FYI.

This story is over 5 years old.

18+

Jak straciłem dziewictwo z postacią Disneya

To było podczas letniego spektaklu Piękna i Bestia. Ja dostałem rolę widelca

Jako 20-latek straciłem dziewictwo z 48-letnim aktorem, który grał Gastona w letnim spektaklu Piękna i Bestia. Był ponad dwa razy starszy ode mnie, ale to ja sprowokowałem całą sytuację.

Próba utraty dziewictwa męczyła mnie od dawna. Byłem jedynym gejem, który nie mógł zaliczyć na uczelni muzyczno-teatralnej, a moja cnota wydawała się opierać wszelkim niepisanym prawom homoseksualizmu. Rzecz w tym, że młodzi geje po to idą do szkoły muzycznej, aby zaliczać na potęgę. Czułem się jak rzadkie stworzenie, taki niezerwany kwiatuszek, chociaż przede wszystkim byłem zdesperowany brakiem porządnego jak z bajki bzykanka.

Reklama

Zobacz też: Królowe piękności na Miss Gay Lady Venezuela


Na uczelnię poszedłem pełen determinacji, niczym Liv Tyler w Ukrytych pragnieniach. Potrzebowałem tylko willi w Toskanii, pola i włoskiego pięknisia, który by mnie pokochał. OK, mogę pójść na kompromis i zrezygnować z willi oraz pola, ale co do miłości – tu nie ma negocjacji. Wtedy moje wysokie standardy zaczęły przysparzać więcej problemów niż przewidziałem. Szukałem chłopca, który mnie pokocha i porucha, co tylko sprowadziło na mnie kolejne trzy lata cnoty w stylu Liv. Zrozumiałem, że jeśli chcę oddać wianuszek jeszcze przed końcem szkoły, muszę jednak iść na kompromis. Zwróciłem się zatem do innego klasyka z Liv Tyler i postanowiłem wprowadzić w swoje życie seksualny armagedon.

Tymczasem moja wojna przeciwko celibatowi zbiegła się z zatrudnieniem w letniej serii przedstawień Pięknej i Bestii, gdzie zostałem obsadzony jako jeden z chórzystów. I chociaż cieszyłem się pierwszą profesjonalną rolą, bardziej jarał mnie fakt poszerzenia grona kolesi, z którymi mogę to zrobić.

Pierwszy numer, którego nauczyłem się tego lata, to Gościem bądź. Nasz reżyser zaczął od przydzielania ról chórzystom – każdy z nas miał być częścią śpiewającej srebrnej zastawy. Dostałem rolę widelca, co odczytałem jako znak: tego lata wreszcie ktoś mnie przeleci. Gdybyście mieli jakiekolwiek wątpliwości w moją twórczą metaforę, załączam zdjęcie:

Rozglądając się po sali prób, po której paradowały dzieciaki łyżeczki, hetero-solniczki i sterydo-szufelki, czułem się seksualnie zaszczuty. Zebrawszy się w sobie, podszedłem do nieziemsko przystojnego noża do steków i zaproponowałem mu pójście na fajka na zewnątrz. Patrząc na mnie pogardliwie, rzucił:

Reklama

– Wróć, jak dorobisz się sześciopaka.

Tego wieczoru byłem zbyt zdołowany, aby zutylizować moje dildo, które na początku wakacji zakupiłem specjalnie do ćwiczeń. Wydawało mi się, że zerka na mnie drwiąco z szafki nocnej, takie całe fioletowe i wyżyłowane, i szydzi. „Co ty? Serio myślałeś, że wyhaczysz prawdziwego kutasa?".


Obejrzyj też: Ostatni z nowojorskich skórzaków.


Potem pojawił się Gaston. Dumnie wszedł do sali prób, prezentując swoje 90 kg czystego gejowskiego mięśnia. Obsadzenie go w tej roli musiało być spowodowane czymś więcej niż tylko impulsem reżysera, bo Gastonowi bliżej było do Pride niż do Disneya. Nie mogłem narzekać na widoki. Przeszywałem go wzrokiem, gdy tylko nadarzała się okazja. Opłaciło się, bo po całym dniu nauki nowej choreografii złapałem jego wzrok i nawet trochę flirtowaliśmy.

– Idziesz na imprezę wieczorem? – zapytał, choć pewnie znał już odpowiedź.

– Myślę, że powinieneś iść na całość – powiedziała mi później Bella, rzeczywistych rozmiarów lalka Barbie, wydychając potężnego macha z półtorametrowego bonga. – Ale wiesz, że on ma 48 lat?! – wykrztusiła.

To było dla mnie coś nowego. Coś super! Nie wiedzieć czemu, chłopcy w moim wieku w ogóle się mną nie interesowali. Chociaż, patrząc wstecz, mogli mnie ignorować z powodu moich modowych wyborów (np. rurki nieraz eksponujące mój rów). Ciągłe odrzucenie sprawiało, że czułem się bezsilny w swojej seksualności. Jak wielu późno rozdziewiczonych prawiczków rozumiałem swoją wartość poprzez liczbę kolesi, którzy będą chcieli go we mnie włożyć – to by było dokładnie zero. Gdy Gaston zatrzymał na mnie wzrok tego dnia, poczułem nieznane mi dotąd podniecenie. Nareszcie jest – uskrzydlająca moc bycia pożądanym.

Reklama

Naturalnie, impreza była najlepszym miejscem do bezczelnego flirtowania z Gastonem. Skoro cała obsada składała się ze studentów oraz najprawdziwszych gwiazd Broadwayu, wiadomo było, że na imprezie dzieciaki będą żłopać jak dorośli, a dorośli zachleją się jak studenciaki. Gorzała była tania, a wiek nie grał roli. Gdzieś w połowie imprezy wraz z moją Bellą krążyliśmy po sali, ostrożnie zapuszczając się w rejony zasięgu wzroku Gastona.

Miłości niewiele było w powietrzu, raczej chmura poppersów.

– Ktoś tu mnie unika – powiedział Gaston, szczerząc się.

– Byłem zajęty – odpowiedziałem.

– Idę po coś do picia – wtrąciła Bella, obczajając drogę ucieczki. – Coś komuś?

Wszystkiego, czego mi było trzeba tego wieczoru, to kutas Gastona w mojej dupie.

Pół godziny później znalazłem się w jego hotelowym pokoju, nagi i leżący już na plecach. Penetracja była nieuchronna.

– Chcesz się pieprzyć? – wyszeptał.

– Tak, ale…

– Ale co?

– Jestem dziewicą.

Zamarł. Jego wzrok przypominał wzrok kogoś, kto właśnie wygrał na loterii, ale boi się odebrać nagrodę.

– A, OK…

– To serio nic wielkiego. Nie chcę się chajtać czy zakochiwać, nie mam akcji na lato życia. Chcę po prostu się tego pozbyć.

I nagle wróciła do mnie wizja romantycznej willi i Liv Tyler. Spanikowałem, bo przecież go nie kochałem. Nawet nie znałem go za dobrze. Pamiętając o swoim celu, postanowiłem mocno trzymać się misji.

– Chcesz tego na pewno? – zapytał delikatnie.

Reklama

– Tak. Na pewno.

– Będziemy to robić wolno, OK? Daj znać, jak będzie boleć.

– OK.

Miłości niewiele było w powietrzu, raczej chmura poppersów. Gdy skończyliśmy, stwierdziłem, co następuje: nikt nie rucha jak Gaston.

Następnego poranka zamówiliśmy śniadanie, aby uczcić poprzedni wieczór, po czym zaczęliśmy się zbierać na próbę.

– Idziemy? – zapytałem.

– Jasne. Zamówię ci taksówkę.

– Aha. Myślałem, że pojedziemy razem…

Chyba gdzieś w głębi ducha myślałem, że pojawimy się ramię w ramię na próbie, ogłaszając uroczyście wszem i wobec moją deflorację jako święto narodowe.

– Nie wiem, czy powinniśmy komuś o tym mówić – powiedział Gaston.

– Wiadomo. Nie chcemy żadnych plotek i niepotrzebnych komplikacji – odparłem, chociaż pragnąłem, aby plotka o mnie i Gastonie była na ustach wszystkich.

Przez całe lato pieprzyliśmy się w tajemnicy. Obiecałem sobie, że nie przywiążę się do Gastona, ale łapałem się na uczuciu zupełnie przeciwnym.

Najbardziej w Gastonie pociągała mnie jego władza. Miał to, czego pragnąłem dla siebie: świetną karierę i wygodne życie. Wydawało mi się tylko, że brakowało mu miłości. Postanowiłem przyczynić się do tego, że jej zazna: seks jest władzą, a ja tej władzy użyję, aby mnie wreszcie pokochał.

Jasne. Oczywiście. Tak będzie.

Lumière stał się moim Edwardem Snowdenem letniej serii przedstawień „Pięknej i Bestii".

Wtedy wydawało mi się, że mój plan jest jak najbardziej do zrobienia. W naszym świecie partnerstwo wydawało się możliwe. Gaston był moim biletem do dorosłości, a seks wprowadził mnie w dojrzałość. Gaston, jak za dotknięciem botoksowej różdżki, dostał słuszny zastrzyk młodości. Tak było do momentu, w którym wszystko spieprzyliśmy.

Reklama

To był poranek, jak dotychczas – seks w hotelu, śniadanie do łóżka i wymknięcie się po cichu. Gdy zamknąłem za sobą drzwi, usłyszałem znajomy pedalski głos.

– Napraaawdę.

Obróciłem się i zobaczyłem Lumière'a przebranego za kandelabr i szczerzącego się zwycięsko. Lumière jest królem plotek i karmi się takimi sytuacjami – nie miałem wątpliwości, że wie, jak naświetlić nasze schadzki.

– Proszę, nie mów reszcie obsady – powiedziałem.

– Nie martw się – uspokoił mnie Lumière – do mnie możesz mówić jak w studnię.

Jeszcze przed lunchem wszyscy wiedzieli. Lumière stał się moim Edwardem Snowdenem letniej serii przedstawień Pięknej i Bestii. Tyle tylko, że w tajemnicy uwielbiałem ten jego CnotaLeak. Inni członkowie chóru przybijali mi piątkę w drodze do kantyny, w której nie siedział już Gaston.

Znalazłem go w końcu w garderobie, jadł lunch, sam. Pozdrowiłem go porozumiewawczym uśmiechem.

– Ups.

– Powiedziałeś komuś?

– Nie. Lumière zobaczył, jak wychodziłem z twojego pokoju.

– To niedobrze.

– Daj spokój. Nikogo to nawet nie obejdzie.

– Mojego męża obejdzie.

W tym momencie złamał mi serce. Zupełnie nieźle szło mi udawanie, że nie jestem zaangażowany w cały ten scenariusz. Tak dobrze mi szło… Do momentu, w którym rozdzierająca rozpacz zaskoczyła mnie samego.

– Męża?!

Nasz, mój raj legł w gruzach. On był 48-letnim mężczyzną, który miał kochanka na boku i życie w Nowym Jorku. Ja, 20-letni studentem z półtorametrowym bongiem w akademickim pokoju.

Obyło się bez kłótni czy kąśliwych uwag. To właśnie różnica wieku zakończyła nasz układ w nieodwracalny sposób. Spróbowaliśmy pieprzyć się na pożegnanie, ale nasze umysły dryfowały już gdzie indziej. Ja miałem na to jeszcze ochotę – i to był mój największy problem.

Wraz z latem skończył się nasz romans. Pomyliłem seks z władzą, chociaż w końcu odkryłem to, co podświadomie czułem od początku: dla mnie w seksie chodzi o miłość. I choć miałem roztrzaskane serce, to samo stało się z moim pasem cnoty. Koniec końców – opłacało się.

Czy gdybym mógł cofnąć czas, wybrałbym podstarzałego gwiazdora musicalowego zamiast filiżankę z chóru? Dostałem cenną naukę i trochę doświadczenia, a tego żałować nigdy nie będę.