopeda uznał, że to przez napięcia – fizjoterapeuta wysłał go do internisty. Około miesiąca później Dmitrij grał w Tetris, gdy nagle upadł na ziemię. Obudził się w szpitalu klinicznym w Marburgu, gdzie w końcu zbadał go neurolog. Gdy potwierdziło się, że ma guza mózgu, operację zaplanowano już na następny ranek. Z niecierpliwością wyczekiwał operacji i radioterapii. Ból, wymioty, omdlenia – w końcu miał się od tego wszystkiego uwolnić. Początkowo poddawano go naświetlaniu co sześć tygodni, później co kilka miesięcy.

Lekarze nie mogli mu poświęcić wiele czasu. Czasem któryś zapytał, jak się ma pacjent, ale nie starczało mu cierpliwości, żeby spokojnie wysłuchać odpowiedzi. Dmitrij potrzebował zbyt wielu słów, żeby opisać, jak się czuje. Któregoś razu po pobieraniu krwi całe spodnie miał uwalane krwią. Nie usłyszał nawet słowa przeprosin od pielęgniarki.

Skutki źle wkłutego wenflonu

„Dzięki operacji poznałem zalety mocnych środków znieczulających (spektakularne wizje!) i cewnika (wizyty w toalecie są dla plebsu). Po dziesięciu dniach wypełzłem z powrotem na świat. Potem miałem naświetlanie i chemioterapię – i wszystko było dobrze przez następne kilka lat. Byłoby miło, gdybym mógł w tym miejscu zakończyć moją opowieść".

Leczenie przynosiło owoce i po dwóch latach bez raka obawy Dmitrija zaczęły się rozwiewać. Jednak o „wyleczonym nowotworze" można mówić dopiero po pięciu latach, a nie dwóch.

Reklama

Podjął na nowo studia i wrócił do swojego dawnego życia – grał na konsoli i oglądał filmy z przyjaciółmi. Dołączył do uniwersyteckiej trupy teatralnej, dyskutował o filmach na internetowym forum z innymi użytkownikami i spotykał się z nimi w realu. Uwielbiał tę społeczność. Gdy pierwszy raz zachorował, wieści szybko rozeszły się po Facebooku i ludzie, którzy znali go tylko z internetu dzwonili, by okazać wsparcie. Przez lata Dmitrij zebrał 680 filmów na DVD. Jego ulubione pozycje to Kill Bill, Genialny klan i oryginalna, południowokoreańska wersja thrillera Oldboy.

W kwietniu 2015 roku, na rok, zanim oficjalnie uznano by go za wyleczonego, znów trafił od lekarza. Zdiagnozowano u niego nawrót – ten sam rodzaj raka w tym samym miejscu. Przeszedł kolejną operację, a po niej chemioterapię i naświetlania. Zaczął liczyć swoje wolne od raka dni od zera.

Dmitrij ze znakami do radioterapii

Pod koniec 2015 roku przebadano jego płyn rdzeniowy, co przyniosło nową diagnozę: przerzuty w mózgu. W rezultacie przeszedł kolejną serię chemioterapii. Lekarze nie byli w stanie wyeliminować przerzutów, ale chcieli „w miarę możliwości zoptymalizować jakość życia". Dmitrij miał rdzeniaka zarodkowego czwartego stopnia w móżdżku – tej części mózgu, która odpowiada za koordynację ruchową. Nowotwór, gdyby urósł większy, mógłby zacząć wpływać na utrzymywanie równowagi, albo uciskać korę wzrokową.

Rdzeniaki czasem nazywa się „guzami dziecięcymi", ponieważ zazwyczaj występują u młodych pacjentów. O tym, jak wpływają na dorosłych, wiadomo niemal tyle, co nic, więc lekarze musieli eksperymentować.

Reklama

Wiadomość, że właściwie nic już nie da się zrobić, nie zaskoczyła Dmitrija. To, że guz nie nadawał się do operacji, oznaczało, że Dmitrij mógł spędzić Boże Narodzenie ze swoją babcią, zamiast w szpitalu. I tak przez chemioterapię przegapił już jej urodziny.

Niewesołe wieści sprawiły, że o drugiej w nocy pierwszego lutego umieścił pierwszy wpis na swoim blogu:

„Cześć, mam na imię Dmitrij Panov i niedługo umrę. Może zabrzmi to dziwnie, ale taka jest prawda".

Nazwał swój internetowy dziennik „Śmierć ze swagiem" i co cztery dni wrzucał na niego coś nowego, by pokazać, że nieuleczalna, nieunikniona choroba to nie koniec świata. Chciał po sobie coś pozostawić.

Urodził się 25 lat temu, jeszcze w Związku Radzieckim. Wokół szyi miał owiniętą pępowinę i nie oddychał. Jego matka, która dziś mieszka w Herborn, około 50 km od syna, mówi, że cztery godziny zajęło przywrócenie go do życia. Wygląda na to, że niedługo i tak straci swoje jedyne dziecko.

Jeśli kroplówka nie spływa dostatecznie szybko, w rurce może pojawić się krew

Po wizytach w klinice Dmitrij wracał do swojego mieszkania, które dzieli ze swoją najlepszą przyjaciółką Sabine. Od czasu do czasu dzwoni do swojej matki, ale nie chce się do niej z powrotem wprowadzić. Sam przyznaje, że łatwo traci cierpliwość a w dodatku u jego mamy nie ma porządnego WiFi. Zamiast wrócić na studia, całymi dniami oglądał filmy i grał na konsoli. Jego trupa wystawiła Bądźmy poważni na serio Oscara Wilde'a i podczas premierowego przedstawienia wszedł chwiejnym krokiem na scenę. Gdy ucichły oklaski, jego koledzy z roku zabrali go prosto do szpitala.

Reklama

„Uczucie, że nigdy nie wyjdę z tej kliniki, pomału staje się coraz silniejsze. Bardzo możliwe, że mi się pogorszy. Czy jestem w stanie to zaakceptować? Jeszcze nie. To takie irytujące, że lekarze zawsze każą ci czekać. Bolą mnie plecy, nogi, co chwila boli mnie też tyłek. Kroplówka wciąż spływa. Mogłoby być gorzej. Nie chcę myśleć, co zrobię, gdy będzie naprawdę źle".
(29 kwietnia 2016 roku)

Dmitrij przeszedł kolejną operację i sześć tygodni radioterapii. Usłyszał, że może zostać sparaliżowany od pasa w dół. Zaczął spisywać swój testament – jego kolekcja filmów będzie potrzebować nowego właściciela. Gdy czuł, że białe ściany kliniki otaczają go i zamykają się nad jego głową, pomagało mu czytanie komentarzy od czytelników.

„Co miało dla mnie znaczenie, ale już nie ma:
Studia.
Seks".
(lipiec 2016 roku, sekcja „Zapytaj mnie o cokolwiek" na Reddit)

Umieszczono go w centrum rehabilitacji, a nie w hospicjum, ponieważ miał jeszcze trochę pożyć. Nie chciał wiedzieć, ile dokładnie zostało mu czasu. Nie boi się śmierci – niektórzy umierają nieszczęśliwi w wieku 100 lat, on umrze spełniony przed trzydziestką. Napisał, że nie interesuje go podróż dookoła świata, choć żałuje kilku rzeczy: np. nigdy nie poszedł do chińskiej knajpki typu „jesz, ile chcesz" nieopodal supermarketu Penny w Bonn; nie zobaczy też wszystkich fajnych gier komputerowych, które dopiero mają się ukazać.

„Ostatnio napisałem, że raczej nie boję się śmierci. Może powinienem był powiedzieć: nie boję się być martwym. Umieranie to proces, podczas którego wciąż masz w sobie trochę życia, więc czasem myślę, że boję się życia".
(11 maja 2016 roku)

Reklama

Był słoneczny, majowy dzień, a Dmitrij siedział w swoim pokoju na oddziale neurologii w klinice w Hesse i prawie nie mógł się ruszać. Tam właśnie go spotkałam. Pozostali pacjenci wyszli na spacer albo leżeli na trawniku w pobliskim parku. Jedno ze skrzydeł szpitala jest przeznaczone dla pacjentów z problemami umysłowymi, w drugim ludzie odzyskują swoje fizyczne siły. Dmitrij czasami nie był pewien, w którym z nich się znalazł.


Polub NASZ FANPAGE VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Oglądał filmy, grał i wyglądał przez okno, wychodzące na las. Widoki mało go obchodziły. Bolały go plecy i całymi dniami nie mógł znaleźć wygodnej pozycji. Ostatnio zdiagnozowano u niego kolejny przerzut, tym razem na jeden z kręgów. Czasem na około pół godziny tracił wzrok.

„Ranek/południe – prawdopodobnie najgorszy ból w moim życiu. Od około godziny jest nieco lepiej (dzięki temu, że odstałem paracetamol na gorączkę). Daleko do ideału, ale mogę siedzieć i nie krzyczę już bez przerwy z bólu. Mam nadzieję, że tak już zostanie – po pierwsze dlatego, że chciałbym stąd wyjść, a po drugie, bo nie wiem, czy zniósłbym jeszcze raz coś takiego".
(4 czerwca 2016 roku)

Dmitrija wypisano do domu 9 czerwca bieżącego roku.

Po jego śmierci Sabine umieści za niego ostatni wpis na blogu.