FYI.

This story is over 5 years old.

Kultura

​Kobiety, których się boimy

„Przypuśćmy, że pozwalacie kobietom zyskać całkowitą równość z mężczyznami, czy sądzicie, że będziecie w stanie je znieść? Nonsens. Kiedy już osiągną równość, zostaną waszymi panami" – pisał rzymski myśliciel 2 tys. lat temu
Louis Ricardo Falero, Sen Fausta, 1880

Każdy z nas ma jakieś dziwne hobby. Jedni składają modele rumuńskich czołgów z II wojny śwatowej, inni oglądają zakupowe haule , inni przez 30 godzin potrafią grać w symulator jazdy tirem. Ja lubię listy na Wikipedii. Już dawno temu trafiłem na listę fobii – do dzisiaj pozostaje ona jedną z moich ulubionych. Oprócz strachu przed grawitacją, brzydkim zapachem z ust, serem, własnym miejscem pracy, kolorem niebieskim czy uczuciem radości, znajdziemy na niej gynofobię – czyli strach przed kobietami.

Reklama

Sprawdziliśmy czego najbardziej boją się Polacy


Opisana w 1896 roku, gynofobia w swojej skrajnej postaci objawia się poceniem, świądem, problemami z oddychaniem i wysławianiem się (jeżeli widząc kobietę bardzo musisz się podrapać – obawiam się, że możesz być gynofobem). Jednak strach przed kobietami, szczególnie tymi silnymi, które znają swoją wartość i w razie czego dadzą sobie radę bez opiekuńczego męskiego ramienia, w wersji light stanowi sporą część naszych mitów i opowieści, które kształtują później to, jak postrzegamy świat – boimy się kobiet, które walczą o swoje prawa, zarabiają (o zgrozo!) tyle samo co mężczyźni, wydają mężczyznom polecenia w pracy, a kiedy są bite przez swoich mężów, nie pochlipują cicho w kąciku, tylko potrafią im się sprzeciwić. Mity, wśród których dorastamy, mają potężny, choć rzadko uświadomiony wpływ na to, co uważamy za normalne (wiecie, że najwięcej operacji zmiany płci przeprowadza się w Tajlandii i Iranie – krajach, których religia pozytywnie odnosi się do transpłciowości?).

Pamiętacie mitologię Parandowskiego, tę z podstawówki? Niewiele jest tam pierwszoplanowych potworów płci męskiej, przynajmniej takich, które naprawdę źle życzyły ludziom. Znalezienie monstrualnych kobiet nie nastręcza jednak problemów: jest gorgona Meduza, sześciogłowa Scylla pożerająca mężczyzn, równie wygłodniałe sfinksy… Jak twierdzi badaczka mitologii Elizabeth Vandiver, u źródeł ich potworności leżał często jakiś seksualny występek – wspomniana Scylla została w ten sposób ukarana za to, że spodobała się Glaukowi, bogowi mórz. Przypomina wam to coś?

Reklama

Medea, kadr z filmu Larsa von Triera.

Podobnie wygląda historia Medei, matki-dzieciobójczyni. W dużym skrócie – ojciec Medei był właścicielem złotego runa, po które wyruszył Jazon z Argonautami. Medea, córka króla Ajetesa, zakochała się w Jazonie i, używając swoich zdolności z zakresu zielarstwa, pomogła żeglarzom osiągnąć cel. Dołączyła do nich, gdy ci uciekali z wyspy i, aby opóźnić pościg dowodzony przez swojego ojca, zdecydowała się na poćwiartowanie swego brata, by jego szczątki wrzucić do morza (Grecy bardzo serio traktowali kwestię pogrzebów, król musiał więc poświęcić cenny czas, by wyłowić swojego syna z morza).

Sprawę opisał Eurypides w swojej tragedii i – jak to w tragediach bywa – nie skończyła się ona happy endem. Jazonowi marzyła się kariera polityczna, dlatego zamiast Medei, oświadczył się córce króla Koryntu. Zrozpaczona kobieta w szaleńczym akcie zemsty targa się na to, co dla Jazona najcenniejsze – zabija jego – i swoich! – dwóch synów. Więc oczywiście to ją uważamy za potwora. Facet, który ją wystawił (po tym, jak okradła dla niego swojego ojca i poćwiartowała brata) stoi w panteonie greckich herosów. Fundamenty współczesnej Europy, siema.


Patrzymy z innej strony. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Kiedy słyszę, jak politycy różnych opcji starają się torpedować rozwiązania, zmierzające go tego, żeby kobietom w Polsce żyło się trochę lepiej, przed oczami stają mi ich koledzy z republikańskiego Rzymu. Po II wojnie punickiej męska populacja Rzymu była zdziesiątkowana – jak pisze Liwiusz, „każda rodzina pogrążona była w żałobie". W tej sytuacji spora część rodzinnych fortun przeszła w ręce kobiet. Wprowadzono zatem prawo, które nakładało na nie znaczne ograniczenia – kobiety nie mogły np. posiadać więcej niż pół uncji złota ani poruszać się po mieście wozem zaprzężonym w więcej niż jednego konia. Prawo Oppiana obowiązywało przez dwadzieścia lat, po wielkich protestach rzymskich kobiet debatowano nad jego zniesieniem. Prekursorem antyfeministycznej retoryki zamykającej się w haśle „one nie chcą równouprawnienia, tylko przywilejów", był tutaj Katon Starszy:

Reklama

To, czego chcą, to zupełna wolność – albo, mówiąc prosto z mostu – kompletne rozpasanie. Jeśli przeforsują tę kwestię, to czegóż spróbują w następnej kolejności? […] Przypuśćmy, że pozwalacie im zyskać całkowitą równość z mężczyznami, czy sądzicie, że będziecie w stanie je znieść? Nonsens. Kiedy już osiągną równość, zostaną waszymi panami.

Ubierz to w odrobinę tylko wypolerowane polit-poprawnością słowa, a podobne twierdzenie mogłoby przecież paść z ust któregoś z bardziej wąsatych polityków z dzisiejszej sceny. W końcu monstrualne feministki wciąż marzą tylko o tym, żeby zawładnąć mężczyznami, a potem śmiać się całe dnie bardzo demonicznie, czyż nie?

Jusepe de Ribera, Procesja na sabat czarownic, 1. poł. XVII w.

Utożsamianie kobiety, która wie, czego chce, z czymś potwornym i wynaturzonym zrobiło niezłą furorę w mitologii ludowej, pozostającej na obrzeżach oficjalnej doktryny chrześcijańskiej. Weźmy takie czarownice. Czy wiesz, po jakim atrybucie rozpoznawano przez wieki wizerunek czarownicy? Miotła do latania? Nie-e. Kocur na ramieniu? Też nie. Szpiczasty kapelusz i brodawka na wielkim nosie? To wszystko znaki rozpoznawcze spopularyzowane stosunkowo niedawno. Jeżeli byłbyś, powiedzmy, XVII-wiecznym artystą i chciałbyś pokazać czarownicę, wystarczyłoby jedno, by wszyscy zrozumieli, o co chodzi: obwisłe piersi (zwrócili na to uwagę kuratorzy wystawy Witches and Wicked Bodies ze Szkockich Galerii Narodowych). Suche, workowate cyce ewidentnie wiązały się z tak okropnym wystąpieniem przeciwko naturze, jak zielarstwo, akuszerstwo czy postawa pro-choice. Wolisz wchodzić w konszachty z Szatanem, zamiast po Bożemu dawać się zaprzęgać mężowi do pługa? Pan Jezus ukarze cię obwisłym cycem, reszty dokonają jego ziemscy namiestnicy.

Reklama

Oczywiście są też czarownice-kusicielki, demoniczne kobiety fatalne, kontynuujące spuściznę Lilit, apokryficznej pierwszej żony Adama, czy Ewy – odpowiedzialnej w końcu za grzech pierworodny i nasze wygnanie z Raju. One, podobnie jak rzymskie emancypantki, też nie marzą o niczym innym, jak tylko usidlić i zniewolić facetów (okej, dziewczyny, powiedzcie, szczerze – może wy naprawdę marzycie tylko o zniewalaniu?). Jakimś cudem kusicielki te zwykle są bardzo seksi. Wiadomo, to ostrzeżenie przed cielesnymi żądzami. Z drugiej strony wszyscy (konkretniej hetero mężczyźni, czyli do niedawna synonim „wszystkich") lubią pogapić się na powabne laski. Ale tak, tak umoralniamy się, to złe kobiety są. Dlatego namalujemy je bez majtek.



Trochę dlatego wizerunek wampirzycy był do niedawna strasznie jednowymiarowy. Widzieliśmy albo namiętne kusicielki, ograniczone głównie do swojej powierzchowności (Królowa potępionych, Zagadka nieśmiertelności z Davidem Bowiem, Drakula Coppoli czy moje ulubione Vampyros Lesbos) albo zagubione, niekumate ofiary, potrzebujące oparcia w silnym samcu (Wywiad z wampirem, Zmierzch). Dlatego tak bardzo podoba mi się bezimienna Dziewczyna, która wraca nocą sama do domu. Film przewraca oklepany motyw z horrorów, wedle którego zabójca atakuje niedługo po tym, jak para decyduje się na przedślubny seks – tutaj śmiercionośna kara dotyka mężczyzn, którzy źle traktują laski. Dziewczyna to potwór, którego naprawdę potrzebujemy, i którego powinniśmy się bać, żeby świat był trochę lepszy. Nowy mit na nowe czasy.