Na jaką pomoc mogą liczyć samotne matki w Polsce?

FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Na jaką pomoc mogą liczyć samotne matki w Polsce?

W samej Warszawie mieszka ok. 109 tys. matek samodzielnie wychowujących dzieci, a liczba placówek oferującym im różne formy pomocy wynosi nieco ponad 50

Według danych GUS z 2015 r., w samej Warszawie liczba matek samodzielnie wychowujących dzieci wynosi ponad 109 tys., kolejne miejsca na tej liście zajmują Łódź i Poznań. Placówek oferujących samotnym matkom różne formy pomocy, począwszy od noclegu, po wyżywienie, wsparcie psychologiczne i opiekę medyczną, a skończywszy na poradach prawnych w całym kraju jest nieco ponad 50.

Dla matki decyzja o porzuceniu nadziei na budowanie związku z biologicznym ojcem swoich dzieci, w przypadku gdy ten stosuję fizyczną lub psychiczną przemoc, jest równie trudna jak dalsza wizja ich wspólnego życia.

Reklama

Jak usłyszałam w Centrum Praw Kobiet, na niekorzyść osób, które wychowują dzieci w niepełnych rodzinach – a które potrzebują pomocy – wpływa przede wszystkim brak uregulowania formalnego związku: wiele matek odwleka złożenie do sądu pozwu rozwodowego z obawy przed reakcja partnera, lub sprawy sądowe rozstrzygają się w nieskończoność. Dodatkowym utrudnieniem są piętrzące się trudności finansowe – wiele kobiet zakładając swoje rodziny, nie jest jeszcze niezależna finansowo; czasami ten stan nigdy się nie zmienia w skutek decyzji o posiadaniu dziecka. Jeżeli kobieta ma dochody, to dzielone są one na każdego członka rodziny, a więc kobiecie samotnie wychowującej dziecko, która nie rozwiodła się partnerem, zasiłek może w ogóle nie przysługiwać. Mimo tego że ciężar finansowy spoczywa tylko na jej barkach, w świetle prawa ona i partner wciąż są traktowani jako „rodzina".

Spotkałam się z jedną z matek, która przebywa w ośrodku zajmującym się pomocą dla ofiar przemocy w rodzinie, żeby porozmawiać z nią o innych trudnych doświadczeniach samotnego macierzyństwa.

VICE: Ma pani jedno dziecko, drugie jest w drodze. Zanim pojawiły się dzieci, jak wyobrażała sobie pani macierzyństwo?
Przyznam szczerze, że byłam zimną osobą. Ważniejsza była dla mnie praca, środki finansowe, fajne mieszkanie. Zawsze mi się wydawało, że nie kocham dzieci, że ich nie lubię. Może to dlatego, że pochodzę z dużej rodziny. Ale gdy urodziłam Marysię, to wszystko nagle się zmieniło. Przewartościował mi się cały świat. Teraz to ona jest moim światem. Dosłownie.

Reklama

Jaka według pani jest rola matki?
Teraz myślę trochę inaczej. Przede wszystkim muszę być dla Marysi tarczą. Każda matka powinna być dla swojego dziecka rodzajem parasola, żeby chronić je od wszystkiego co niewłaściwe – zwłaszcza dla małych dzieci. Trzeba czasami być też lekarzem. Nie ma jednej roli tak naprawdę, jest ich wiele. Rolą mamy, jest bardzo wiele małych „ról", ale jednocześnie bardzo ważnych.

Macierzyństwo, to ogromna odpowiedzialność, za życie i zdrowie dziecka. Cały czas trzeba je bacznie obserwować. Jak urodziłam Marysię to zauważyłam, że jest to bardzo duża więź. Czasami siadam wieczorem i czuję się naprawdę zmęczona, chociaż tak naprawdę wydawałoby się, że nic nie zrobiłam.


Nie udajemy, że jest super. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Jak to się stało, że pani zwróciła się tutaj o pomoc?
Ja sama nie zwróciłam się tutaj o pomoc. Zrobili to za mnie inni, bo oczywiście żyłam stereotypami, że „rodzina to rodzina"; przeświadczeniem, że z domu kobieta nie powinna się wynosić – co by nie było rodzina musi być cała. No ale powiem szczerze, że nie zauważałam dużo rzeczy np. tego, że dzieje się aż tak źle że tak nie powinno być. Mój mąż z wykształcenia jest psychologiem. To jest bardzo zabawne, bo każdy mówi: „O, pani mąż jest psychologiem i pani tutaj jest?". Wierzyłam mu i ufałam. Zresztą, jak się poznawaliśmy, to zdecydowałam się z nim być m.in. dlatego, że dużo słuchał. Był dla mnie kimś mądrzejszym. Potem sprawy się źle potoczyły. Mąż się pogubił, no i trafiłam tutaj.

Reklama

Jaką pomoc otrzymują samotne matki? Czy coś powinno się zmienić?
Powiem tak. Jest cholernie ciężko żyć samotnym matkom w Polsce, bo nie ma wsparcia w państwie. Każdy mówi – niech idzie do pracy i zarobi. Oczywiście, każda mama mogłaby pójść do pracy, ale niania w Warszawie kosztuje bardzo dużo. Do żłobków jest odpowiednia segregacja. Nie wszystkie dzieci dostają się do państwowych żłobków. Zostaje tylko prywatny, a jeśli samotna mama musi zarobić na opiekę, na utrzymanie i wynajem mieszkania, to jest wręcz niewykonalne. Musi więc siedzieć w domu i liczyć na pieniądze, które otrzyma od państwa, a tego jest po prostu śmieszna suma. Na dzień dzisiejszy zdradzę tajemnicę, że my z Marysią mamy 89 złotych zasiłku rodzinnego. Pomoc od państwa jest znikoma.

Ilustracja: Alicja Biala

Czy czuje się pani pokrzywdzona w jakiś sposób?
Bardzo. W Polsce jest też takie śmieszne określenie „samotna mama" – ja tak naprawdę nie jestem samotną mamą, bo Marysi tato ma imię i nazwisko, a w rubryce figuruję jako jej ojciec. Byłabym, gdyby ojciec był nieznany albo umarł. Więc mam mniejsza pomoc od państwa, bo nie jestem samotną matką, chociaż samotnie wychowuję. Z kraju chętnie bym wyjechała, ale niestety za dużo mnie tutaj trzyma.

Czy w kontekście tego co się wydarzyło, myśli pani o tym żeby założyć jeszcze jedną rodzinę, czy raczej myśli pani o dalszym, samotnym wychowywaniu dzieci?
Boje się właśnie tego, że rzeczywistość w naszym kraju zmusi mnie do tego, żebym działała wbrew sobie i związała się z kimś, dlatego żeby jakoś sobie poradzić. Niebawem z dwójką małych dzieci. Strasznie zależy mi na byciu samodzielną, ale na razie nie mam jak.

Trudno jest inaczej wychować dziecko inaczej niż w rodzinie?
Wiadomo, to ma duże znacznie. Życie w pełnej rodzinie jest łatwiejsze. Nawet jeśli oboje rodziców straci prace, to mają większą pomoc od państwa niż samotnie wychowujący rodzic. To nie tylko mamy są samotne, są również panowie.

Samotni tatusiowie?
Jest ich zdecydowanie mniej. Pewnie dlatego, że jak rozchodzi się małżeństwo, to przeważnie kobieta zabiera dzieci pod pachę i wyrusza w świat. Nigdy nie słyszałam, żeby to był ojciec, który zabiera dzieci i odchodzi.

Z czego to wynika?
Im się wydaje, że jeśli znajdzie się ta jedna kobieta na dziesięć, która tak zrobi to podejmują się wyzwania i wychowują dzieci. Ale nie chce popadać w stereotypy, bo pewnie patrzę teraz na mężczyzn bardziej srogim okiem. Tak mi się wydaje po prostu.

Czego by pani życzyłaby sobie dla swoich dzieci?
Domu, takiego ich własnego, żeby miały zapewniony zawsze i wszędzie. Żeby miały, gdzie wracać.