FYI.

This story is over 5 years old.

VICE Czyta

„Nie bierzcie tego ścierwa do ręki, trzymajcie się z dala od tych panów” – wielki powrót załogi z TM-Semic

W latach 90. dawali nam przygody Supermana, Spider-Mana, Batmana i Lobo. Teraz wrócili, ale z materiałem tylko dla dorosłych, oferując przejażdżkę bez trzymanki. Obrazoburcze? Nie, aktualne

W latach 90. dawali nam przygody Supermana, Spider-Mana, Batmana i Lobo. Teraz wrócili, ale z materiałem tylko dla dorosłych, oferując przejażdżkę bez trzymanki. Obrazoburcze? Nie, aktualne.

Arek The Bat Wróblewski, zajmujący się kiedyś stronami klubowymi, powrócił do wcześniej pełnionej funkcji. Marcin Rustecki, dawniej redaktor naczelny TM-Semic tym razem zajął się rysunkiem — a świetnym scenariuszem i dialogami zajął się Dominik Szcześniak. Tak oto dostaliśmy historię z pogranicza snu na jawie lub jednego z tych tripów, którego nie powstydziłby się Hunter S. Thompson.

Reklama

Najnowsze dzieło powyższej trójcy nosi tytuł 34 Zera i już w październiku wjeżdża na półki waszych pobliskich księgarń i sklepów z komiksami, by utorować drogę drugiej części Ksionza, który ukaże się w grudniu.

Spotkałem się z Marcinem Rusteckim, by porozmawiać z nim o jego twórczości, inspiracjach i wykreowanym świecie — będącym wypadkową, tego, co nas otacza.

VICE: Zacznijmy od twojej przeszłości. Pamiętasz, kiedy zauważyłeś pierwsze symptomy, że TM-Semic chyli się ku końcowi, że ten komiksowy świat superbohaterów nie będzie trwać wiecznie?

Marcin Rustecki: To na pewno nie był jeden moment, tylko proces w latach, jak z postępującą chorobą. Najpierw brakowało na coś pieniędzy, później były wstrzymania jakichś tytułów, a potem plany na przyszłość, które nie dochodziły do realizacji. Oczywiście to nie chciało do nas dotrzeć, ale gdy z całego piętra, które początkowo zajmowało TM-Semic, znaleźliśmy się w dwóch pokoikach (w jednym była księgowość, drugi służył za magazyn), wtedy już wiedziałem, że to koniec.

Co wtedy czułeś, po tylu latach prowadzenia redakcji?

To było poczucie kompletnej porażki. Początkowo razem z Arkiem mieliśmy pomysł, by dalej razem coś robić, ale nikt wtedy nie myślał o komiksach – skoro tak bardzo na komiksach już się przejechał. Wszystko trzeba było zmienić.

Co się wtedy z wami stało?

Arek zaczął pracę w szwedzkiej firmie wydawniczej, zajmował się kwestią praw i licencji. Ja dostałem się do jednego z dzienników, zostałem grafikiem. Potem wyjechałem do Danii, gdzie pracowałem przy Mucha Comics. Teraz jestem wolnym strzelcem.

Reklama

Byłeś redaktorem, powróciłeś z postacią Ksionz, jako rysownik. Co sprawiło, że postanowiłeś pójść na pierwszy front tworzenia komiksów?

W momencie, gdy pracujesz dla kogoś – niezależnie na jakim stanowisku – to nadal zarabiasz pieniądze na kogoś innego. Rzeczy, które cię definiują, tworzą cię charakterologicznie, często spadają na drugi plan, bo zwyczajnie nie masz na nie czasu. W ten sposób zaniedbałem moje granie na gitarze i rysowanie. Dlatego teraz powracam jako rysownik.

Powiedz mi, kim jest Ksionz?

Pomysł był taki, że Ksionz jest demonem, wysłanym przez NaBoga (czyt. Boga), z NaNieba (czyt. Nieba), by znaleźć na ziemi czyste dusze. No i ma problem, bo na ziemi czystych dusz już nie ma.

Do czego potrzebne są te dusze?

Żeby NaBóg miał swoich wielbicieli, którym będzie mógł wciskać kit.

Czy inspiracją do wykreowania komiksowego świata, gdzie brakuje czystych dusz, był ten prawdziwy, który nas otacza?

Absolutnie tak. Już sama postać Ksionza odwołuje się do zakłamania instytucji kościoła, który pierze ludziom mózgi, by dorwać ich pieniądze. Mam coraz gorsze zdanie na temat mieszkańców tej planety i czarno to wszystko widzę. Wydaję mi się, że jako gatunek nie jesteśmy zdolni do harmonii – kiedy ją osiągamy, natychmiast musimy ją zburzyć. Nie mogę powiedzieć, że jestem zawiedziony człowiekiem, jako istotą – ale zawsze podchodzę do ludzi z pewną dozą rezerwy.

Czy w takim razie, rysowanie komiksów działa na ciebie terapeutycznie?

Reklama

Rzeczywiście jest to pewna forma terapii. Upuszczam krwi, która się we mnie gotuje.

Mimo to, czy uważasz, że komiks w Polsce nadal jest postrzegany, jako medium dla dzieci?

Myślę, że ten sposób postrzegania komiksu w Polsce się nie zmienił, bo to walka z pewnymi mitami. To jak z katastrofą smoleńską – tak, wiem, że to daleko od obrazkowych historii – ale pewnego sposobu rozumowania już po prostu nie zmienisz. Nie masz na to szans.

Jakie to uczucie znów pracować z Arkiem – którego zaangażowałeś do ponownego prowadzenia „stron klubowych".

Arek jest moim przyjacielem, traktuję go jak brata. Kiedy on zaczynał pracę w TM-Semic miał 16 lat, ja byłem koło trzydziestki, ale nigdy nie dałem mu odczuć, że jest dzieciakiem, zawsze był dla mnie redaktorem. Z Arkiem jest tak, że możemy się nie widzieć lata, a kiedy się spotkamy – towarzyszy nam uczucie, jakby minęło zaledwie 5 minut.

Dziękuję za rozmowę.


Na koniec warto dodać jeszcze, że dzięki Arkowi Wróblewskiemu i jego pracy przy stronach klubowych ich nowego komiksu 34 Zera, możemy poczuć tę lekką nutkę melancholii — wracając wspomnieniami do czasów, gdy zaczytując się historiami trykociarzy, śledziło się kącik czytelników, gdzie Arek dzielnie odpowiadał na nadsyłane pytania. To wspaniała sprawa. Ktoś oczywiście mógłby powiedzieć, że zabieg jest niepotrzebnym odgrzewaniem zakurzonych chwytów, rodem z Bravo. Nic bardziej mylnego, o czym świadczy fragment poniższego listu, nadesłanego do chłopaków przez jednego z fanów serii, dzięki któremu — chociaż trzymamy w dłoniach kartki papieru — możemy poczuć się, jak w internecie, naszym drugim domu.

*pisownia oryginalna

Marcin Rustecki, rednacz syfiarnii komiksowej w latach 90. TM Semic […]. Już wtedy nic nie potrafił, ale przynajmniej świat był wolny od jego graficznych wymazów. Ale nie ku*wa, po latach postanowił zostać artystą i ku*wa na nasze nieszczęście wziął w swoje łapy ołówek. Nie przypadkiem pisze „ołówek" bo ten stary pierdziel bazgrze wszystko ołówkiem. I ku*wa bagrze bez opamiętania. Nie ma tu finezji, lekkości, spokoju… tu ku*wa są napie*dolone krechy na chama, jakby używał siekiery. Nie ma tu wyrafinowania, kompozycji, kadrowania, są tylko namaziane placki sraki złożone do kupy. Nomen omen. Może trzeba panu syfieckiemu uświadomić, że oprócz ołówka są jeszcze inne dostępne materiały graficzne… np. flamastry? Myślicie, że to koniec? Nie, ku*wa […].

Napisał Łukasz z Nielisza i rzeczywiście, tego można być pewnym – to jeszcze, kurwa, nie koniec.

Cytat w tytule pochodzi z listu Łukasza z Nielisza.