FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Pokolenie Psychiatryk

Edyta dowiedziała się o swojej chorobie w przedszkolu. Nie mogła znaleźć tam jednego dziecka, którego zabawki ożywają nocą. Dawida w podstawówce wszyscy lubili, nikt nie wiedział, że ma depresje - Pokolenie Psychiatryk

Szczęśliwy, kto wyrzekł się świata wcześniej, nim świat wyrzekł się jego — Timur

I

Pod witryną apteki na warszawskim Grochowie stoi młoda kobieta. W rękach trzyma białą karteczkę. To Edyta. Schizofreniczka: „Powiedziałam sobie, że jest to recepta ostatniej szansy. Jeżeli ta mieszanka nie zadziała (Abilify 30mg; Lorafen 1mg; Fevarin 175mg; Hydroksyzyna 200mg), będę musiała wrócić do swojej małej ojczyzny. Głosy w mojej głowie nie będą wreszcie samotne. I może przestaną pierdolić o tym, jak ja, podły śmieć, powinnam się zajebać".

Pierwszy raz Edyta dowiedziała się o swojej chorobie w przedszkolu. Nie mogła znaleźć tam jednego dziecka, którego zabawki ożywają nocą i które miałoby w swoim mieszkaniu obrazy z wybiegającymi końmi czy wypadającymi płatkami róż. Edyta przez całą podstawówkę myślała, że to dar. Myślała, że jest medium budzącym do życia nieszczęśliwe dusze istot uwięzionych przez ludzi w postaci ich martwych imitacji.

Reklama

„Dziwiło mnie to? Nie. Nie wierzyli mi, więc więcej z nikim o tym nie rozmawiałam. Superbohaterowie nie zdradzają swoich tajemnic" - powiedziała.

Magiczny świat Edyty wylał się na otoczenie w trakcie obozu fotograficznego. Fotografia była jej pasją. Ten kolorowy i ruchomy świat, uwięziony w matrycy stał się dla niej w końcu pułapką, gdy weszła w twórczą interakcję z artystami niewidzącymi rzeczywistości przez pryzmat ICD-10/F.

„Nie pamiętam, jak to się stało. Podobno byłam agresywna. Wiem tylko, że kiedy dojechali rodzice, stałam w jadalni z nożem do masła, próbując wydłubać sobie żyły z przedramienia. Miałam 15 lat. Rodzice zabrali mnie do psychiatry. Doprowadziłam tam kobietę do płaczu, doświadczając ataku na jej oczach. Biali ludzie dotykali mojego ciała, było ich pełno. Zimnych i wrogich. To byli agenci powstrzymujący mnie przed otwieraniem wrót obrazów. Dostałam skierowanie do psychiatryka" - mówi Edyta.

***

Z Dawidem spotykam się w Marcinku na Podwalu. Zadbany i możny z wyglądu chłopak ma dla mnie mało czasu. Musi przygotowywać się do roli w przedstawieniu przy Akademii Teatralnej. Dopiero teraz staje się dobrym aktorem: „Zaufaj mi. Na oddziale byłem gorszym kłamcą niż pan Lundegaard z Fargo braci Cohen" - śmieje się do mnie.

Dawid mówi, że od dziecka miał problemy. Apodyktyczni i nadwrażliwi rodzice rzadko kiedy bywali w domu. Pieniądze przelewane na konta dzieci miały zastąpić mamę i tatę – wielkich nieobecnych w życiu rodzinnym willi pod miastem. W podstawówce Dawid był „zdolny, nawet bardzo, ale leniwy". Twierdził, że był swego rodzaju gwiazdą socjometryczną — tym inteligentnym błaznem, któremu wolno więcej, bo nauczycielki i koledzy go lubili. Ale Dawid cierpiał na depresję. Gimnazjalny alkohol zamienił się w licealną trawę, która szybko zamieniła się omal niekończące edukacji dopalacze:

Reklama

„Brałem to chyba nie dlatego że chciałem, ale dlatego, że bez tego czułem się chujowo. Kiedy epoka legalnego mefedronu się skończyła, zamiast niego waliłem co weekend mieszankę speeda, marihuany i alkoholu. Tylko to dawało mi w miarę dobre samopoczucie i niwelowało moją nowo nabytą fobię społeczną" - powiedział Dawid.

Punktem kulminacyjnym w tym staczaniu się na dno był moment, w którym Dawid biegał po domu za matką i siostrą z nożem — nie chciały mu dać pieniędzy:

„Wtedy już ćpałem sam w domu. Byłem w miesięcznym ciągu na MDPV. Pewnego wieczora wciągnąłem za dużo. Przekroczyłem tę linię i całkowicie oszalałem. Wyssało mi duszę, uczucia, wartości. Chciałem kupić litr mocnego alkoholu, szlugi i tabletki nicorette – które, jeśli wziąć by je wszystkie naraz – pozwoliłyby mi zasnąć. Wtedy chwyciłem za nóż. Rzucałem przedmiotami. Wyjebałem matce przez okno telewizor, na którym zawsze oglądała to gówniane TVN24".

„Groziłem jej za to śmiercią. Ocknąłem się dostając wpierdol na dołku. Jak tylko wyszedłem, zadzwoniłem do swojej ówczesnej dziewczyny, kupiliśmy torbę jakiegoś prochu i trochę piwek. Kiedy jej rodzice gdzieś wyszli, nabraliśmy ochoty na jakąś przejażdżkę (uwielbialiśmy się pieprzyć do filmu Vanishing Point). Ruszyliśmy samochodem na ociężałe od błota dróżki biegnące przez uprawne pola. Musiałem walić ponad 100 km/h, bo gdy ujrzałem trzech spacerowiczów i nacisnąłem z całej siły na hamulec, miotając się na boki, wylądowałem w rowie. Nic nam się nie stało. Pojeby zawsze spadają na cztery łapy. Trafiłem karetką do psychiatryka".

Reklama

II

Swoich pierwszych dni w szpitalu Edyta nie pamięta. Mówili na nią śpiąca królewna. Dzieci potrafią być bardzo ironiczne, gdyż w szpitalu była traktowana nie jak królewna. „Bardziej jak kupa gówna" sama komentuje i dodaje:

„Pierwsze, czego dowiedziałam się w psychiatryku to to, że nie jestem wyjątkowa, wartościowa – w przeciwieństwie do tego, co próbowali wmówić mi rodzice. Wszystkie lekcje skrzypiec, pianina i francuskiego nie miały znaczenia, Okazuje się, że jestem całkowicie zniewolona przez chorobę i trzeba się poddać. Nic ze mnie nie będzie. Nie zdam matury, nie będę miała szans na normalne życie, własną rodzinę. Moje pisanie — wierszy i krótkich opowiadań — było symptomem choroby, którego należało się pozbyć! To śmieszne, bo tak też twierdziły pielęgniarki, które nie napisały w życiu nic dłuższego niż numer PESEL pacjenta. Jesteś na przemian albo kłamcą symulantem, albo kimś, kto nie ma nad sobą żadnej kontroli. Masz atak? Poczytaj książkę! Jak robisz coś, co odróżniałoby cię od straganowego warzywa albo się śmiejesz, dostajesz więcej leków (bo to są stany maniakalne), potem jak leżysz i nic nie robisz, to chcesz się zabić. Mówisz to pani doktor, która w nagrodę za szczerość pakuje cię na 2 dni do izolatki. C'est la vie.

***

Dawid dokładnie pamięta duszny dzień, kiedy karetka woziła go po szpitalach. Izby przyjęć. Toksykologie. Rezonanse. Biedni, znudzeni widzeniem już wszystkiego lekarze. Wywiady. Przez kolejne szpitalne poczekalnie przechodził jak więzień – w otoczeniu policjantów i odblaskowych ratowników medycznych. Z pierwszeństwem. Sam przyznaje, jakim był szczeniackim, kiedy trafił w kaftan bezpieczeństwa, próbując raz po raz uciekać przed gromadką służb mundurowych. Zawsze chciał być w centrum uwagi. Dawid:

Reklama

„Na początku łamią cię medykamentami. Lekarka z dykcją i wyglądem przedwojennej nauczycielki savoir-vivre'u opowiada o kolejnych generacjach neuroleptyków. Czymś zabawnym było otrzymywanie takich wykładów od kobiety, która wydawała się nie słyszeć nigdy o wynalazku bankomatu czy III RP".

„Jak przyjęli mnie ćpunem, tak nim pozostałem. Pielęgniarki musiały chyba używać szufli do śniegu, żeby móc wsypywać takie ilości tabletek do kubeczków tych wszystkich biedaków. Przez resztę czasu pielęgniarstwo siedzi w kanciapach. Zagrzybione nad swoimi krzyżówkami ze zdjęciami Moniki Richardson czy kogoś w tym stylu".

III

My żyjemy. Nie mamy się zawsze świetnie, ale zawsze możemy się do siebie odezwać. Do ludzi z pokolenia.

Edyta nadal boryka się ze schizofrenią. Ale w psychiatryku nauczyła się udawać. Dostała się na studia i wreszcie stała się normalnym człowiekiem. Chorobę dusi w sobie, choć ataki są ostatnio coraz częstsze. Czasami (jak choroba łaskawa) są wielkie motyle przed oczyma, meduzy i trawa wyrastająca z włosów. Ale czasami głosy są złe i przywołują tych białych ludzi.

Wiele osób z naprawdę każdego środowiska było w psychiatryku, ale nie wywala się tego jako jednego pierwszych tematów do piwka nad Wisłą. Z mojej obserwacji, wspólne doświadczenie pobytu w psychiatryku to taka sama trampolina do przyjaźni jak dzielenie przez 11 lat tego samego osiedlowego trzepaka.

Dawid mówi, że czuje się odpowiedzialny za tych, którzy mają jakieś widoczne problemy psychiczne. Nie chce, żeby ktokolwiek musiał doświadczyć tego, co on. A miał na koncie 2 polskie psychiatryki, o których Sołżenicyn mógł pisać w Archipelagu. I rozjebaną psychikę byłej dziewczyny, którą – jak twierdzi – kochał.

Jakoś udało mu się pogodzić z rodzicami i przestać ćpać — poznał właśnie tę dziewczynę. Ale i tak było chujowo – wahania nastrojów. Brak motywacji. Dawid wspomina: „Nie znałem dnia ani godziny, kiedy będę albo bogiem, albo śmieciem bez poczucia własnej wartości. Kiedy moja dziewczyna była szczęśliwa, miałem ochotę ją wgnieść w ziemie. Zazdrościłem jej po prostu piękna w zdrowiu".

Na nas leży odpowiedzialność powiedzenia – masz problem stary, normalny człowiek nie upija się do nieprzytomności, nie napierdala swojej dziewczyny, jak tylko postawi stopę poza twoim polem widzenia. Nie ćpa, bo mu jest smutno. To nie jest już pytanie – co było pierwsze — jajko czy kura; dragi czy depresja. Za późno – są SSRI i stabilizatory. Muszę to mówić, bo ludzie (jak kiedyś i ja) boją się leków. Bo w psychiatryku się nie leczy psychiki, tam się ją marynuje.