FYI.

This story is over 5 years old.

18+

Wszystko co chcielibyście wiedzieć o porno, ale baliście się zapytać. Porno z lamusa

Otóż wyobraźcie sobie, że właśnie spędziłam 78 minut na oglądaniu pornosa. Co więcej, na maksa się wciągnęłam, doskonale bawiłam, a nawet (kto by pomyślał) nieco podnieciłam. I w ogóle mi nie wstyd

W dzisiejszych czasach młodym ludziom, do których się zaliczam, często zarzuca się ignorancję. Rzekomo cały swój czas marnujemy grając w Angry Birds w multiplayerze na tych naszych iPadach, przez co nie starcza nam go na obejrzenie pełnej, czterogodzinnej wersji Przeminęło z wiatrem i odkrycie, czemu od patrzenia na Vivien Leigh naszym babciom „latały motyle w sakwie".

Postanowiłam zatem nadrobić braki i doinformować siebie i moich rówieśników w zakresie początków współczesnej erotyki. W związku z tym sięgnęłam do korzeni porno-kinematografii, które okazały się, hmm, mocne i krzepkie.

Reklama

Przy okazji chciałabym z dobrego serca przestrzec wszystkich przed wyszukiwaniem w sieci aktualnych zdjęć ówczesnych gwiazdek porno. Naprawdę, lepiej sobie odpuścić.

Alicja w krainie kutasów

Kiedy ostatni raz zdarzyło się wam obejrzeć 78 minut czegokolwiek? Nie mam tu na myśli oglądania pod rząd kilku ściągniętych z netu odcinków Newsroomu przy jednoczesnym zaglądaniu na Facebooka, Twittera, Tumblr i wasze skrzętnie ukrywane przed znajomymi konto na profilu randkowym. Chodzi mi o poświęcenie czemuś pełnej, niepodzielnej uwagi, tak jak np. wgapianiu się w wizualizacje w iTunes po zjedzeniu grzybów.

Otóż wyobraźcie sobie, że kurwa właśnie spędziłam 78 minut na oglądaniu pornosa. Co więcej, na maksa się wciągnęłam, doskonale bawiłam, a nawet (kto by pomyślał) nieco podnieciłam. I w ogóle mi nie wstyd.

Z drugiej strony, Alice in Wonderland: An X-Rated Musical Comedy nie jest typowym pornosem. To raczej pełnometrażowa, całkiem nieźle zrobiona parodia z dosłownie kilkoma scenami seksu, jak to w życiu bywa.

Praktycznie pod każdym względem jest to profesjonalna produkcja, poczynając od scenariusza, poprzez reżyserię, kostiumy i napisaną specjalnie do filmu muzykę, aż po aktorstwo. Ciekawa jestem, ilu widzieliście w życiu Szalonych Kapeluszników, którym fakt, że ktoś właśnie robi im loda absolutnie nie przeszkadza trzymać się roli. Zapewne niewielu.

Ocena: Wolałabym oglądać ten film codziennie przez resztę życia niż kiedykolwiek obejrzeć cokolwiek z Channingiem Tatumem (istnieje konkretna różnica między gwiazdą filmową a drewnianym mięśniakiem ze „słodkimi oczkami"). Na 100 procent pokazałabym go swoim dzieciom gdybym wychowywała je w nieco bardziej wyzwolonym środowisku, np. w komunie hipisowskiej albo we Francji.

Reklama

PS. Do czytających to Francuzów: dzięki za bycie „fajnymi rodzicami" tego świata.

Klasyczna scena w restauracji z robieniem laski i seksem

Kilka dni temu dawałam upust mojej nienawiści do siebie samej ćwicząc na siłowni na orbitreku i oglądając jednocześnie kinową wersję Seksu w wielkim mieście. Widzieliście kiedyś ten film? Z grubsza rzecz biorąc, składa się on z kilku scen udawanego seksu, kilku scen przedstawiających depresję tej rudej w związku z tym, że nikt jej nie kocha, ponieważ jest brzydka i nudna, oraz mnóstwa, ale to MNÓSTWA scen, w których okropni ludzie jedzą i piją we wspaniałych restauracjach. Pod powyższym linkiem znajdziecie wszystko to skompresowane do 20 minut. Konkret!

Oto „fabuła": pewna bardzo porządnie wyglądająca laska (która później okazuje się być znaną pisarką) udziela wywiadu na temat swojej pracy podczas lunchu w eleganckiej restauracji. Nie jest to jednak zwykła restauracja, tylko seks-restauracja. Zamiast zupy czy sałatki goście mogą tu liczyć na smyrgnięcie pierogiem, ewentualnie przywołać nienagannie odzianego kelnera, który ze stoickim spokojem strzepnie im w bukiet warzyw. W pewnym momencie, gdy do stolika dosiada się trzecia kobieta, dziennikarka oznajmia pisarce, że „już dla niej zamówiła". Zamiast tego powinna jednak powiedzieć: „UWAŻAJ, TEN GOŚĆ SPUŚCIŁ CI SIĘ DO SAŁATKI. CO TO ZA CHORE MIEJSCE? NA BOGA, CZEMU W KÓŁKO TU PRZYCHODZIMY????"

Reklama

Przede wszystkim chciałabym wiedzieć, kto uznał, że jest to właściwa sceneria do przeprowadzenia wywiadu? Nie chodzi nawet o to, że w tej restauracji zupą dnia jest spust na twarz, tylko o mnogość dekoncentrujących wydarzeń odbywających się wokół. Każdy, kto kiedykolwiek przeprowadzał wywiad, wie, jak trudno utrzymać skupienie, gdy indagowana celebrytka radośnie filozofuje sobie na temat „artystycznej spójności", a co dopiero, jeśli akurat tuż obok ma miejsce penetracja waginalna.

Ocena: Maciej Nowak dałby piątkę z plusem, a sanepid pałę z wykrzyknikiem (obowiązkowy suchar).

O kobiecie, co uwielbiała kaszkę mannę

Jeśli czytaliście mój poprzedni wpis albo po prostu oglądacie dużo porno, sugerując się tytułem spodziewacie się pewne sceny spustu. Jak się zaraz przekonacie, rzeczywistość jest o wiele bardziej zboczona.

Nie za wiele mogę wam opowiedzieć o tej scenie, i w sumie dobrze się składa, bo wcale mi się nie chce. No dobra, streszczam najlepiej jak umiem:

Półnaga kobieta robi kaszkę manną, którą najwyraźniej uwielbia. Wiemy o tym, gdyż gdzieś około dwudziestej sekundy filmu mówi: „Mmm, uwielbiam kaszkę mannę". Nagle w kuchni rozlega się męski głos. Kobieta odwraca się, jednak zamiast mężczyzny dostrzega GIGANTYCZNE OPAKOWANIE KASZKI MANNY, KTÓRE OŻYWA. Oczywiście, jak większość osób, które natykają się w swojej kuchni na intruza będącego zantropomorfizowanym opakowaniem dania śniadaniowego, natychmiast robi mu loda (owszem, opakowanie ma kutasa, myślałam, że to oczywiste).

Do pary bohaterów dołącza kolejny intruz: tym razem jest to kawałek pieczywa tostowego w ZAJEBISTYCH OKULARACH PRZECIWSŁONECZNYCH grający OSTRE SOLO NA SAKSOFONIE. Oczywiście nikomu to nie przeszkadza i w ogóle niech się wstydzi ten kto o tym źle myśli.

Ocena: Całość trwa tylko cztery minuty, więc warto obejrzeć choćby po to, by wprawić w podziw i zakłopotanie przyjaciół następnym razem, gdy urżnięci sięgniecie w ich towarzystwie po laptopa. Aha, i nikt, ale to nikt nie lubi kaszki manny.

Co was kręci? Co was obrzydza? Zrobiliście coś zboczonego? Piszcie, brudy na wierzch!