FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Poszłam na kurację do piwnego SPA

Nie istnieją żadne poważne badania, które potwierdziłyby lecznicze właściwości chmielu, jednak browary i salony SPA od dziesiątek lat oferują piwne kąpiele. Postanowiłam wypróbować je na własnej skórze

Wszystkie zdjęcia wykonała autorka

Otwarty około pół roku temu salon Hop in the Spa [„hop" to po angielsku zarówno „wskoczyć", jak i „chmiel" – red.] szczyci się tytułem pierwszego w Ameryce „piwnego spa". Do atrakcji należą masaże olejem chmielowym oraz kąpiele w rzemieślniczym piwie. W ofercie znajdują się także chmielowe mleczka, kremy i pastylki do kąpieli, które równie dobrze można by rozpuścić w małym kuflu.

Spa mieści się w domku z lat 40. ze skrzypiącym drewnianym gankiem, który stoi przy głównej ulicy miasteczka Sisters w stanie Oregon. Samo miasto wygląda jak plan zdjęciowy starego westernu, a 40 minut drogi na leży Bend, ogłoszone Najpiwniejszą Mieściną USA, gdzie jeden browar przypada na 4 tysiące mieszkańców – to najwyższy wskaźnik w całym Oregonie.

Reklama

Niedługo po przeprowadzce do Bend otrzymałam zniżkowy kupon na wizytę w piwnym spa, a kąpiel w chmielowej zupie wydawała się idealnym sposobem na pozbycie się stresu. Miłym dodatkiem miała być również degustacja piwa.

Gdy przybyłam do Hop in the Spa, niejaki Mike Boyle, który pomagał stworzyć ośrodek, zapytał mnie, jaką muzykę sobie życzę: „Country czy spa-lala?". Zdecydowałam się na coś współczesnego, na coś, co zwykle można usłyszeć w takich miejscach. Chciałam, by mój pobyt był możliwie zwyczajny i odprężający. Koszt 35-minutowej kąpieli wynosi 75$ (289 zł), chciałam więc móc zrelaksować się tak bardzo, jak tylko się dało.

Właścicielka spa, Sally Champa, odprowadziła mnie do łaźni. Wewnątrz ujrzałam dwie wielkie wanny wykonane z drewna cedrowego, między którymi leżała plastikowa wycieraczka. Atrakcję pomieszczenia stanowiły również dwa kije piwa Deschutes. Deskę piw oraz obowiązkowe precelki postawiono na małym stoliku pomiędzy dwoma skórzanymi fotelami. Na stojaku nieopodal znalazłam kufel oraz różnorakie broszury o piwnej tematyce. Wszędzie pachniało cytryną i cedrem, dało się też wyczuć nutkę lawendy. Pokój urządzony był w stylu łączącym piwny swag i typowe spa. Rozświetlały go lampki z różowej soli himalajskiej.

Goście mogą wejść do wanny w „kostiumie kąpielowym lub kostiumie, w jakim przyszli na świat". Wybrałam opcję au naturel, licząc, że dzięki temu mocniej odczuję wszystkie pozytywne efekty kąpieli.

Reklama

Byłam nieco rozczarowana, gdy spostrzegłam, że wanna nie była wypełniona piwem, a wodą z dodatkiem kwiatów chmielu, rośliny używanej w procesie piwowarskim.

Champa twierdzi, że chmiel pomaga się odprężyć, dzięki czemu skóra staje się miększa, a mięśnie – bardziej rozluźnione. Sally dodaje do wody również coś, co nazywa mieszanką przeciwzapalnych ziół. Receptury nauczyła się, praktykując medycynę naturalną.

Nie istnieją żadne poważne badania, które potwierdziłyby lecznicze właściwości chmielu, jednak browary i salony spa od dziesiątek lat oferują piwne kąpiele. Niezależnie od tego, czy mówimy to o możliwości wymoczenia się w specjalnie tworzonym w tym celu czeskim Ale, czy o austriackiej miksturze z chmielu i słodu, ich zwolennicy twierdzą, że pomagają one radzić sobie z zaburzeniami lękowymi, łagodzą ból i objawy łuszczycy czy trądziku.

Gdy właścicielka wyszła, zamykając za sobą drzwi, zabrałam się do degustacji piw. Tego dnia obudziłam się z bólem głowy, nieco się więc powstrzymałam i nie wypiłam za dużo. Wzięłam kilka łyków każdego z rodzajów, rozebrałam się i wskoczyłam do wanny.

Na wodzie unosiły się płatki świeżego chmielu oraz plasterki cytryny. W wannie znajdowały się też jakieś ciemne liście i malutkie ziarenka, które przykleiły się do mnie, gdy tylko się zanurzyłam.

Chmiel, jeden z czterech głównych składników piwa, ma gorzki smak. Używa się go, by zabił smak cukrów powstałych podczas fermentacji. Te niepozorne kwiatki są również naturalnym konserwantem, co wykorzystywano już wieki temu. W wannie charakterystyczny zapach chmielu wyczułam dopiero, gdy rozgniotłam w dłoni jeden z kwiatów.

Zamknęłam oczy i po szyje zanurzyłam się w wywarze. Po kilku minutach skóra mi rozmiękła i naprawdę poczułam, jak rozluźniają mi się mięśnie. Rozgniotłam kilka plasterków cytryny, by zwiększyć wrażenia zapachowe. Delikatnie wtarłam w siebie nieco chmielu i pozostałych ziół.

Sally zapukała na pięć minut przed końcem sesji. Pół godziny zleciało strasznie szybko, jeszcze raz zanurzyłam się więc w tej dziwnej miksturze. Byłam bardzo odprężona i naładowana pozytywną energią. Gdy wyszłam z wanny, na podłogę spadła masa płatków. Wieczorem tego dnia znalazłam we włosach kwiat chmielu.