FYI.

This story is over 5 years old.

18+

​Odwiedziłem najdziwniejsze kluby dla gejów w Krakowie i było do dupy

Wchodząc do jednej z dwóch głównych stref „towarzyskich" tego lochu, czułem się jak schabowy w synagodze

Kraków jest imprezową stolicą Polski. To nie ulega wątpliwości. W tramwajach częściej trzeba ustępować miejsca pijanym Włochom niż babciom wędrującym po warzywnych bazarkach. Zastanawiałem się jednak, czy w parze z tą całą zabawą idzie też solidna porcja grzechu. Zadzwoniłem do kumpla obeznanego w krakowskiej homo branży i powiedziałem mu, że chcę przejść się szlakiem analnej rozpusty. Zobaczyć jak Kraków radzi sobie z zachciankami swoich fanów płci męskiej.

Reklama

„Chodzi ci o zwykłą gej-imprezę, czy o specyficzne miejsca, w których można nabawić się kontuzji zwieracza i choroby wenerycznej?" spytał. Rozpromieniłem się głupkowato, jak podświetlona szafa grająca po wrzuceniu monety i odpowiedziałem: „To drugie!".

Późny wieczór. Idziemy na pierwszą miejscówkę, „najostrzejszą w całej Galicji!" — jak twierdzi mój towarzysz. Odmawiając po drodze paru kolegom propozycji zakupu jednej z 30 legalnych odmian mefedronu, wchodzimy w głęboki Kazimierz. Co rusz potykamy się o leżące wycieczki studentów z Hiszpanii, jednocześnie podziwiając odrapane kamienice. Idziemy dalej. Chłopców ociekających żelem i neonową ufnością jest coraz więcej. W końcu skręcamy w bramę, nad którą mieni się wielki szyld z napisem „Stomatologia". Fair enough. Trzeba przecież mieć jakieś alibi dla dziewczyn (z amerykańskich filmów psychologicznych wiemy, że żony klozetowych homoseksualistów „kupią" wszystko, wliczając w to wizyty u dentysty o drugiej nad ranem).

Schodzimy po schodkach prowadzących do potrójnych mosiężnych drzwi. Myślałem, że to wyraz homoseksualnego pociągu do ciężkich i grubych przedmiotów, ale — jak się później dowiedziałem — klub wiele razy oblegany był przez zaciekłych fanów piłki nożnej i homofobii. Stąd tak wielkie wrota i trzech bramkarzy. Za wstęp płacę piętnaście złotych, co w warszawskich warunkach oznacza „prawie za darmo", bo pierwsze 2 piwa wliczone są w cenę wstępu. Pan szatniarz, wyglądający jak głaz z twarzą niemowlaka, wiesza nasze ubrania i wreszcie, lekkim krokiem, możemy wkroczyć do krainy pulsującej rozpusty. Atmosfera jest gęsta od imprezowego potu. Wielkoformatowe plakaty z wielkoformatowymi mężczyznami powieszone wzdłuż schodów wyglądają jak parodie reklamy żyletek Gillette. Wchodząc do jednej z dwóch głównych stref „towarzyskich" tego lochu (druga jest w kiblu składającym się tylko z olbrzymiej ilości pisuarów), czuję się jak schabowy w synagodze. Szybko biegnę zamówić sobie należne mi piwo. Czerwona poświata klubu odbija się o homoseksualne flirty i od leżących w wyuzdanych pozach facetów, zdobiących stoliki przy barze. Barem rządzi wyraźnie zafascynowana Pokémonami drag queen. Jej góralski akcent boleśnie kontrastuje z jej wyglądem. Nie jestem pierwszy w kolejce po piwo. Obserwuję. Obok mnie stoi koleś, który w moich dziecięcych sennych koszmarach zabierał mi telefon, portfel i nastoletnią godność, w zamian za drobny „wpierdol". Prosi o „drinka wieczoru", zamawiając go mając agresywny wyraz twarzy. Bar queen nie zwraca na to uwagi. Trzepocząc sztucznymi rzęsami, obraca się z fantazją w swoim rozanielonym nastroju.

Reklama

Gubiąc swego zaprawionego w homoseksualnych podbojach kumpla, ruszam w stronę tablicy z napisem „ZAKAZ FOTOGRAFOWANIA". „Bardzo śmieszne" - myślę sobie, zwłąszcza, że chwilę później nie można dostrzec niczego dalej niż na odległość wyciągniętej ręki. To jak ta straszna kolejka w parkach rozrywki, która przewozi cię przez wystające przedramienia umarlaków i powiewające w cichym świetle pajęczyny. W branży mówią na to ciemnia. To miejsce, gdzie możesz zgubić własne homo-kompleksy i frustrację seksualną, wchodząc do jednego z wielu pseudopomieszczeń zaopatrzonych w skórzane zabawki seksualne: fotele, hamaki z popękanej skóry, zwisające łańcuchami z sufitu, obroże na każdą część ciała oraz urządzenia, które w XIX wieku przypominałyby sprzęt pomagający w rodzeniu dzieci (papieru ręcznikowego w parawanowych pomieszczeniach też jest pod dostatkiem). Idąc dalej, natrafiam na odsłonięte pomieszczenie – półprzytomny mężczyzna leży na plecach w pozycji embrionalnej; grzebie sobie chromowanym przyrządem w dupie. Naprzeciw niego leci zapętlony gej-film porno z niemieckim techno w tle. Tuzin ludzi stojących w półkole wali sobie do niego konia. Raz samemu, raz po partnersku. Społeczeństwo obywatelskie ma się tu nieźle. Przepycham się dalej, widzę światło. Dwa zakręty w lewo. Okazuje się, że to blask projektora, rzucającego na bordową ścianę hardcorowe filmiki z rozebranymi aktorami płci męskiej. Cała sala jest zajęta uprawianiem przypadkowego seksu z postronnymi członkami widowni. Jest jeszcze tyle do odkrycia…

Reklama

Wracam na górę po piwo i papierosa. W palarni miejsce jest przepełnione osobami z wypisanym na twarzach słowem „SAMOTNOŚĆ". Dzieciaci mężowie, (dla znajomych) heteroseksualne samce-alfa, emeryci o wyglądzie taksówkarzy, wychudzeni oraz alkoholicy z pustką w oczach. Wszyscy siedzą pochyleni nad kieliszkami własnej izolacji. Lokal dla wielu jest jedyną możliwością wyjścia spoza roli, jaką przyjęli w społeczeństwie, w którym żyją.

Rozmawiam z jednym z nich, to 33-latek. Miał żonę, ale nigdy nie był pewny tego, czy ją „kocha" w całym znaczeniu tego słowa. Przynajmniej w rozmowie się układało. Tyle, że w stosunku dopochwowym zawsze było jakieś „ale". Do Anglii wyjechał za pracą. Tam poznał swojego pierwszego chłopaka, też Polaka. Kelner na Soho. Mieszkali razem, kochali się. Ale dziecko i żona pojawiały się jako widmo przeszłości, a wraz z tym alkohol. Desynchronizacja osobowości i wielkie kłótnie z partnerem. Widziano ich w gejowskich klubach (które swoją drogą – jak mówi — również były „pełne Polaków". Wraz z tym pojawiała się między nimi zazdrość. Niepewność uczuć. Niepewność własnego „ja". Podsycana przez wakacyjne odwiedziny krewnych z Polski, destrukcja osobowości, skończyła się zachlaną awanturą, po której mój rozmówca postanowił wyjechać z Heathrow do Polski. Do dziś wspomina swoją „jedyną prawdziwą miłość", mocząc usta w kolejnym kuflu z piwem, zamawianym u ulubionej przez wszystkich drag queen. Do dziś mieszka z dzieckiem i żoną. Nie wie, jak ma wyjść, jego otoczenie ma dość jednoznaczne podejście do homoseksualizmu. No i jakie w polskim sądzie ma szanse na wygranie prawa do opieki nad dzieckiem? Z tak zdezelowaną pewnością siebie — niewielkie.

Reklama

Dosiada się do nas mężczyzna — pewnie myślał, że wraz z moim rozmówcą organizujemy wspólny wypad do ciemni. Jemu też zaczynam zadawać pytania, poznawać go.

Jest kierowcą ciężarówki i czymś, co nazwałem „homo-homofobem". Nienawidzi „pedałów", narzeka na niskie zarobki i wysokie ceny, a wszystkich polityków uważa za złodziei. Ale jak rozmowa schodzi na temat „dogodnego kształtu penisa" (który to temat sam zainicjował), jest pierwszy do zdjęcia majtek i wykrzykiwania: „Tym to ja kobiety urządzam, tylko dotknij!". Zaraz po demonstracji swojego przyrodzenia znika gdzieś w głębi ciemni. A ja myślę, że tego dnia już mi wystarczy wrażeń.

Następnego dnia miała być gej-łaźnia. Jedyna swego rodzaju w Polsce. Mój przewodnik po świecie BDSM-LGBT-DSM zapewnia, że tam na pewno wypocznę.

„Wypocę z siebie całą beznadzieję wczorajszych wojaży – zamknę oczy, pocąc się jak świnia w fińskiej saunie!" mówię sobie, płacąc 25 złotych za nieograniczony czasowo pobyt w klubie.

Pod prysznicami obejmuje się dwóch panów w średnim wieku, zakładając na siebie chwyty Nelsona. Phi. Spoko. Wchodzę do „rekreacyjnej" części sanatorium. I tu szok. Kilkadziesiąt osób w podeszłym wieku, styka się ze sobą i lawiruje po „salach rekreacyjnych". Widok ich ciał przedefiniował u mnie znaczenie słowa „dziadek". Było ich tylu, że nadgorliwy socjolog natychmiast wysnułby tezę objaśniającą, dlaczego stare kobiety jeżdżące w godzinach szczytu komunikacją miejską prawie zawsze są same, a z obrączką na palcu.

Oddalam się do upragnionej fińskiej sauny, gdzie wędzi się kilkoro nieco młodszych seniorów. Czas na relaks. Wsłuchuję się w rozmowę współtowarzyszy.

- W przyszły weekend rozpoczynamy z Iwoną sezon żeglarski w Giżycku, przyjedziecie?

- Ja wiem? Mamy dużo na głowie, wiesz, Konrad znowu rzucił studia i chce kasy. Ja już nie wiem co z nim robić, pewnie z jego dziewczyną znowu będą chcieli gdzieś pojechać. Musimy się zastanowić co z nim zrobić, jak go wziąć w ryzy. Musimy z nim pogadać.

- No jak uważasz, ale pamiętaj, że czasem trzeba dać starej jakieś wakacje. Nawet weekend. Byłoby nam przemiło, gdybyście wpadli.