FYI.

This story is over 5 years old.

praca

Barman zdradza, jak przetrwać pracę za barem

Goście z przerostem pewności siebie, wrzeszczące laski, ludzie stukający kartami kredytowymi o blat w celu zwrócenia na siebie uwagi. Jest na to sposób
Zdjęcia: Flickr/Dain Sandoval

Artykuł pierwotnie ukazał się w VICE UK w dziale MUNCHIES

Pracę za barem zacząłem jeszcze podczas studiów, aby zapewnić sobie drobne kieszonkowe na imprezowanie. Dzięki dodatkowej kasie stać mnie było na butelkę wina za 3 dychy zamiast sklepowego wynalazku za 14 zł. Okazuje się, że wcale tego nie potrzebowałem; odtąd piłem już jedynie w miejscu zatrudnienia.

Jeśli naprawdę chcesz, żeby barmani czerpali przyjemność ze swojej pracy, musisz pozwolić im się napić. Na najpłytszym z możliwych poziomów, zapewnienie obsłudze nieograniczonego dostępu do alkoholu jest sposobem na zachowanie pracowników przy zdrowych zmysłach. Klienci nie zdają sobie bowiem sprawy, jak bardzo potrafią być irytujący.

Reklama

Pijane dziewczyny próbowały przytulić mnie przez bar albo objąć, gdy zbierałem szkło, w agresywnym uścisku trzymając mnie jako zakładnika i krzycząc mi prosto w twarz, że mam piękne włosy.

Dla wyjaśnienia: są kurewsko irytujący. Goście z przerostem pewności siebie, wrzeszczące laski, ludzie stukający kartami kredytowymi o blat w celu zwrócenia na siebie uwagi. Nawet ci serdecznie przepraszający za to, że każą ci wylać znakomity drink, bo w środku znajduje się plasterek cytryny, a nie limonki. A tak dokładnie: nawet ty jesteś irytujący.

W większości barów, w których pracowałem, od obsługi wymagano trzeźwości, czasem tylko pozwalając na darmowy kieliszek wina pod koniec nocy, ale wyłącznie wtedy, kiedy była ona wyjątkowo owocna. Gdy twoja zmiana zaczyna się o zmroku i nie kończy aż do świtu, polegając przy tym na serwowaniu dużej ilości frajerów jeszcze większej ilości alkoholu, już podczas pobudki czujesz niepokój (a ma ona zazwyczaj miejsce ok. 14, bowiem jesteś teraz pracownikiem nocnym).

Istniał jednak powód, dla którego nasz bar cieszył się taką popularnością – picie shotów z obsługą było tam wręcz koniecznością. Nawet jeśli włożyłem komuś do drinka nie ten owoc co trzeba, nic się nie działo – to ja go piłem. Właściwie mogłem pomylić się dwa razy albo trzy…

Ciężko o zły humor, gdy pracujesz w knajpie po pijaku. Wszyscy inni i tak są narąbani, ale to tobie się za to płaci. Pijane dziewczyny próbowały przytulić mnie przez bar albo objąć, gdy zbierałem szkło, w agresywnym uścisku trzymając mnie jako zakładnika i krzycząc mi prosto w twarz, że mam piękne włosy. Będąc trzeźwym i w pośpiechu, by zanieść brudne kufle do zmywarki, nie miałbym na takie pierdoły czasu. Ale jako upojony członek obsługi mogłem odwzajemnić uścisk i odpowiedzieć: „Nie, to twoje włosy są zajebiste!".

Klienci uwielbiali przychodzić do miejsca, gdzie nie było nic niezręcznego w tym, że znamy ich imiona, a oni nasze

Podczas swych zmian zaprzyjaźniłem się z klientami, których na trzeźwo bym nienawidził. Mogłem dogodzić ludziom, którzy chcieli postawić mi shota, zamiast wrzucać miedziaki do wspólnego słoika z napiwkami. Kochano nasze beztroskie podejście, kochano z nami pić i wznosić toasty za przyjacielskich, pozbawionych kontroli barmanów. Klienci uwielbiali przychodzić do miejsca, gdzie nie było nic niezręcznego w tym, że znamy ich imiona, a oni nasze.

Było kilka przypadków, gdy połączenie alkoholu i pracy kończyło się nie najlepiej, zwłaszcza w miejscu tak bardzo pozbawionym zasad. Wybuchały bójki i nikt nie był wystarczająco trzeźwy, żeby poradzić sobie z ich konsekwencjami. Mieliśmy bramkarzy, którzy nadawali się tylko na sprawdzanie dowodów w nikłej nadziei, że odmówią jakiemuś nastolatkowi wejścia. Barowe bijatyki były jak burza. Musieliśmy po prostu czekać, aż wszystko przejdzie, a my będziemy mogli pozbierać pozostałości.

Ludzie lubili nasz bar, bo byliśmy fajni. Pozwolilibyśmy ci zrobić wszystko, ale pod jednym warunkiem: że my też moglibyśmy dołączyć. W myśl zasady – jeśli nie możesz ich pokonać, przyłącz się do nich. Gdy twoja praca jest zmaganiem się z nieskończonym strumieniem podchmielonych dupków, czasem podobne urżnięcie się to jedyny sposób, by przetrwać zaczynającą się wieczorem zmianę – nie mówiąc już o czerpaniu z niej przyjemności.