FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Jak uratowałem polsko-syryjską rodzinę i wyleciałem z pracy

Wyjazd w rodzinne strony męża ma spełnić arabski sen Wandy o dostatnim i szczęśliwym życiu. Sen przeradza się jednak w koszmar

Ilustracje: Małgorzata Gralińska

Bruk dudni pod kołami małych i dużych Fiatów – to wrocławska ulica Ignacego Paderewskiego. Z jednej strony Akademia Wychowania Fizycznego, z drugiej Park Szczytnicki, połać bujnej, zaniedbanej przyrody. Połamane ławki i gęste, nieprzycięte krzaki straszą przechodniów.

Wzdłuż zielonego ogrodzenia AWF-u, z pracy, na zakupy, idzie wysoki, bardzo szczupły mężczyzna. Na tle smutnego, szarego i przybitego stanem wojennym Wrocławia, wzbudza uwagę przechodniów. Karnacja – ciemna, włosy – kruczoczarne. Jest jednym z kilkunastu, może kilkudziesięciu obcokrajowców, którzy w tym czasie są w mieście.

Reklama

Ali – Syryjczyk, przyjechał do Polski z Iraku, na początku lat 80. Zaczął doktorat z wychowania fizycznego, i już po kilkunastu miesiącach obecności nad Odrą, założył pierwszą rodzinę. Przez pewien czas mieszkał u gospodarzy w jednej z podwrocławskich wsi. Miał dobrą opinię
– Nie Arab… normalny… wódkę z nami pił, żartował, śmiał się – wspomina dawna znajoma Alego.

Mijały kolejne lata. Pierwsze dziecko Alego skończyło czwarte urodziny.

Syryjczyk, schematycznie, jak co dzień, idzie dalej tą samą trasą z pracy do domu. Mija Ostów Tumski, kieruje się ku Hali Targowej. Tłum ludzi uniemożliwia wejście do środka wysokiego, ceglanego budynku. Podobnie jak setki wrocławian, Ali chce skorzystać z ograniczonych jeszcze przez komunę dobrodziejstw wolnego handlu. Oraz zobaczyć Wandę.

Wanda, trzebniczanka, para się różnymi zajęciami. Z zawodu jest fryzjerką, z trudem stara się związać koniec z końcem. W tym czasie sprzedaje towary na Hali.

Podnosi wzrok znad straganu i szybko odnajduje Araba wśród morza karków, ramion i głów. Zawsze podobali jej się mężczyźni o ciemnej karnacji. Jak zwykle zwraca uwagę na jego szczupłe dłonie. Pamięta je jeszcze z pierwszego spotkania, kiedy para poznała się na kolacji zaaranżowanej przez przyjaciółkę.

Na początku ukrywają swój związek. Matka Wandy nie była przychylna znajomości córki z obcokrajowcem. – Bardziej przypominał Włocha, niż Araba – wspomina dawna znajoma Wandy – Być może przekonały ją prezenty, kwiaty i pieniądze – dodaje.

Reklama

Ali jest uwielbiany w pracy. W 1988 roku broni doktoratu z anatomii sportowej. Ma wielu znajomych, uchodzi za osobę majętną. Plotki o jego rodzinnych polach naftowych i pałacach ze złotymi klamkami rozgrzewają do czerwoności niejednego ciekawskiego Polaka. Do dzisiaj wiele osób w nie wierzy.

Po roku znajomości Wandy i Alego, we Wrocławiu na świat przychodzi Miriam – dziewczyna, której 27 lat później będę się starał pomóc wydostać się z ogarniętego wojną Bliskiego Wschodu.

Wyjazd w rodzinne strony Alego ma spełnić arabski sen Wandy o dostatnim i szczęśliwym życiu. Sen przeradza się jednak w koszmar.
– Tu był Polakiem, tam był Arabem – miała wyznać Wanda swojej przyjaciółce po powrocie do kraju.

W Libii Wanda nie może przyzwyczaić się do odmiennej mentalności. W Polsce uchodziła za atrakcyjną kobietę. W chuście wytrzymuje ponad rok. Zachodzi w kolejną ciążę, jednocześnie wykradając mężowi pieniądze na ucieczkę do Polski. Na bliskim Wschodzie choruje na raka, a dzieci wracają do Polski z kokluszem.

W 1991 rozpoczyna w Trzebnicy stare-nowe życie. W ucieczce pomaga jej polski konsul. Ali nigdy nie godzi się z ucieczką żony, jednak kupuje jej mieszkanie w Trzebnicy i płaci sowite alimenty na dzieci. Często ich odwiedza. Atmosfera spotkań nie przypomina już miłosnych uniesień sprzed lat. Gdy dowiaduje się, że Miriam przyjęła pierwszą komunię, robi awanturę. W odwecie pali rzekomo komunijną sukienkę dziewczynki. Przez kolejne lata Wanda cały czas walczy nie tylko z mężem, ale i chorobą. Żyje w lęku, że Ali porwie jej dzieci. Na krok nie spuszcza ich z oczu.

Reklama

Przeprowadza się do Ciechocinka w nadziei na poprawę zdrowia. Umiera gdy Miriam ma 14 lat, a Mohamet 11.
– Dzieci mają zostać w Polsce – powiedziała tuż przed śmiercią. – Zaopiekuje się nimi Sebastian. Sebastian to syn z pierwszego związku kobiety. 18-nastolatek przegrywa jednak szybko sądową batalię o prawo opieki nad rodzeństwem, a Miriam z bratem trafiają z powrotem na Bliski Wschód. Spędzą tam 13 lat.

Rozglądam się po pokoju. Przypomina trumnę, jest wąski i wysoki. Gdy wyciągam ręce, jestem w stanie dotknąć przeciwległych ścian jednocześnie. Tuż za wyrem od pół roku leżą 4 opony zimowe do mojego 25-letniego Mercedresa. Za nimi stary rower, który przerobiłem na lampkę nocną. W sumie ma to jakiś klimat, albo wmawiam sobie, że ma.

Budzik, trzecia drzemka, za 14 minut muszę być w robocie. Mój kierownik jest w stanie zaakceptować wszystko oprócz spóźnień. Niby zdaje sobie z tego sprawę, ale i tak etatowo zasypiam co dwa dni, narażając się na wyjebaniem z roboty.. W newsroomie stoją cztery biurka-wyspy, przy których siedzi po 4 dziennikarzy.
– Co masz nam zaproponujesz dzisiaj do programu? – pyta kierownik na porannym kolegium
– Yyy, nic… bo poniedziałek, bo wstałem 16 minut temu. Zjeba. Zastanawiam się chwilę nad swoim nic nie znaczącym w dziejach świata życiem, myśląc sobie, że inni mają jeszcze gorzej i że dzieciom w Syrii na głowy spadają bomby, a ja tylko dostałem kolejną zjebę.

Reklama

Dzwonek. Budzik? Nie, telefon! Dzwoni kolega z lokalnej gazety z Trzebnicy. Myśli, że jestem trochę fajniejszy niż jestem naprawdę, bo pracuje w telewizji i dlatego podsyła mi co lepsze tematy ze swojego powiatu.
– Śmich, słucham? – mówię do słuchawki. Dobrze wiem, kto dzwoni, ale żeby dodać sobie animuszu osoby, która z przyzwyczajenia odbiera telefony w oficjalny sposób, przedstawiam się z nazwiska. W sumie to nie wiem po co.
– Mam zajebisty temat! Zbieramy kasę na ratunek dziewczyny, która pochodzi z Trzebnicy, a teraz jest w Syrii i bomby spadają jej na głowę.
– Zajebiście – myślę sobie. W Syrii, z Trzebnicy, bomby na głowę… . – Opowiadaj!

Akcję pomocy w powrocie Miriam z rodziną do Polski zaczęła rozkręcać przyjaciółka Wandy z dawnych czasów – pani Ewa. Od momentu, w którym urwałem poprzednią historię minęło już kilkanaście lat. Miriam ma ich już 27, czyli w sumie prawie tyle, co ja. Wyszła w Syrii za mąż, za Syryjczyka, ma dwójkę dzieci. Nie znam się na dzieciach, jedno takie do kolan, a drugie takie, że może iść do przedszkola. Umawiamy się na pierwszą rozmowę, przez Skype. Razem z kolega z pracy jedziemy do domu, w którym Miriam zamieszka, jeżeli wróci do Polski.

Pani Ewa, gospodyni przyjęła nas bardzo ciepło i serdecznie. Oprowadza cała ekipę po parterze swojego domu, który ma zamiar oddać pierwszej rodzinie syryjskich imigrantów w Polsce. Przyziemie domu ma dwa pokoje, kuchnie i łazienkę. Bez przepychu, ale czysto i schludnie. Po kilku minutach udało nam się połączyć z Miriam. Od kilku miesięcy znajdowała się w Jordanii. Pokazuje zdjęcia, które zrobiła kilka dni wcześniej. Na horyzoncie widać kłęby unoszącego się szarego dymu.
– To terytorium Syrii, tam codziennie na głowy spadają bomby – mówi w oknie komputera. Żeby Miriam z mężem mogła wrócić do Polski, potrzeba kilku tysięcy złotych. Kobieta ma obywatelstwo polskie, dlatego władze Jordanii doszły do wniosku, że w Polsce nie toczy się żadna wojna – a zatem, po co obywatelka Polski miałaby uchodzić z Polski do Jordanii? Z tego powodu nie może uzyskać oficjalnego statusu uchodźcy, a za nielegalny pobyt w Jordanii należy jej się kara, około 5 tys. złotych.

Złapało mnie coś za serce – 5 koła, to nie jest taka wielka kwota – pomyślałem. Oczywiście nie przeszło mi przez myśl żeby dołożyć ze swoich, ale podzwonić po ziomkach z innych mediów mogę! Najpierw, po mojej relacji na antenie regionalnej, udało się zebrać kilka stówek. Zadzwoniłem do ziomka, który szlifuje tyły w telewizji podobnie jak ja – z tym, że nie w TVP, a w TVN. Mówię „kolego sympatyczny…" i klaruję mu całą historię.

W jego stacji przynajmniej pies z kulawą nogą się zainteresował tematem, bo na ogólnopolskiej antenie TVP historia przeszła bez echa. TVN zrobił dwie relacje, wrzucił artykuł na stronę. Po tym historią zainteresowało się inne media. W sumie po tych kilku relacjach, oraz osobistych staraniach pani Ewy, na koncie Miriam pojawiło się ponad 40 koła. Oczywiście moje stacja też się obudziła, ale dopiero w momencie, kiedy temat zobaczyli w TVN24, a nie kiedy zgłaszałem go z rana, zaspany, na kolegium. Po dwóch tygodniach Miriam z mężem i dwójką dzieci przylecieli do Polski. Jeden synek poszedł do przedszkola, mąż Syryjczyk do pracy. Ja zaspałem następnego dnia… i w końcu mnie zwolnili.