FYI.

This story is over 5 years old.

Życie jest eXtra

Fajna ta Twója religia, wnusiu

Kościoła katolickiego to ja nie uważam. Nie szanuje królestwa synów chłopskich. Bezkarnych prostaczków w sukienkach, marnujących potencjał energetyczny rytuału. Kryją kolegów pedofili, żyją w dostatkach, hipokryzji, seksualnej frustracji...

- Cześć Babciu. Wracam właśnie z lasu po całym dniu na pikniku ze znajomymi. Idziemy sobie, aż tu nagle spotykamy Matkę Boską. (…) Nie. Nie żywą. Tu nie Compostela, jesteśmy w Ojcowie. Ktoś na drzewie zawiesił ołtarzyk. Wiesz, że kościoła katolickiego to ja nie uważam. Nie szanuje królestwa synów chłopskich. Bezkarnych prostaczków w sukienkach, marnujących potencjał energetyczny rytuału. Kryją kolegów pedofili, żyją w dostatkach, hipokryzji, seksualnej frustracji… jeśli wolno mi sobie pozwolić na takie uogólnienie, ale…

Reklama

Musze Ci babciu powiedzieć, że mam takie olśnienie i bardzo lubię Matkę Boską. Matka Boska jest ekstra. Taka dyżurna Matka. Twoja, moja, całego narodu. Matka wszystkich ludzi. Zawsze można się do niej zwrócić. Trochę zbyt upubliczniona, niecnie wykorzystywana, zbrzydzona, wyświechtana, ale… działa."

Babcia jest uczestniczącą i głęboko wierzącą Katoliczką. Uczyła mnie dzielnie wszystkich paciorków, a ja łykałem je jak pelikan. Bez specjalnego zrozumienia, może poza "Aniele Boże Stróżu Mój", klepałem już prawie litanie z pamięci. Taki miałem wkręt, uczyłem się modlitw i flag. Znałem prawie wszystkie. Jednak już w trzeciej klasie podstawówki, katechetka wezwała rodziców, gdyż nagryzmoliłem siedmiostronnicowy esej na sprawdzianie, w którym zanegowałem kilka dogmatów, wykazałem znane mi synkretyzmy i wypowiadałem wiarę w Trójcą Świętą. Jeszcze nie wiedziałem o pedofilii, HIV, Inkwizycji i Krucjatach, a już czułem nosem, że może i Pismo Święte, ale obsługa doktryny, straciła kontakt z absolutem. Krzywdzą, nie medytują, dawno zapomnieli, jaka jest ich rola, czym jest esencja tych przepięknych rytuałów.

Dopiero pracując z szamanami z ameryki południowej zdałem sobie sprawę, że w chrześcijańskich ceremoniach mamy do czynienia z fantastycznym potencjałem. Jak wielki energetyczny rytuał jest w zasięgu ręki. Pół Polski co niedzielę stawia się na godzinę w Kościele i może coś przyjąć. Dawanie dobra wymaga dużej pracy, koncentracji i kontemplacji. Zaangażowania, lektur na poziomie i wnikliwej rozkminy. Oni nie mają czesu na takie rzeczy. Liczą kasę, piją koniaki i uprawiają politykę.

Kiedyś w przedziwnych okolicznościach zostałem nawet lektorem. "Czytanie z listu świętego Pawła do Tesaloniczan. Bracia…". Miałem długie włosy, licealną brodę i białą albę. Podobno wyglądałem jak sam Pan Jezus. Moi znajomi czasami całymi grupami palili lole, po czym wbijali się do trzeciego rzędu na mszę, w samo południe i wychodzili chichocząc zaraz po moim "Bogu niech będą dzięki." Lubiłem te publiczne wystąpienia, zawsze miałem parcie na szkło. Szybko jednak poczułem swąd kuchni, zaplecza. Pieśń, pleśń, pieniądz, frustracja seksualna i zepsucie. Uciekłem, kiedy inni lektorzy z chłopakami z Oazy, po żniwach z kolędowych napiwków "jechali na dziwki". Tam Boga nie było.