FYI.

This story is over 5 years old.

zdrowie

Moja przyjaciółka i jej tendencje samobójcze

Niezbyt dokładnie pamiętam moment, w którym moja najlepsza przyjaciółka wyznała mi, że chce się zabić. Od tamtej pory myślę o niej każdego dnia
Zdjęcie: Flickr/David Rosen

Niezbyt dokładnie pamiętam moment, w którym moja najlepsza przyjaciółka wyznała mi, że chce się zabić. Powiedziała to w samochodzie, na podjeździe obok jej domu, patrząc przez przednią szybę na nudną biel drzwi od garażu. Dodała, że próbowała to zrobić tydzień wcześniej. Od razu zaczęłam mówić tak naprawdę nic nieznaczące rzeczy.

– Nie możesz, nie możesz, po prostu nie możesz – powtarzałam, aż spojrzała w moją stronę i otarła spływającą po policzku łzę.

Reklama

Od tamtej pory myślę o niej każdego dnia. Zastanawiam się, kiedy otrzymam telefon od jej matki, która głuchym głosem na drugim końcu linii wykrztusi w końcu z siebie te słowa. Zaczynam panikować, gdy przyjaciółka nie odpisuje mi na esemesy. Wchodzę na jej Instagrama, żeby zobaczyć, czy coś zapostowała. Sprawdzam jej Tumblra. Zaglądam na Facebooka, czy reaktywowała konto.


Nie udajemy, że jest super. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Siedem miesięcy po naszej rozmowie w samochodzie zadzwoniła do mnie z psychiatryka, tego samego, do którego trafiła po tym, jak pierwszy raz wspomniała mi o swoich tendencjach samobójczych. Podobno tym razem jej matce cudem udało się namówić ją na szpital. Łkając, dusząc się, połykając słowa, stwierdziła, że skończy z sobą, jak tylko umrze matka. Powiedziałam jej, żeby tak nie mówiła. Odparła, że zawsze miała taki plan, że mama też o tym wie. Czułam, jak narasta we mnie frustracja.

– To nie jest normalne – powiedziałam.

Nie byłam pewna, czy zareagowałam dobrze, czy źle. Nie byłam też pewna, czy powinnam ją wspierać i zapewniać, że to w porządku, czy też należało powiedzieć jej, co naprawdę myślę – a przecież nie godziłam się na takie jej zachowanie.

Zdjęcie: Flickr/Delores

Gdy napisałam do mojej przyjaciółki z pytaniem, czy nie ma nic przeciwko, że piszę o niej artykuł, nie odpowiadała przez dobę. Obawiałam się, że nie będzie tego chciała albo gorzej – że będzie na mnie zła za kompletny brak wrażliwości. Jednak zgodziła się i przyznała, że jest gotowa się otworzyć – opowiedziała mi o wszystkich szczegółach dotyczących choroby, leków oraz myśli, które nawiedzały ją od lat.

Reklama

Na obecną chwilę zdiagnozowano u niej ciężkie zaburzenia depresyjne, będące jedną z najczęściej występujących chorób psychicznych w USA. Według Światowej Organizacji Zdrowia tzw. duża depresja pociąga za sobą najcięższe powikłania wśród chorób o podłożu psychicznym czy behawioralnym.

Mogła też mieć depresję dwubiegunową II typu albo psychozę schizoafektywną. Ciężko zdiagnozować je u młodych pacjentów, bo łatwo pomylić ich symptomy ze zwykłym młodzieńczym rozedrganiem. Wiarygodne zdiagnozowanie dwubiegunówki zajmuje średnio 10 lat. Zanim tak się stanie, leczenie odbywa się metodą prób i błędów.

Zawsze obserwuję ją z boku, staram się ją trzymać wśród nas

Dowiedziałam się od niejakiej Wendy Parker, pielęgniarki wykwalifikowanej w zakresie ordynacji leków dla dzieci oraz nastolatków, że lekarze często eksperymentują w kwestii leczenia, zanim postawią diagnozę.

– Po podaniu prozaku czekasz na reakcję. Jeśli nie ma poprawy i pojawiają się wahania nastroju od depresji po głupawkę lub od depresji po niesamowitą złość, lekarz musi postawić nową diagnozę lub zmienić leki – opowiada Parker.

Parę lat temu mojej przyjaciółce przepisano 20 mg prozaku. Wkrótce dawka wzrosła do 40 mg, by następnie skoczyć do 60 mg, aż w końcu została uzupełniona 250 mg stabilizatora o nazwie Seroquel. Przyjaciółka wielokrotnie powtarzała, że leki nie działają. Zeszłego grudnia postanowiła przerwać leczenie. Wyleciała ze szkoły i na jakiś czas przeniosła się na drugi koniec kraju. Mówi, że nie wie, gdzie będzie za miesiąc – przeraża mnie to. Ona jest w ciągłym ruchu, bezustannie wpada w wir decyzji wywracających jej życie do góry nogami. A ja zawsze obserwuję ją z boku, staram się ją trzymać wśród nas.

Reklama

Dwa lata temu, gdy obie mieszkałyśmy w Nowym Jorku, zadzwoniła do mnie ze swojego mieszkania po drugiej stronie Manhattanu. Przechodząc ze śmiechu w szept, spytała:
– Pamiętasz tenisówki zawieszone na kablach elektrycznych przed moim oknem?
– Tak – odparłam.
– A co, jeśli tam była kamera? – spytała podejrzliwie.

„Pewnie się zjarała, ma paranoję" – pomyślałam. Ale pamiętam, że odłożywszy słuchawkę, jeszcze długo leżałam w łóżku, wyobrażając sobie, jak szeroko otwartymi oczami wpatruje się w ciemność za oknem.

Zazwyczaj frustracja towarzysząca przyjaźni z osobą chorą psychicznie nie ma nic wspólnego z przyjacielem jako takim. Wkurza mnie, że akurat ona to ma. Wkurza mnie, że leki nie pomagają. Wkurza mnie, że leki to w zasadzie jedyna opcja dla niej. Wkurza mnie, że nie ma lepszego rozwiązania. Wkurza mnie, że jestem kurewsko bezużyteczna.

Parker powiedziała mi, że wiele osób z depresją dwubiegunową prowadzi całkiem szczęśliwe życie:
– Po prostu uczysz się z tym żyć i uważasz na siebie. Młodym jest najciężej. Osoby dotknięte chorobą muszą zaakceptować fakt, że to mózg utrudnia im życie, jako ludzie są kompletnie w porządku.

Spytałam Parker, czy mogę cokolwiek zrobić dla mojej przyjaciółki. Poradziła, bym zawsze próbowała ją zrozumieć. I nawet jeśli przychodzi mi to ciężko, muszę się starać ze wszystkich sił, bo to może naprawdę dużo zmienić. Jeśli wkurzają mnie jej czyny lub zachowanie, muszę umieć oddzielić przyjaciółkę od choroby. Dokładnie pół na pół: choroba versus przyjaciel.

Wkurza mnie, że leki nie pomagają. Wkurza mnie, że leki to zasadzie jedyna opcja dla niej

Bardzo rzadko się zdarza (ale zdarza się), że moja przyjaciółka opowiada, co dzieje się w jej głowie, a ja nie wiem, co wtedy powiedzieć. Mówi o liścikach samobójczych i o tym, jak się zabije, gdy tylko umrze jej matka. Właśnie w takich momentach, gdy nie mogę znaleźć odpowiednich słów, które miałyby dla niej jakąś wartość, i gdy boję się, że wyrządzę jej krzywdę, powinnam być szczera i konkretna – tak mi poradziła Parker.

– Właśnie w takim momencie przyjaciel musi powiedzieć: życie jest ważne, TWOJE życie jest ważne. To pomaga – dodaje pielęgniarka.

Nie daruję jej, póki tego nie zrozumie. Niech ignoruje moje wiadomości, nic nie dam po sobie poznać. Nie będę się czepiać, że ma sekrety, które ukrywa przede mną, i że nie opowiada mi, co dzieje się w jej życiu. Niech będzie tak, że rozmawiamy tylko wtedy, gdy ona tego chce. Nasza relacja odbywa się na jej zasadach i myślę, że tak zostanie, dopóki jej się nie polepszy. Nie oszukuję się, że podtrzymywanie naszej znajomości jest punktem numer 1 na jej liście priorytetów. Nawet bym nie chciała. Bo gdy tylko mnie oleje czy jakoś zrani, od razu jej przebaczam. I nie przestanę.