FYI.

This story is over 5 years old.

Festivals

Dlaczego holenderskie techno jest lepsze niż filharmonia

Energylandia to największy polski festiwal muzyki hardstyle w największym polskim wesołym miasteczku

Fot. Ewelina Lasota

Energylandia to festiwal muzyczny lepszy od Open'era i koncertów symfonicznych Wagnera. Open'er przyszłości, futurystycznej przyszłości, która może, ale wcale nie musi nastąpić. Event obecnie niszowy, na uboczu zainteresowania tłumów, z jedną sceną zamiast czterech albo stu pięćdziesięciu jeden i pół scen jednocześnie. Energylandia to wydarzenie muzyczne, które dostarcza energii o wiele mocniejszej niż festiwale, które obecnie mają największe środki na PR i promocję w mediach.

Reklama

Hardstyle'owcy to subkultura mocnych wrażeń, radosnej i ściśle określonej supermetody tańczenia, migających światełek zakładanych w formie bransoletek na nadgarstki, albo trzymanych w dłoniach jak miecze. Dobrym dodatkiem do festiwalu są dla nich narkotyki o działaniu euforyzującym w łagodnych dawkach, najlepiej pół dobrej piguły z Holandii, która trzyma przez kilka godzin, a potem łagodnie schodzi bez efektu zbyt dużego doła i łatwo pozwala zasnąć. Trzeba tylko pamiętać, żeby kupować towar od dobrego dilera, brać z ogromnym wyczuciem, bo brak umiaru grozi szybką śmiercią. A tak na serio, nie bierzcie narkotyków, bo wystarczy się nawzajem szanować, żeby czuć się dobrze. Narkotyki to nie zabawa, tylko uczenie się samego siebie, podróż duchowa i badanie świadomości.


Po imprezie, na imprezie, przed imprezą. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Hardstyle, holenderskie techno, to scena, która w krajach otwartych na narkotyki ma bardzo silny following. To scena mocnych graczy, którzy wyciskają z weekendów sto procent plus nieskończoność. W Holandii na te imprezy przychodzą całe „narody miłośników hardstyle'u". To są masy ludzi, o skali podobnej jak w totalnie pokręconych kościołach powszechnych królestwa bożego w USA, gdzie msze odbywają się na stadionach.

W Polsce hardstyle'owych eventów jest jak na razie za mało, tak samo jak za mało jest tu wolności i swobody wyboru. W Holandii amatorzy twardego stylu zbierają się w wielkich halach na imprezach typu Dominator, żeby wspólnie doświadczać muzycznej halucynacji, w której podstawą jest bit. Bit, mocny jak cios pięści, seksualny jak pocisk energii, który wchodzi w ciebie w szybkim rytmie i doprowadza do szału. W hardstyle to bit, czyli perkusyjną stopę, słychać najwyraźniej i to ona dyktuje ci nakaz rozpoczęcia wesołego hardstylowego tańca.

Reklama

To, co słyszysz w hardstyle'u na drugim planie, to symfonia. Transowa symfonia dźwięków i harmonii nieraz o wiele lepszych niż te, które sprzedają ci w zardzewiałych murach filharmonii narodowych, gdzie odgrywa się często nieaktualną muzykę, spleśniałą jak przeterminowany chleb. Energia hardstyle'u to takie Adagio for Strings Tiesto w różnych wersjach puszczonych na loopie. W skrócie, pocisk. Pocisk energii.



W filharmonii nie znajdziesz tego piękna, które usłyszysz w hardstyle'u z jednego powodu. Nie wejdziesz tam w trans, i nie znajdziesz tam miejsca na to, żeby tańczyć. Do pełnego odczucia piękna potrzebny jest taniec, a to co ci go umożliwi to trans. Hardstyle to najlepsze motywy muzyki klasycznej zapętlone po to, żebyś mógł przeżyć ekstazę. Żeby twoja piguła zadziałała jeszcze mocniej. Żebyś na całym ciele miał dreszcze, które będą po tobie ociekać jak woda i obmywać cię z brudu tego świata. Żeby spłynął z ciebie cały smutek i ból uzyskany w kontakcie ze smutną codziennością, niesprawiedliwością reguł gry kapitalizmu albo po zetknięciu się z destrukcyjnymi ludźmi.

Hardstyle oczyszcza. Oczyszcza z niskich wibracji złości, zawiści, zazdrości, agresji i pokazuje ci błogie światy wolności i czystej radości za pomocą dziwnej matematyki piękna i emocji. Hardstyle to kultura wysoka tak samo jak Berghain. Berghain, berliński klub – świątynia techno i rejwów, doczekał się w końcu formalnego, ustawowego przyznania mu miana kultury wysokiej przez system prawodawczy w Niemczech. W końcu zaczynamy zmieniać optykę. Kultura wysoka to nie tylko tradycja i powtarzanie zastałych schematów. Okazuje się, że techno to też kultura wysoka, przynajmniej tak ustalił niemiecki rząd.

Energylandia to festiwal, który odbywa się na terenie przylegającym bezpośrednio do wesołego miasteczka. Dostajesz pakiet. Wjazd na imprezę, łącznie z możliwością korzystania z kolejek górskich i całego tego sprzętu dostarczającego ci adrenaliny. Z kolei śmiechu dostarcza ci inny widok. To podział, który naprawdę mógłby zniknąć. Wyobraź sobie, że wchodzisz na teren parku rozrywki, żeby przedostać się na teren festiwalu. W wesołym miasteczku widzisz rodziny z dziećmi, generalnie taką Polskę, starszych ludzi, smutne życie pełne nakazów i zakazów. Potem masz ogrodzenie, płot, taki mur berliński. Za nim jest rozbawione stado kochanych dzikusów, zabawnych tańczących istot, dzieci wolności. I widzisz te smutne rodziny z dziećmi siedzące na smutnych ławkach, którzy obserwują te wesołe dzieci wolności. Dzieci, które otrzymują wolność, robią, co chcą, i przy tym nikogo nie krzywdzą, niczego nie niszczą, i to nie dlatego, że są obserwowani przez dwadzieścia osób z ochrony. O co chodzi?

Chodzi o to, że państwo policyjne to nie jest dobre rozwiązanie, i że nadzór policji albo ochrony nie ma żadnego wpływu na to, że hardstyle'owiec nie robi nikomu krzywdy na festiwalu. Wróćmy do tematu. A więc jesteś na Energylandii i widzisz ten podział. Najpierw masz ludzi w wesołym miasteczku, potem płot, a za nim hardstylowców. Masz tych starszych ludzi na smutnych ławkach, obżerających się tłustymi zapiekankami. Masz ogrodzenie, płot, mur berliński, czyli sztuczny podział. I masz dzieci wolności. I widzisz ten absurd. Bo serio, wystarczyłby jeden krok. Jeden krok żeby przejść przez ten płot, przez tę durną zasadę, że starzy ludzie z dziećmi nie mogą bawić się razem z dziećmi wolności. Jeden krok do tego, żeby zburzyć płoto-mur-berliński, dołączyć do hardstyle'owców, bawić się razem niezależnie od tego, co nas różni.

Zakładamy na siebie jakąś tożsamość, sztuczną definicję siebie, głupie schematy które nas ograniczają, blokują i bolą. A wystarczyłby jeden krok do wspólnego celebrowania niebiańskich harmonii hardstyle'u, niezależnie od różnic, klasyfikacji, i etykietek. Zburzmy ten płot, sztuczne podziały. Niech smutne rodziny z dziećmi dołączą do wesołych dzieci wolności. Potrzebujemy więcej światła afirmacji i tolerancji, a nie mroku skostniałych zasad, destrukcyjnych uprzedzeń, mrożącej krew w żyłach ciemności nienawiści. Złammy reguły gry, które są durne, niesprawiedliwe albo destrukcyjne. Nauczmy się przerabiać gówno na światło, bądźmy alchemikami. Mamy jedno życie. Mur berliński powinien być burzony za każdym razem, gdy tylko rodzi się na nowo.