FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Pobity za gender

Współpracownik VICE Polska został kilka dni temu zaatakowany przez taksówkarza podczas powrotu do domu

Współpracownik VICE Polska, Patryk Chilewicz, został kilka dni temu zaatakowany przez taksówkarza podczas powrotu do domu. Oto jego historia z pierwszej ręki:

Sobotni wieczór, ja i moja przyjaciółka jesteśmy na mieście. Pijemy drinki, rozmawiamy o wszystkim i niczym. Wcześnie, bo po 1 w nocy postanawiamy wrócić do domu. Zamawiam taksówkę jednej z bardziej renomowanych ponoć korporacji w Warszawie – Sawy. Taksówka podjeżdża, jesteśmy w trasie. W pewnym momencie przyjaciółka orientuje się, że zostawiła w knajpie telefon. Prosimy, żeby kierowca zawrócił. Wracamy do punktu wyjścia, przepraszamy za zamieszanie, płacę gotówką i zostawiam napiwek.

Reklama

Gdy już chcemy zamknąć drzwi, kierowca wskazuje na jakąś plamkę widoczną na tylnym siedzeniu – na tyle błahą, że nie zwróciliśmy na nią uwagi przy wsiadaniu. Słyszymy, że „upierdoliliśmy mu tapicerkę". Kierowca chce pieniędzy. Mówimy zgodnie z prawdą, że nic nie zrobiliśmy, że ta rozmowa nie ma sensu i zamykamy drzwi. Kierujemy się do knajpy po telefon. Na pasach okazuje się, że kierowca jechał za nami. Wyskakuje z auta, zaczyna nas wyzywać od „pierdolonych genderów" i „jebanych kurewek". Zaczynamy się kłócić, on robi się agresywny. Zapowiada telefon na policję, a my chętnie na to przystajemy, by wyjaśnić chorą sytuację. Gdy czekamy na patrol, kierowca robi się coraz bardziej napastliwy, więc postanawiamy się schronić w barze obok. Ten zaczyna nas szarpać, gdzieś dzwoni. Po chwili zjawiają się jego koledzy taksówkarze. Otaczają nas, zaczynają grozić. Wyciągam telefon, by wszystko nagrać, lecz dostaję wtedy w twarz. Każą mi schować komórkę. Udaje mi się włączyć dyktafon, który rejestruje wszystko do końca akcji.


Zobacz 1 część dokumentu VICE: Młodzi i geje w Rosji Putina


W nas wzbiera strach i panika. Panowie są agresywni, wrzeszczą, że teraz „PiS zrobi z nami porządek". Moja przyjaciółka wpada w panikę, stara się uciec. Panowie łapią ją, wykręcają ręce, szarpią płaszcz, ciągną za włosy. Gdy chcę podbiec i jej pomóc łapią także mnie. Podejmujemy ostatnią próbę ucieczki i wtedy dostajemy gazem pieprzowym po oczach.

Reklama

W końcu przyjeżdża policja, oddzielają nas od taksówkarzy. Słuchają każdej ze stron, spisują nasze dane i odjeżdżają. My roztrzęsieni wracamy do domu. Robimy sobie okłady, staramy się zapobiec działaniu gazu. Ledwo oddychamy.

Następnego dnia wciąż czuję się fatalnie. „Syndrom zgwałconej kobiety", określa to moja koleżanka. Może trochę przesadza, ale wnioski są chyba podobne – ktoś zaatakował mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Osoba, której zaufałem na tyle, że wsiadłem do jego auta i powierzyłem swoje życie. Miał mnie odwieźć do domu, a nie upokorzyć, wyzwać i potraktować jak ścierwo.

Nie mogło oczywiście zabraknąć komentarzy pełnych nienawiści. „Proponuję eutanazję"

W emocjach opisuję sytuację na swoim blogu. Post momentalnie rozprzestrzenia się w sieci. Piszą do mnie ludzie i opowiadają swoje historie. Okazuje się, że nie jestem niechlubnym wyjątkiem. W 2009 roku taksówkarze pobili chłopaka za to, że pomylił kartę kredytową z płatniczą. Na innej dziewczynie wymusili zapłacenie stu złotych za rzekomo uszkodzoną tablicę rejestracyjną. Miała to zrobić w trakcie kursu – ciekawe jak, prawda?

Nie mogło oczywiście zabraknąć komentarzy pełnych nienawiści. „Proponuję eutanazję", „Coś wam się popierdoliło od tego jebania w dupę", „Jak się zesrałeś, zeszczałeś lub coś rozlałeś w taksówce to trzeba za to zapłacić i tyle", „Wylało ci się z rozepchanej dupy" oraz wiele innych. Dzięki statystykom bloga wiem, że co najmniej kilkaset przekierowań pochodzi z forum Sawa Taxi, gdzie najwyraźniej panowie postanowili, że mnie zlinczują. Gdy firmie PR-owej przekazałem informacje, że wiem skąd ten atak nienawiści, komentarze ustały. Czyżby ktoś im to zwyczajnie nakazał?

Reklama

Dowiedziałem się też, że jestem opłacany przez Ubera, a cała akcja ma na celu zdyskredytowanie taksówkarzy z licencjami. Ciekawe, nie znam jeszcze ochotnika, który chciałby przeżyć to co ja dla… no właśnie, czego? Kuponów na darmowe przejazdy?

Uświadomiono mi również, że jestem zwykłą cipą, bo gdybym był prawdziwym mężczyzną, to pierdolnąłbym jednego i drugiego. A później chyba także czternastego i piętnastego, bo mniej więcej tylu taksówkarzy ostatecznie zjawiło się tamtego wieczoru. Przerażające, że odwaga jest w Polsce mylona z przemocą. Odważny jest ten, kto da w pysk, lecz nie ten, kto domaga się sprawiedliwości.

Zdjęcie Paweł Mączewski

No właśnie, bo zasugerowano mi także, że staram się zabłysnąć w mediach i rozbuchałem całą sprawę, podobnie jak sytuację w Carrefourze

„Dlaczego tobie się to wszystko przytrafia?", pytają mnie ironicznie światli, zdawałoby się, ludzie. Otóż to nie jest tak, że przyciągam jak magnes niefajnych ludzi, a potem z lubością rozpisuję się o nich. Ja po prostu chcę żyć normalnie. Chcę, by ludzie traktowali mnie z szacunkiem – tak, jak ja traktuję ich. Gdy widzę, jak pijany chłop leje na ulicy kobietę, to reaguję. Gdy obsługa marketu śmieje się z mojego „pedalstwa" również. Gdy mój kolega jest obrażany, bo nie ma słowiańskiej urody, także.

Mógłbym oczywiście na luzaku wieść życie wiecznego ironisty, śmiać się z mniejszości walczących o swoje prawa, dodawać zdjęcia jedzenia na Instagramie i interesować się jedynie modnymi serialami. Są tacy ludzie, znam ich i nawet niektórych lubię. Mnie to jednak nudzi. Mam w sobie taki gen, który nie pozwala mi siedzieć cicho, gdy ktoś krzyknie za mną na ulicy „pedał!" lub gdy taksówkarz chce na mnie zarobić stówę. Nie potrafię ukryć swojej godności za filtrami na Snapchatcie, więc muszę działać. A stygmatyzowanie patologii jest częścią tego działania.

Reklama

Oczywiście następnego dnia po całej akcji odezwałem się do Sawy celem wyjaśnienia napadu. W mailu wysłałem im link do mojego opisu. Dostałem taki oto list z bardzo ogólnymi przeprosinami od członka zarządu.

Pismo, jakie otrzymał autor od Członka Zarządu Sawa Taxi Sp. zo.o.

Firma PR-owa zajmująca się Sawą postanowiła to ze mną wyjaśnić. Zaprosiła mnie na spotkanie, na którym miałby też zjawić się ten taksówkarz. Ten, który rozpoczął ten horror. Ostatecznie zgodziłem się, lecz zapowiedziałem, że chcę, by z mojej strony pojawił się też reprezentujący mnie prawnik (tutaj wielkie podziękowania dla Kampanii Przeciw Homofobii za pomoc prawną). Z organizacji odezwała się również LGBT Business Forum, która wysłała do Sawy propozycję udziału w warsztatach i programie antyprzemocowym.

W skrócie: było dochodzenie, kto pierwszy powiedział „spierdalaj". To było dobijające, bo czy gdybym powiedział (a nie zrobiłem tego) pierwszy ja, to użycie gazu byłoby już usprawiedliwione?

Spotkanie odbyło się w poniedziałek. Pojechałem taksówką (ale oczywiście inną korporacją) do siedziby głównej Sawa Taxi. Tam oczywiście na wejściu wszyscy byli dla mnie mili i sympatyczni. A może wody, a może czegoś. W spotkaniu uczestniczyłem ja, mój prawnik, taksówkarz, przedstawiciel zarządu Sawy, pani zajmująca się ich PR-em oraz ich prawnik. Wszyscy wysłuchaliśmy wersji pana taksówkarza, później wysłuchano mojej. Wniosek był, jak możecie się domyślać, zadziwiający — wersje nie pokrywają się. Batalia o to, kto ma rację, została oczywiście nieuzgodniona, bo państwo choć przyznali, że atak gazem pieprzowym i przepychanki nie powinny mieć miejsca, to wciąż nie byli przekonani co do innych przedstawionych przeze mnie szczegółów tej historii. W skrócie: było dochodzenie, kto pierwszy powiedział „spierdalaj". To było dobijające, bo czy gdybym powiedział (a nie zrobiłem tego) pierwszy ja, to użycie gazu byłoby już usprawiedliwione?

Reklama

Zobacz nasz nowy dokument z Ellen Page!


Powiedziałem na tym spotkaniu szczerze, że nie chcę żadnej gratyfikacji czy bonu na darmowe przejazdy. Chcę sprawiedliwości i planu naprawczego. Nie mogę winić całej korporacji za to, że pracuje w niej kilka osób, które nie radzą sobie z przemocą. Przypomniałem tam, że Sawa dostała pewną propozycję od LGBT Business Forum. Dowiedziałem się, że jeśli ich wewnętrzne śledztwo wykaże, że sprawa miała rzeczywiście podtekst homofobiczny, to ROZWAŻĄ PROPOZYCJĘ. I na tym właściwie skończyło się. Zero konkretów, zero jakichkolwiek deklaracji. Ruch należy teraz do nich. Co ciekawe, prawnik Sawy oznajmił mi, że taksówkarze w jakimś wewnętrznym kodeksie są zobowiązani do traktowania z szacunkiem osób o odmiennym kolorze skóry, orientacji czy wyznaniu. Szkoda, że tylko w teorii. Swoją drogą zabawne, że nie wykazali się gestem i przynajmniej jako korporacja taksówkowa nie odwieźli mnie do domu. Taksówkę zamówiłem ja. Oczywiście konkurencji.

Dowiedziałem się, że szanse na wygraną mam niską, proces pewnie będzie się ciągnął, aż w końcu najprawdopodobniej zostanie umorzony

Po konsultacji z prawnikiem poszedłem w końcu na policję. Wylądowałem w komisariacie na Ludnej w Warszawie, gdzie zbył mnie policjant. Ponoć żaden z jego kolegów krzątających się po posterunku nie miał uprawnień, by przyjąć moje zgłoszenie o napaści. Odesłano mnie na Wilczą. Tam zrozumiałem, że państwo polskie ma mnie w dupie, i to bez wazeliny. Policjant odmówił przyjęcia mojego zgłoszenia, gdyż – jak mi to powiedział wprost – nie kwalifikuje się. Powód? Nie mam obrażeń, które zostały na moim ciele powyżej siedmiu dni. Jeśli chcę jednak założyć sprawę, to oczywiście mogę, ale z powództwa cywilnego. Dowiedziałem się, że szanse na wygraną mam niską, proces pewnie będzie się ciągnął, aż w końcu najprawdopodobniej zostanie umorzony. A więc wydam kilka tysięcy złotych, będę ciągany do sądu przez być może kilka lat, by ostatecznie dowiedzieć się, że dla Polski jestem nic nieznaczącym śmieciem. Jaki jest z tego wniosek? Można bić i upokarzać wszystkich, byle nie zostawiać śladów.