FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Polska w związku z Ameryką Południową

Przyzwyczailiśmy się, że Ameryka Południowa to imperium kawy, piłki nożnej i banalnych telenowel. Czas na aktualizację tych poglądów

Źródło: Flickr/Mike Vondran

Rio de Janeiro dzieli od Warszawy prawie 10,5 tys. km. Pozostałe (względnie) znane metropolie tamtego kontynentu - Buenos Aires, Sao Paolo czy Limę jeszcze więcej. Na pierwszy rzut oka nic więc dziwnego, że do tej pory Ameryka Południowa nie odgrywała kluczowej roli w historii, polityce zagranicznej czy wymianie handlowej naszego kraju. Paradoksalnie, przez ponad 200 lat niepodległości tego kontynentu największą rolę w jego rozwoju Polacy odegrali wówczas, gdy Polski samej nie było na mapie. Zmuszeni do emigracji, odnosili sukcesy w najróżniejszych zakątkach globu. I tak na przykład Ignacy Domeyko, na którym wzorowana była postać Żegoty w III części Dziadów Adama Mickiewicza, stał się zasłużonym dla rozwoju edukacji wyższej w Chile geologiem i inżynierem górnictwa, a Ernest Malinowski odegrał kluczową rolę w budowaniu najwyżej wówczas położonej na świecie kolei transandyjskiej w Peru i Ekwadorze. Wszystko to jednak zamierzchłe czasy. W historii bardziej najnowszej kontakty Polaków z narodami latynoamerykańskimi nie rozwijały się często z przyczyn czysto ideologicznych - staliśmy po dwóch, przeciwnych sobie stronach żelaznej kurtyny, i jak często w swoich książkach wspominają Artur Domosławski i Krzysztof Mroziewicz, ciężko było nam, Polakom, zrozumieć młodych Chilijczyków czy Argentyńczyków gotowych zakładać bojówki w imię socjalistycznej przyszłości, podczas gdy my sami chcieliśmy się tego socjalizmu pozbyć jak najszybciej.

Reklama

Źródło: Flickr/Digo_Souza

Futbol, Evita i Papież

Po upadku porządku zimnowojennego udało nam się co najwyżej rozwinąć - a potem szybko utrwalić - kilka prostych stereotypów. Sprofesjonalizowana liga piłkarska szybko została zalana falą piłkarzy, spośród których większość wyróżniała się tylko obcobrzmiącymi nazwiskami i lękiem przed zimowymi przymrozkami. Pierwsze komercyjne stacje swoją ofertę rozrywkową budowały na niemiłosiernie zawiłych telenowelach importowanych z Brazylii, Boliwii czy Peru. Wreszcie kluczowe postacie z najnowszych dziejów Ameryki Południowej - przede wszystkim Evita Perón i Ernesto 'Che' Guevara może i są znane przeciętnym Polakom, ale najczęściej w uproszczonej wersji ich biografii i raczej dzięki ich filmowym odtworzeniom - Madonny i Gaela Garcii Bernala - niż dzięki rzetelnej znajomości historii. Co ciekawe jednak, związek Polski z Ameryką Południową, choć niezbyt intensywny, jest przynajmniej wzajemny. Choć może wydawać się to dzisiaj absurdalne, zwłaszcza młodszym czytelnikom, na hasło 'Polska' przechodnie w Buenos Aires czy pasażerowie autobusów w Montevideo (co autor tego tekstu sam przetestował) niejednokrotnie reagowali płynną recytacją niemal całej jedenastki Kazimierza Górskiego z legendarnych mundiali z lat 70., szybko potem dodając peany na temat Roberta Lewandowskiego. Kolejną analogię możemy zauważyć na przykładzie Jana Pawła II - podobnie jak Evita czy Che Guevara w Polsce, Karol Wojtyła jest zdecydowanie najbardziej znanym Polakiem w Ameryce Południowej, choć znów na jego postać patrzy się raczej jednowymiarowo. Choć o jego popularność z zapałem dba obóz Polonijny - statua Polaka Papieża, przez Polonią zresztą ufundowana, jest jednym z najbardziej majestatycznych pomników w Montevideo - to jednak daleko mu do bezkrytycznej gloryfikacji, znanej z polskiej rzeczywistości. Wojtyłę postrzega się tam jako Papieża, który ukręcił łeb progresywnej rewolucji w Kościele i teologii wyzwolenia, często uciszając co bardziej kontrowersyjnych księży, obawiając się ich socjalistycznych sympatii.

Reklama

Źródło: Flickr/Wagner T. Cassimiro "Aranha"

Jednym słowem - Polacy o Ameryce Południowej wiedzą tyle, co Latynosi o Polsce- niewiele i w uproszczeniu. Przychodzi jednak powoli czas, aby to zmienić. Polskę z Ameryką Południową zaczyna łączyć sporo, a może - jeszcze więcej. Gospodarczo, politycznie i naukowo. W końcu, jak pisał Ryszard Kapuściński, Ameryka Południowa to Laboratorium Przyszłości. Co Polska może z tego laboratorium uszczknąć dla siebie?

Mineralne Chile vol. 2

Źródło: Flickr/Pedro Encina

W ostatnich dniach głośno było przede wszystkim o otwarciu przez polski koncern wydobywczy KGHM kopalni w chilijskim kompleksie Sierra Gorda. Ten kierunek ekspansji nie powinien dziwić nie tylko znawców tematu wydobycia metali, ale również ekonomistów - miedź to główny produkt eksportowy Chile, w dużej mierze dzięki przytomnej polityce eksportowej oraz rozsądnemu gospodarowaniu przychodami ze światowej sprzedaży tego metalu (Chile jest globalnym liderem w wydobyciu miedzi, dla porównania Polska zajmuje 10. miejsce na świecie) udało się w tym kraju utrzymać przez wiele lat stabilny wzrost gospodarczy, niezależnie od przemian politycznych i procesu demokratyzacji po odejściu od władzy gen. Augusto Pinocheta.  Niemniej jednak Sierra Gorda to nie tylko miedź - oprócz 120 tys. ton rocznie sztandarowego produktu KGHM, planuje się też eksploatację złóż molibdenu i złota. Warto podkreślić, że to kolejna inwestycja KGHM o zasięgu globalnym. Po  kampanii w Kongu spółka w 2012 zdecydowała się przejąć kanadyjski holding Quadra i to właśnie kanadyjska spółka będzie z ramienia KGHM formalnie administrować projektem w Chile. Z punktu widzenia rozwoju polskiej gospodarki równie ważne jak sama kopalnia są inwestycje towarzyszące całemu przedsięwzięciu. Już teraz roczny bilans handlowy między Polską i Chile wynosi ok. 400 mln dolarów, ale oparty był do tej pory głównie na przemyśle wydobywczym i jego pochodnych. Teraz, przy okazji swojej ekspansji KGHM otwarcie mówi o torowaniu drogi i otwieraniu drzwi innym polskim firmom. Jak potwierdza prezes spółki Herbert Wirth, przy okazji rozruchu kopalni w Sierra Gorda pojawi się nie tylko miejsce dla inżynierów czy ekspertów bezpośrednio zatrudnionych przez koncern, ale również dla zewnętrznych firm, zwłaszcza z sektora finansowego i ubezpieczeniowego  - jak sam stwierdził, nic nie stoi na przeszkodzie, by były to firmy polskie lub z częściowo polskim kapitałem finansowym. Spółka jest niejako zobowiązana do prowadzenia polityki promującej polskie firmy, gdyż jej większościowym akcjonariuszem (31,79%) pozostaje wciąż Skarb Państwa. Na międzynarodowych sukcesach firmy mają korzystać inne polskie przedsiębiorstwa. Dlatego w najbliższych miesiącach czy latach możemy spodziewać się nie tylko zintensyfikowanej wymiany handlowej z Chile, ale również coraz większej ilości spółek wchodzących na rynek południowoamerykański. Co za tym idzie, wzrośnie także zapewne zapotrzebowanie na tłumaczy czy ekspertów od tego regionu świata.

Reklama

Alternatywa dla Rosji

Źródło: Flickr/Christian Haugen

KGHM nie jest jednak jedynym polskim okrętem flagowym na kontynencie Pelego i Maradony. Od kilku lat solidnym graczem na brazylijskim rynku jest również Selena FM, produkująca uszczelniacze, kleje i inne materiały budowlane. Jej spółka-córka Sulamericana działa niemal w całej Brazylii, a za jej pomocą Selena eksportuje swoje produkty do innych krajów na kontynencie - Meksyku, Argentyny, Urugwaju czy Chile. Przykładów udanych, choć mało znanych przygód polskich firm w Ameryce Południowej można by jeszcze mnożyć, ale najważniejsze, by kierunek ten jeszcze spopularyzować. Ważność Ameryki Południowej da się bowiem łatwo wytłumaczyć, zwłaszcza w kontekście kryzysu na Ukrainie. Wyrywając się coraz śmielej spod tradycyjnej dominacji Stanów Zjednoczonych, ten kontynent to dziś nic innego jak duży, wciąż rosnący rynek zbytu i zbiór - w większości - nieźle rozwijających się gospodarek. Zauważyli to Chińczycy, od kilku lat niemal dominujący wymianę handlową - przede wszystkim Chile, Brazylii i Peru. Zauważył to również Władimir Putin, który kilka tygodni temu, niezrażony groźbami sankcji gospodarczych ze strony UE, wyruszył na tournee po Ameryce Południowej, a towarzyszył mu pokaźny zastęp rosyjskich przedsiębiorców. Rosyjski przywódca zdaje się nie przejmować reputacją, którą usilnie zepsuć mu chcą zachodnie media, i skutecznie promuje ekspansję gospodarczą swojego kraju. W obliczu unijnych sankcji, niewątpliwych strat liczonych w mld euro, jakie polska gospodarka zacznie lada moment ponosić, warto pomyśleć o podobnych zabiegach. W końcu niemal codziennie słyszymy rządowe zapowiedzi o 'poszukiwaniu nowych rynków zbytu'. Wszystkich naszych jabłek może w Argentynie czy Peru nie zjedzą, ale są sektory naszej gospodarki, które na zwiększonych kontaktach z Ameryką Południową mogłyby tylko zyskać. Zwłaszcza, że kraje Południa mają dziś jedną niebywałą przewagę - handlują głównie bilateralnie, nie zważając na regionalne porozumienia. Od połowy lat 90. i czasów, gdy wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej był Hiszpan Manuel Marin, negocjacje między UE i MERCOSUR - południowoamerykańskim blokiem ekonomicznym - stoją prawie w miejscu, podczas gdy Chile w ciągu ostatnich kilkunastu lat zawarło ponad 80 bilateralnych umów handlowych. Warto zatem z nimi rozmawiać.

Źródło: Flickr/Mike Vondran

Laboratorium przyszłości

Wyżej wymienione wątki to tylko przykłady na to, że Ameryka Południowa przestaje powoli być tylko kontynentem kawy, telenowel i tanich piłkarzy. Wiele dzieje się również poza płaszczyzną ekonomiczną. Polska kultura jest doceniana, filmy pokazywane na przeglądach (w Argentynie niezwykłą popularnością cieszył się chociażby Młyn i Krzyż Lecha Majewskiego). Dzięki udziałowi w procesie bolońskim, studenci polskich uczelni mają szansę na wyjazd na uniwersytety południowoamerykańskie w ramach programu Erasmus Mundus. Poza tym - jest się czego w Ameryce Południowej uczyć - wiele rozwiązań społecznych, urbanistycznych czy eksperymentów dotyczących praw mniejszości etnicznych wprowadzono po raz pierwszy właśnie tam, z niebywałymi sukcesami. Niektóre z latynoskich pomysłów - jak chociażby budżet partycypacyjny brazylijskiego Porto Alegre, jednej z najlepiej zarządzanych i najbardziej ekologicznych metropolii na kontynencie - są już wprowadzane w Polsce (Wrocław ćwiczy taki budżet od roku). Inne - jak chociażby urugwajska odwaga - najpierw w legalizacji marihuany a później w stworzeniu rządowego programu dofinansowania spółek ją produkujących - na pierwszy rzut oka wydają się w Polsce nie do przyjęcia, lub co najmniej bardzo odległe w czasie. Ale czy tak samo jeszcze niedawno nie mówiliśmy o paradach równości czy mniejszościach seksualnych w parlamencie? W końcu Ameryka Południowa to laboratorium przyszłości. Warto obserwować wyniki ich eksperymentów, bo szybko mogą stać się naszą własną codziennością.