Koleś pokryty sianem odwiedza czeskie wioski każdej Wielkanocy i nikt nie ma pojęcia dlaczego

FYI.

This story is over 5 years old.

Foto

Koleś pokryty sianem odwiedza czeskie wioski każdej Wielkanocy i nikt nie ma pojęcia dlaczego

Rano w Wielką Sobotę mieszkańcy wiosek gromadzą się w miejscowej oborze, by najstarszego spośród tutejszych nastolatków ubrać w siano, a na głowę włożyć mu wysoką, czubatą czapkę z trzciny

Wielkanoc to jedno z tych świąt, na których wszelkie możliwe religie chcą położyć łapę. Chrześcijanie, poganie, wyznawcy Jedi czy Latającego Potwora Spaghetti – dosłownie KAŻDY próbuje skorzystać na fakcie, że jakiś koleś został niby ukrzyżowany 2015 lat temu i w tym celu wszyscy wymyślają dziwaczne zwyczaje, żeby ich ciała i dusze były oczyszczone, zanim spędzą kolejny rok, wypełniając je znów brudem.

Reklama

Na Filipinach niektórzy rzeczywiście dają się ukrzyżować. W Polsce i Czechach w śmigus-dyngus faceci gonią kobiety, polewając je po tyłkach wodą. Wiesz, po to, by w nadchodzącym roku nie zbrzydły. Ale poczekajcie – mamy coś jeszcze.

Kolejny, przynajmniej wizualnie interesujący czeski wielkanocny zwyczaj przetrwał od XVI wieku w około tuzinie wiosek pomiędzy Holicami a Vysokém Mýtem, w rejonie Pardubic. Nazywa się on vodění Jidáše, co dosłownie tłumaczyć możemy jako „maszerujący Judasz". Mimo upływu lat tak naprawdę nikt nie wie, skąd ten zwyczaj się wywodzi.

Rano w Wielką Sobotę mieszkańcy każdej z tych wiosek gromadzą się w miejscowej oborze, by najstarszego spośród tutejszych nastolatków ubrać w siano, a na głowę włożyć mu wysoką, czubatą czapkę z trzciny. Ten chłopak ma być niby-Judaszem. Wyrusza w drogę razem z bandą dzieciaków podążających za nim i musi obejść całą wioskę, pchając drewniany wózek i recytując poemat o Judaszu płonącym w czeluściach piekielnych.

Mieszkańcy wsi otwierają przed nim drzwi swych domów i dają Judaszowi jajka, słodycze oraz pieniądze. Pod koniec dnia dzieciaki kierują Judasza na którąś górkę za wioską (kumacie to nawiązanie?), robią sobie z nim klika fotek, zdejmują z niego strój, palą go, dzielą między siebie łupy i spadają do domu zjeść je na lunch. To w zasadzie bardzo halloweenowe, ale z domieszką serialu Detektyw.

W tegoroczne święta odwiedziłem Stradouň, małą wioskę na Morawach, by osobiście doświadczyć tych obrzędów i zrobić parę zdjęć.

Reklama