Nienawidzę poniedziałków #2

FYI.

This story is over 5 years old.

Nienawidzę Poniedziałków

Nienawidzę poniedziałków #2

Nie sposób interesować się polskim komiksem i nie natrafić na superbohaterów. Wciąż powstają nowi, ale żaden nie może sprostać trudnemu zadaniu, jakim jest dorównanie Orient Menowi, Wilqowi i Blerowi

Komiksie superbohaterski, za co Cię nienawidzę i kocham?

Planowałem, że to będzie tekst o tym, jak odkochałem się w trykociarzach. Spojrzałem na regały, przeanalizowałem sytuację. Wyszło na to, że zamiast o rozstaniu, powinna być mowa o trwającym od przeszło ćwierć wieku, burzliwym związku. Takim, w którym licznik trzaśnięć drzwiami resetował się już kilka razy.

Za co Cię nienawidzę?

Kiedy, trzy lata temu, przygotowywałem się do napisania książki o TM-Semic, musiałem sprawdzić kilka aktualnie wydawanych tytułów, żeby rozdział opisujący prawidła rządzące komiksem superbohaterskim był kompletny. Nawiasem pisząc, poszukiwanie materiałów to mój ulubiony etap pracy – najczęściej polega na oglądaniu i czytaniu fajnych rzeczy.

Miałem galaktyczne zaległości, od lat nie czytałem regularnych serii wydawanych przez DC i Marvela i byłem bardzo ciekawy tego, co aktualnie prezentuje wielka dwójka. Oba wydawnictwa w tamtym czasie były na etapie kolejnego odświeżenia swoich komiksów. Zabrałem się za flagowe serie, obrazkowe blockbustery – Spider-Mana, Flashpoint (wydarzenia poprzedzające restart całego uniwersum DC) oraz nową Ligę Sprawiedliwości. Zabolało. Może za 20 lat będę się śmiał i mówił, że te komiksy są tak złe, że aż dobre. Teraz są po prostu słabe, przede wszystkim ze względu na fabułę. Podzieliłem się w książce podobnymi uwagami na temat różnych tytułów, co mogło się nie spodobać typowym fanom gatunku.

Reklama

Mimo tak przykrych doświadczeń, wracałem do taśmowych trykociarskich produkcji. Kupiłem kilkanaście pierwszych tomów Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela oraz abonament w cyfrowum Marvel Unlimited. Część prezentowanych w ramach WKKM klasyków, które tak dobrze wspominaliśmy z czasów TM-Semic, brzydko się zestarzało. Nie przebrnąłem nawet przez dwadzieścia stron Dark Phoenix Saga. Nowsze crossovery od Marvela, które przeczytałem w ramach Unlimited, to było wciąż to samo. Było źle, aczkolwiek trafiło się kilka wyjątków.

Moje ostatnie zetknięcie z mainstreamowymi herosami to lektura serii wydanych przez niezależnego Valianta oraz nieudana próba połapania się w chronologii najnowszych komiksów o Batmanie.

Wśród lektur oraz w kinie przeważył Marvel, ale jeśli chodzi o produkcję na małe ekrany – wygrywało DC. Spośród seriali, animacji i gier, z którymi miałem styczność, nie spodobały mi się tylko Arrow oraz Beware the Batman. Oba z kwadratowymi postaciami i sterylnymi metropoliami. Po pięciu odcinkach odpuściłem przygody Olivera Queena, a pozostałych seriali aktorskich się wystrzegam. Beware of the Batman przegrywa chyba z każdym serialem animowanym o Batmanie, jaki widziałem (wyjątek to stary crossover ze ScoobyDoo).

Nie wiem, czy o wysokich ocenach Arrow, na serwisach typu "sprawdź średnią", decydują jakieś zmasowane ataki fanbojstwa, ale to całkiem sensowna hipoteza. Fani są w gruncie rzeczy nieszkodliwi i sam pewnie czasem bywam fanem, co stwierdzam z żalem. Fanboje to jest inna bajka, wyższy poziom wtajemniczenia, dla którego na najważniejszej imprezie komiksowej w kraju najważniejsza jest kolejka po autografy albo wierzą w hasło, "że po tym crossoverze nic nie będzie takie, jak przedtem". Tatusie od Żbików, "ojezu znowu czarnuch w filmie", Kuce od Deadpoola, "Jak na Polskę to jest niezłe", "manga to nie komiks", "Tam mają większy rabat" i inne Plecy Konia. Odniosłem wrażenie, że wielu takich zawodników czyta jedynie produkcje DC oraz/lub Marvela. Pewnie się mylę. Mam nadzieję, że się mylę.

Reklama

Nie sposób interesować się polskim komiksem i nie natrafić na superbohaterów. Wciąż powstają nowi, ale żaden nie może sprostać trudnemu zadaniu, jakim jest dorównanie Orient Menowi, Wilqowi i Blerowi.

Za co Cię kocham?

Na początku wspomniałem o regałach. Mam na nich sporo superbohaterskich tasiemców i to wydanych tak, żeby zmieścić jak najwięcej zeszytów.

Savage Dragon, Invincible – polecam każdemu, kto szuka dobrej rozrywki z gatunku "rozpierdol". To są komiksy, które nie mają pretensji do bycia czymś więcej, niż są. W "małych" wydawnictwach, takich jak Image, podchodzi się chyba do wydawanych serii z luźniejszą gumą i większym zaufaniem do autora, a potem liczy na dobrą sprzedaż. Z drugiej strony "mały" Valiant postawił na typową produkcję superbohaterską, z crossoverami i coraz większą ilością serii. Spodobały mi się te komiksy, w większości przypadków solidna robota, czasem coś więcej. Statystycznemu fanowi WKKM powinny przypaść do gustu. Niestety, kiedy kończyłem je czytać w okolicach trzeciego tomu zbiorczego, stopień komplikacji i związków z innymi seriami stawał się niebezpiecznie wysoki i zbliżony do korporacyjnych standardów.

Na lewo, zakupione za śmieszną kasę, Essentiale Marvela (czarno-białe reedycje archiwaliów, cegły liczące po 500 stron): Fantastic Four 5, Killraven i Wolverine 1 (polskie wydanie). Ten pierwszy kosztował mnie najmniej (15 złotych), ale jest najważniejszy ze względu na rysunki Jacka Kirby'ego. "Król" mógł rysować do najgłupszych scenariuszy, i tak chcę czytać tytuły z jego rysunkami. Komiksy Kirby'ego (przede wszystkim autorskie serie) są jednym ze wspomnianych wyjątków w ofercie Marvel Unlimited. Dalej DC Showcase (odpowiedź konkurencji na Essentiale) prezentuje Warlorda. Barbarzyńcy i obcy we wnętrzu Ziemi. Nie trzeba nic więcej. WKKM się pozbyłem – najlepsza była tak zła, że aż dobra historyjka o Hulku. Prosto z otchłani lat 90.

Dwie kolejne półki są zajęte przez zeszyty. Również te z TM-Semic – kolekcjonuję je ponownie, ale powoli, bo szukam dobrych cen. Po drugiej stronie Strażnicy, Batman: The Dark Knight Returns, Niezwykła historia Marvel Comics, znowu zeszyty. Na dvd królują Żółwie Ninja i Marvel. DC w kwestii animacji jest jednak o krok do przodu. Pewnie dlatego, że wyjątkowo trafił się w Warnerze ktoś mądry i zdecydowano się zekranizować m.in. Powrót Mrocznego Rycerza.

Najlepsza gra na podstawie komiksu? Batman: Arkham Asylum. Dla takich chciałbym mieć z powrotem konsolę.

Wystrzegam się seriali, ale czekam na Daredevila. Cieszę się z kolejnych kinowych wersji komiksów.Nawet jeśli psioczę na to, że wszyscy podniecają się zapowiedziami, castingami, zdjęciami z planu, teaserami trailerów i całą resztą marketingowego szajsu. Często się nacinam, ale kaman, trafić na słaby film w dzisiejszych czasach to żadna sztuka. No i byłoby super, gdyby kolejny Spider-Man w kinie był czarny. Mój ulubiony typ fanboja będzie zachwycony. Jak mawia mój fejsbukowy kolega "popkultura to przecież taka poważna sprawa".