FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Samotność w sieci

Jakiś czas temu w Nowym Jorku można było zobaczyć kilku (domniemanych) singli płci męskiej, kręcących się wokół budek telefonicznych na placu Times Square. Z pozoru nic w tym nadzwyczajnego - przecież nowojorczycy nieustannie umawiają się na randki...

Jakiś czas temu w Nowym Jorku można było zobaczyć kilku (domniemanych) singli płci męskiej, kręcących się wokół budek telefonicznych na placu Times Square. Z pozoru nic w tym nadzwyczajnego - przecież nowojorczycy nieustannie umawiają się na randki, prawda? Amerykanie to wręcz notoryczni randkowicze. Z tą różnicą, że tym razem to nie były zwykłe budki telefoniczne ; te wyposażone były w kamery przemysłowe, 24 godziny na dobę transmitujące obraz do sieci (z przekierowaniem na witrynę Cam 2). Na budkach przylepiono wyciętą z papieru podobiznę internetowego mema "Forever Alone". Goście z portalu 4chan zwabili na miejsce samotnych kolesi, podszywając się pod szukające miłosnych wrażeń laski. Fałszywe profile randkowe, grupka naiwniaków pod ostrzałem kamer i odrobina bezinteresownego okrucieństwa - oto gotowy przepis na flashmob mimo woli spod znaku Forever Alone. Długo walczyliśmy z sumieniem, ale ostatecznie udało nam się rozłożyć je na łopatki. Nic już wtedy nie stało na przeszkodzie, żeby wysłać na miejsce kilku naszych fotografów. Ich zadaniem było stworzenie fotograficznej relacji z nieuchronnie zbliżającego się spektaklu żenady.

Reklama

Oto przebieg zdarzeń w skrócie. Wszystko miało się zacząć o 19.30.  Niestety, tyle osób dowiedziało się o całej zabawie i chciało uzyskać dostęp do kamer, że doszło do przeciążenia serwera. Mogłem więc zacząć sycić oczy cudzym upadkiem dopiero od około ósmej wieczorem. Wgapiałem się w ekran przez nie więcej niż pięć minut, kiedy nagle zdałem sobie sprawę, że jest już pierwsza w nocy, a ja siedzę sam w ciemnym domu w piątkowy wieczór, litując się nad gromadką „wiecznie samotnych” facetów. Nagle dotarła do mnie bezsprzeczna ironia mojego położenia.

Jakość przekazu z kamery internetowej nie pozwalała na uzyskanie pełnego rozeznania w sytuacji. Jednak z perspektywy czasu staje się jasne, że od początku wszystko kręciło się wokół kolesia w czerwonych portkach. Pozostali samotni goście najwyraźniej uznali go za podręcznikowy przykład udręczonego samotnością singla; pewnie dlatego, że miał na sobie czerwone dżinsy, a w dłoni trzymał purpurową różę. „Czy to przypadek, że czerwony to jednocześnie kolor miłości i wstydu?”, rozważałem w duchu, równocześnie przepraszając dostawcę pizzy z jedynej czynnej o tej porze pizzerii, że nie mam dla niego drobnych na napiwek.

Okazuje się, że ten koleś był pierwszy na miejscu. Tryskając entuzjazmem, pojawił się tam już kwadrans po siódmej. Według obserwacji naszych fotografów, można było poznać ofiary internetowego kawału po wzmożonej częstotliwości, z jaką sprawdzali komórki. Wtedy jeszcze nie mieliśmy o tym pojęcia, ale to miał być początek pięknej znajomości.

Reklama

Nie wszyscy mieli takiego pecha, żeby pojawić się na miejscu w fedorach na głowie.

Choć byli tacy, co zajechali na randkę na pociesznym motorku.

Oto nasz przystojniak w czerwieni!

To znowu on, schodzący ze sceny kwadrans później, z dwiema laskami uwieszonymi na jego ramionach. Zachodziłem w głowę, czy to były jego przyjaciółki z realu, czy też może obce kobiety o dobrym sercu, które obserwowały jego poczynania w necie i, zdjęte litością, przyszły mu na ratunek. Okazało się później, że nic z tych rzeczy: koleś był tam w celu promowania swojej e-firmy. To wyjaśniałoby najprawdopodobniej tę aurę samotności, którą natychmiast zwietrzyli pozostali niedoszli randkowicze, a która zadziałała na nich jak bita śmietana na salezjańskie gimnazjalistki.

Kilka achromatycznych fotek. W końcu samotność zawsze wygląda na bardziej dojmującą w czarno-białej tonacji. Beznadziejność sytuacji dodatkowo podkreśla piękna kobieta na afiszu reklamowym i, nie wiedzieć czemu, pobliska knajpa TGI Fridays.

W pewnym momencie ktoś zaczął rozdawać pluszaki. Czy faceci w fedorach są nieświadomi istnienia memów internetowych? Bo ten koleś wydaje się wstrząśnięty widokiem misia-pedofila o imieniu Pedobear.

Wygląda na to, że nikt się specjalnie nie obraził. Chłopaki będą mogły przynajmniej posłużyć się tą historią, żeby wzbudzić współczucie u dziewczyny, z którą umówią się na prawdziwą randkę. Co jest pewniejszym sposobem na zaciągnięcie laski do łóżka niż ciągnąca się przez całą noc opowieść o tym, jak się padło ofiarą okrutnego żartu z memem w tle? I to w dodatku wymyślonego przez członków społeczności wirtualnej, których nigdy nie spotka się w realu?