Oto jak internet trafił do Polski

FYI.

This story is over 5 years old.

Technologia

Oto jak internet trafił do Polski

Fizyk jądrowy, który wysłał do polski pierwszego e-maila opowiada, jak 26 lat temu podłączył Polskę do sieci

W czerwcu tego roku Rada Praw Człowieka ONZ uznała dostęp do internetu za jedno z podstawowych praw człowieka – takie jak, na przykład, dostęp do wody pitnej. To chyba pierwszy przypadek w historii, kiedy nowy wynalazek tak szybko stał się niezbędnym elementem naszego życia. W świece wszędobylskiej sieci trudno uwierzyć, że w Polsce internet pojawił się dopiero 26 lat temu i przez lata był jedynie narzędziem dostępnym dla garstki naukowców.

Reklama

Za początek internetu w Polsce uznaje się datę 20 listopada 1990 r., kiedy to – jak się powszechnie mówi – wysłano „pierwszy e-mail do Polski". Takie postawienie sprawy nie do końca zadowala dr. Grzegorza Poloka, wówczas pracownika Instytutu Fizyki Jądrowej w Krakowie, który tego maila sam wysyłał. „Jeszcze zanim zaistniał internet, można było z dwóch komputerów o podobnym systemie obsługi – czy to w Polsce, czy pomiędzy Polską a zagranicą – za pomocą łącza telefonicznego i odpowiednich modemów komunikować się, wysyłać sobie maile" – mówi.

Jak w takim razie rozumieć „początek internetu w Polsce"? Przełomowym momentem było nie wysłanie maila, a przydzielenie Polsce pierwszego adresu IP. Protokół TCP/IP, z którego korzystamy do dziś, stworzono w roku 1974 r. w USA. W Europie zaczął być używany dziesięć lat później, w CERN, jednym z najważniejszych ośrodków naukowych świata. Dla usprawnienia pracy nad międzynarodowymi projektami, CERN potrzebował ujednolicenia wewnętrznych i zewnętrznych protokołów sieciowych.


Historie z głębin internetu (i nie tylko). Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


„To był system stworzony przez Amerykanów i oni nie pozwalali na dowolne rozpowszechnianie numerów w tej sieci – chodziło o to, żeby wyizolować Żelazną Kurtynę" – mówi dr Polok. W praktyce oznaczało to, że do uzyskania numeru IP niezbędna była zgoda Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych. Technologiczna izolacja krajów komunistycznych przez Zachód była rozwinięta do tego stopnia, że niemożliwy był nawet zakup zachodnich komputerów, nie mówiąc o przyłączeniu się do sieci łączących zachodnie ośrodki naukowe. Dlatego dopiero w roku 1989, po upadku komunizmu, Polacy mogli rozpocząć starania o uzyskanie dostępu do internetu. A potrzebowali go bardzo.

Reklama

„Kryzys gospodarczy nie pozwalał na zakup nowych komputerów dużej mocy, a to, co było dostępne w Polsce nie było dla nas, fizyków, wystarczające. Jechało się do CERN-u, tam się siedziało przy komputerach ile się dało, żeby wszystko wyliczyć, przygotować do prezentacji, po czym wracało się do kraju i przez trzy, cztery tygodnie, czasami dłużej, nie miało dostępu do tego" – dr Polok wspomina realia pracy polskich naukowców. „Rzeczy takie jak poprawki w programie trzeba wprowadzać natychmiast. Inni nie mieli takich ograniczeń i nas wyprzedzali. Mimo, że mieliśmy te same zdolności, nie byliśmy w stanie sprostać im komputerowo" – wspomina. Badacz widział umożliwiający przekazywanie danych i pracę zdalną system pracując od lat 70. w CERN i uznał go za idealne rozwiązanie problemów. Wraz z innymi fizykami, prof. Ryszardem Sosnowskim z Instytutu Badań Jądrowych i prof. Tomaszem Hofmoklem z Instytutu Fizyki UW rozpoczął starania przyłączenie Polski do internetu.

Likwidowano Uniwersytet Marksizmu i Leninizmu i dewizy, które miały tam pójść zostały rozdzielone pomiędzy inne instytucje naukowe. Agitowałem za tym, żeby ok. 60 tys. dolarów przeznaczyć na zakup komputerów – dr Grzegorz Polok

Hofmokl starał się w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego o uzyskanie środków na Naukową Akademicką Sieć Komputerową (które otrzymał rok później, w 1991 r.). Polokowi jednak zależało na przyłączeniu do sieci Instytutu Fizyki Jądrowej w Krakowie, rozpoczął więc niezależne starania o przydzielenie linii dzierżawionej – tzw. „sztywnego łącza" – pomiędzy CERN i Instytutem. „Stworzenie linii dzierżawionej polegało na tym, że z przewodów pomiędzy Krakowem a CERN trzeba było wybrać dwa druty i zlutować je na stałe. By połączenie działało prawidłowo, musiało z obu stron być przygotowane według tej samej specyfikacji, przedstawionej przez Szwajcarów. Przygotowanie tego trwało ok. pięciu miesięcy".

Reklama

Samo pociągnięcie łącza jednak nie wystarczało. W Krakowie potrzebny był też lepszy sprzęt, który pozwoli na obsługę połączenia jak i na wykorzystanie w pełni nowych możliwości pracy. Dr Polok wystąpił o pozwolenie na zakup komputerów MikroVAX II i Vaxstation2000 – ich pamięć operacyjna (16 i 6 MB) i dyskowa (2x330 i 71 MB) może się z dzisiejszej perspektywy wydawać śmieszna, ale wtedy był to sprzęt wysokiej klasy. W uzyskaniu środków na zakup tego sprzętu także pomógł upadek komunizmu. „Likwidowano Uniwersytet Marksizmu i Leninizmu i dewizy, które miały tam pójść zostały rozdzielone pomiędzy inne instytucje naukowe. Agitowałem za tym, żeby dość dużą kwotę na tamte czasy, ok. 60 tys. dolarów [czyli ok. 555 średnich miesięcznych pensji w Polsce – przyp. DK], które dostaliśmy, przeznaczyć na zakup tych komputerów".

Kwestie techniczne zostały rozwiązane wcześniej niż się spodziewano i Kraków był fizycznie połączony z CERN już we wrześniu 1990, jeszcze przed uzyskaniem odpowiednich zgód z Departamentu Obrony USA. Rodziło to obawy związane z bezpieczeństwem danych w CERN. „Chodziło o to, żeby Rosjanie i wszyscy zza Żelaznej Kurtyny, tam się zbyt łatwo nie dostali. W związku z tym opracowano system tzw. gateway'u (bramki). W CERN postawiono dodatkowy komputer, do którego podłączono naszą linię, gdzie weryfikowano, czy osoba, która chce się połączyć ma odpowiednią nazwę użytkownika i hasło". W pierwszym okresie po założeniu bramki (czyli w listopadzie 1990) dostęp do niej miało ok. 100 pracowników naukowych. Połączenie pozwalało im na transfer danych i dostęp do poczty, nie dawało jednak możliwości pracy zdalnej, na której najbardziej zależało naukowcom.

Reklama

Uzyskanie zgód od Departamentu Obrony wymagało przejścia przez skomplikowany proces weryfikacji. „Wypełniałem straszliwą ankietę, gdzie musiałem podać dość sporo informacji. Tu z pomocą przyszli mi koledzy z CERN, bo nie wszystkie pojęcia, które tam występowały były dla mnie jasne. Nikt wtedy w Polsce nie wierzył, że Departament Obrony nam ten numer IP przyzna" – wspomina dr Polok. Jednak 19 listopada 1990 Polska otrzymała swój pierwszy numer sieciowy klasy C: 192.86.14.0. Pozwalał on na podłączenie 255 komputerów, co znacznie przekraczało ówczesne potrzeby Polski.

Dzień później wysłano do Polski legendarnego „pierwszego maila". Tego dnia CERN przeprowadziło instalację przydzielonego Polsce numeru IP: pierwsza wiadomość testowa wysłana na adres user%chopin.decnet@uxplgw.cern.ch zawierała przede wszystkim informacje dotyczące protokołu SMTP i przyznanej Instytutowi Fizyki Jądrowej domeny ifjhep.pl. Żadnych śmiesznych kotów.

Podłączenie do internetu zmieniło pracę naukowców w całej Polsce. „Sporo było przerw, sporo problemów, zerwana łączność, ale zaczęliśmy być w Europie, a nawet w świecie" – wspomina dr Polok. Połączenie umożliwiało nie tylko natychmiastowe przesyłanie prostych danych tekstowych, jak chociażby poprawek w tworzonych programach, ale też m.in. skanów schematów i rysunków technicznych. Zależało to już tylko od oprogramowania, którym się dysponowało.

Naukowcy oczywiście używali internetu też do spraw prywatnych, takich jak korespondencja z kolegami z całego świata. Chcieli jednak przede wszystkim, by internet służył dostępowi do informacji i rozwojowi nauki. „Uważałem, że będzie świetnie zrobić dostęp do bibliotek. Myślałem też o tym, że będzie można transmitować na żywo operacje, co pomoże znacznie przyspieszyć rozwój medycyny w Polsce". Digitalizacja amerykańskiej Biblioteki Kongresu czy polski serwis Polona Biblioteki Narodowej pokazują, że się udało. Transmisje procedur medycznych za pośrednictwem internetu również są dziś standardem na całym świecie.

Dziś 71-letni dr Polok z rezerwą podchodzi jednak do kierunku, w którym rozwinął się współczesny internet. „Całe te Facebooki, te Twittery – to mnie mierzi. Tam jest głównie hejt, żeby do dotrzeć do informacji trzeba się przekopać przez całe to obrażanie, wygrażanie pięściami". Cieszy się jednak, że dzięki Facebookowi jego syn (który sam teraz pracuje w CERN) może mu na bieżąco wysyłać zdjęcia z rodzinnych wakacji.