FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Jestem patriotą i nie podoba mi się Marsz Niepodległości

„Czuję obrzydzenie, gdy ramię w ramię miałby ze mną iść pijany szczeniak, który 1 sierpnia śmiga z koszulką PW i pali znicze, a dzień później krzyczy »Legia Warszawa to biała drużyna« i najchętniej zakatowałby wszystkich innych"
Zdjęcie: Paweł Mączewski

„Pamiętajcie przyjaciele, że Idea Marszu Niepodległości jest własnością wszystkich polskich patriotów" – piszą organizatorzy tegorocznego Marszu na oficjalnej stronie. Jednak są w naszym kraju ludzie, którzy deklarują się jako patrioci, jednak nie utożsamiają się z wizją Polski, którą on promuje (przypomnijmy – tegoroczne oficjalne hasło przewodnie brzmi „Polska dla Polaków, Polacy dla Polski"). Postanowiliśmy ich zapytać, jak rozumieją patriotyzm i dlaczego nie podoba im się obraz patriotyzmu prezentowany na Marszu Niepodległości.

Reklama

Krzysiek, 26 lat, pracuje w branży reklamowej:

Sama idea Marszu mi się podoba, ale środowiska to organizujące zdecydowanie mi nie pasują. Nie podoba mi się utożsamianie patriotyzmu z nacjonalizmem albo neonazizmem. To co prezentuje RN, środowiska kibicowskie (chociaż nie wszystkie), czy inne Blood & Honor to według mnie taki „patriotyzm chodnikowy": „jestem patriotą, nienawidzę lewactwa, Żydów i imigrantów, dlatego rozpierdalam przystanek i napierdalam się z policją". Nie ma mowy o patriotyzmie polskim, kiedy nie rozumie się pojęcia patriotyzmu lokalnego.

Z drugiej strony podoba mi się idea wspólnego kultywowania tradycji i Święta Niepodległości. Rok temu zaimponowali mi organizatorzy Marszu i straż, która wypchnęła chuliganów z marszu – a gdy ci robili burdę na rondzie Waszyngtona, to większość uczestników rozeszła się do domów lub była na koncercie. Niestety, nadal organizatorzy tolerowali np. flagi z white powerem itd.

Marsz w 2014 r. Fot. Jakub Kosiarz

Paweł, 34 lata:

Mam piękną tradycję rodzinną — pradziadek był w Dachau, dziadek na robotach w Niemczech, a ja się uważam za patriotę i nienawidzę kurwów faszystów. Dlatego wkurza mnie zawłaszczanie przez chłopców narodowców takich postaci jak Pilecki. On wszedł do Auschwitz po to, żeby ratować też Żydów i homoseksualistów, których nazizm chciał wyeliminować. Czytałem Testament Polski Walczącej czy manifesty AK — i od strony politycznej mało miały wspólnego z narodowcami, nie wspominając o tym, że w Rządzie Jedności Narodowej znajdowali się między innymi PPS-owcy.

Pamiętam marsze ONR na 11 listopada z lat 90., kiedy chłopcy w brunatnych koszulach nie mieli tak ogarniętego działu propagandy i pojawiały się bardziej radykalne hasła i ludzie. Pamiętam głównie dlatego, że akurat zdarzyło mi się być na mieście i jechać tramwajem z chłopcami z łysymi głowami jadącymi na Marsz. Widocznie nie miałem wystarczająco narodowego wyglądu, bo na przystanku zostałem z tramwaju wyproszony przy użyciu butów. Jeżeli jutro nie będzie pogody, pewnie posiedzę w domu, pogram na basie i spędzę czas z żoną. Może odwiedzę babcię.

Reklama

Patryk Chilewicz, dziennikarz:

Są różne pojęcia patriotyzmu, tylko idiota widzi świat jedynie w czarno-białych barwach. Patriotyzm został zawłaszczony przez prawicę, bo lewica w Polsce dopiero powstaje. Dotychczasowa formacja pseudolewicowa skupiona była na sentymentach radzieckich i tam kierowała swoje serce.

Smutno mi, że patriotyzm kojarzy się najczęściej z rozpierdalaniem warszawskich ulic, łysymi debilami i skrajnymi, neonazistowskimi hasłami. Dla mnie nowoczesny patriotyzm to sprzątanie po swoim psie, aktywny udział w życiu swojej okolicy, reagowanie na przemoc, płacenie a nie unikanie podatków, angażowanie się w życie społeczne i polityczne. Wychodzę z założenia, że z polskim patriotyzmem jest jak z wiarą: istnieje w symbolach i modlitwach, ale na tym się kończy. Ciekawe, że to jedynie ci najwięksi patrioci dzielą Polskę na tą prawdziwą i nie.

A jeśli spytasz mnie co będę robił 11 listopada, to odpowiem ci, że siedział z moim chłopakiem zaryglowany w domu, bo szansa, że dostaniemy wpierdol, dramatycznie wzrasta.

Damian, 25 lat, urzędnik państwowy:

Jestem patriotą. Tak zostałem wychowany, czuję więź z Polską i jestem dumny z tego, że mogę jej służyć. To na tyle jeśli chodzi o frazesy i deklaracje. Jeśli chodzi o poglądy politycze – prawica, jednak wkurza mnie zbytni udział Kościoła w życiu publicznym (choć jestem „w miarę" wierzący).

Generalnie, sama idea Marszu nie jest zła (choć niektórym może się kojarzyć z pochodniami i jednobarwnymi koszulami). Jednak, moim skromnym zdaniem, RN i reszta organizacji, które MN organizują - nie jest w stanie sobie z tym poradzić, czego skutki widzimy na ulicach każdego roku. A mi Ruch Narodowy – skoro kontynuuje i odwołuje się do tradycji z przedwojnia – kojarzy się z dyscypliną, karnością w szeregach i jakimś tam dbaniem o dobro wspólne. Wiadomo, rozrób nie wywołują jego członkowie, tylko „sympatycy", jednak robią „złą robotę" wszystkim, którzy utożsamiają się z tą bądź, co bądź, fajną i pozytywną inicjatywą. Chociaż w tym roku organizatorzy pierwszą częścią hasła „Polska dla Polaków, Polacy dla Polski" pokazali, że mentalnie siedzą jeszcze w czasach gdy na ulicach królowały zielone i czarne flyersy.

Reklama

Najbardziej wkurza mnie właśnie to, że pod pozorem Marszu rozwalana jest miejska infrastruktura. Część w wyniku starć z hm… nazwijmy ich „przeciwnikami", część podczas starć z policją, a część po prostu z głupoty (i może psychologii tłumu?).

Mamy teraz do czynienia z dwoma zjawiskami – pierwszy to wyraźny podział na patriotów (prawa strona) i niepatriotów (reszta). Podział taki utrzymuje się od dawna (wspomniane już przeze mnie dwudziestolecie), i myślę, że leży gdzieś w naszym, nomen omen, narodowym charakterze. Mi marzy się patriotyzm taki jak w USA. Można o Amerykanach mówić dużo złego, ale byłem w Stanach i na własne oczy widziałem szacunek, jaki ludzie oddają fladze, godłu, weteranom i żołnierzom – bez porównania do tego co jest u nas.

Drugim zaś zjawiskiem jest moda na patriotyzm. Fajnie, że widzi się na ulicach ludzi w patriotycznych koszulkach, lecz ma to też swoje wypaczenia - „gimbopatriotyzm", czyli zastąpienie herbu i szalika klubu flagą i Godłem państwowym i niestety, wycieranie sobie nimi gęby.

Moim zdanie słowo „patriotyzm" ma jedną definicję – żyję, pracuję i daję świadectwo tego, że zależy mi na kraju, jestem z niego dumny, nie okradam go, a w razie tfu, tfu, zagrożenia jestem gotowy go bronić. Tyle i aż tyle.

Alek Hudzik, historyk sztuki:

Czy jarando na polski bigbit i rytualne śpiewy łemkowskie to patriotyzm? Mam problem z definicją tego słowa. Dla mnie, jako historyka sztuki, naciskiem na patriotyzm jest świadomość swojej kultury – jej słabości, uzależnień, ale tez ciekawych i przemilczanych albo zapomnianych momentów (stąd bigbit i łemkowskie śpiewy). Jeśli tylko mam okazję, promuję takie inicjatywy jak odnawianie starych malowideł i mozaik z lat 50., którymi zajmuję się krakowscy aktywiści – i to jest patriotyzm, ich patriotyzm. Patriotyzm to chyba to też świadomość różnic, tego że byliśmy jacyś, jesteśmy jacyś.

Marsze z zasady są deklaratywne, upraszczają nawet dobre intencje, unifikują wszystkie postulaty i scalają je. Patriotyzm marszu jest bezrefleksyjny. Mam kilku znajomych, którzy zgłosili się do udziału w nim, część z nich studiowało za granicą, a teraz chcą Polski dla Polaków. Kurwa, trzeba mieć mocno zdezelowane pojecie siebie samego, żeby nie widzieć, że coś tu jest niehalo.

Reklama

Na Marszu nikt nie porozmawia, tylko przedstawi z mównicy swoją wizję. Ja ogólnie nie lubię marszów, bo to jest jakaś paramilitarna forma manifestacji. To nie jest miejsce do dyskusji, a patriotyzmie trzeba dyskutować.

Weronika Lewandowska, 23 lata, współtworzy agencję kreatywno-strategiczną:

Mam lewicowe poglądy i jednocześnie jestem patriotką. Uczestniczę w każdym Marszu Niepodległości jako smutny obserwator. Czasami uciekam.

Chodzę tam właśnie przez patriotyzm. Jestem bardzo zainteresowana każdym wycinkiem społeczeństwa, które też tworzę – trudno jest oceniać ludzi i sytuacje, które prowokują, nie widząc ich na żywo. Poza tym, uważam, że każdy Marsz Niepodległości jest starciem idei, organów różnorakiej władzy, i tak dalej. To jest trochę jak bycie świadkiem wojny. Też bym ją obserwowała, bo chcę wiedzieć, co się dzieje.

Mój patriotyzm jest bardziej „słowiańskotyzmem" – czuję się słowiańską duszą, związaną z tą ziemią i z tym kręgiem kulturowym, ale w warstwie metafizycznej, nie karkówkowo-grilowo-kościołowo-strzelnicowej – nie wyobrażam sobie siebie mieszkającej w innym miejscu, bo czuję się w jakiś sposób związana z Polską i chcę dla niej dobrze. Co nie zmienia faktu, że uczestniczę w bece z Papieża i innych „polskich" wartości.

Uważam jednak, że patriotyzm to nie machanie flagą, kościół i strzelnica, ale realna zmiana społeczna, która sprawia, że komuś jest lepiej, zdrowiej, bezpieczniej. Samo modlenie się do Bozi niestety tego nie zapewni. I co najśmieszniejsze, specjalizują się w takiej pracy u podstaw osoby o poglądach bliższym lewicowym, które przez środowiska narodowe za patriotów delikatnie mówiąc nie są uznawane. Myślę, że narodowcy nie zgodziliby się z moją definicją patriotyzmu. Uważam jednak, że jedząc dość często wegańskie żarcie, mając na półce stos książek wydawnictwa Krytyki Politycznej, siedząc na placu Zbawiciela oraz robiąc 150 innych dla nich „lewackich" i „pedalskich" aktywności, mogę też kochać Polskę.

Reklama

Marsz w 2013 r. Fot. Mikołaj Maluchnik

Andrzej, 32 lata:

Kocham Polskę – tu się urodziłem, o ten kraj walczyli moi przodkowie, tutaj po prostu czuję się dobrze. Niezależnie od tego, jak często wali cebulą (mentalną przede wszystkim) na dziesiątki kilometrów. Niezależnie od tego, że od lat klasa polityczna to jeden wielki żart, telewizje komercyjne doprowadzają mnie do porzygu, komedie romantyczne i seriale pokazują rzeczywistość totalnie alternatywną, Polskę, której nie znam.

Ale ja wciąż ją kocham. I jestem z tego powodu dumny. I chciałbym, żeby Marsz Niepodległości był powodem i okazją do prezentowania tej dumy w sposób pokojowy. Zdarzyło mi się na nim być. Kilka lat temu. I tak – ja wiem, że na kilka tysięcy ludzi idących (ba, kilkadziesiąt) może 5% to ludzie, którzy idą tam na zadymę. Ale mi wystarczy, że to jest aż 5%. Nie czuję od nich wielkiej miłości do Polski. Czuję nienawiść do innej wizji Polski niż ta w ich jedynym, słusznym wydaniu. Czuję smutek na myśl o haśle „Polska dla Polaków", nawet jeśli jest tylko połową oficjalnego terminu. Czuję obrzydzenie, gdy ramię w ramię miałby ze mną iść najebany szczeniak, który 1 sierpnia śmiga z koszulką PW i pali znicze, a dzień później krzyczy „Legia Warszawa to biała drużyna" i najchętniej zakatowałby (razem z koleżkami oczywiście) wszystkich innych niż oni.

I smutno mi, że jak zwykle będą zadymy, że kilka osób dostanie po głowie, że miasto będzie zablokowane, a termin patriotyzm kolejny raz zostanie zrównany z terminami zidocenie, dzicz, debilizm.