FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Pytamy najstarszego hipstera, jak być wyluzowanym emerytem i starzeć się z klasą

Ma lepszą stylówkę niż ty, zawsze jest w dobrym humorze i potrafi przetańczyć całą noc lepiej niż niejeden 20-latek
Wszystkie zdjęcia Grey Hutton

Günther Krabbenhöft to najstarszy hipster świata. Co prawda skończył dopiero 70 lat, a nie 104, jak w zeszłym roku donosiły media, ale i ten wiek wskazuje, że niejedno musiał w życiu zrobić dobrze. Ma lepszą stylówkę niż ty, zawsze jest w dobrym humorze i potrafi przetańczyć całą noc lepiej niż niejeden 20-latek. A całe zainteresowanie wokół swojej osoby traktuje z zaskakującym spokojem. Mimo licznych wywiadów i kampanii reklamowej z Google znajduje czas na pogawędki, poranną gimnastykę, drzemki po obiedzie i potańcówki: już od dwóch lat nie było weekendu, żeby nie uderzył w imprezę.

Reklama

Zapytaliśmy go o rady, jak nie zostać nudnym i obciachowym dziadkiem. I co ważniejsze; jak wytłumaczyć sobie fakt, że wszystkich nas czeka starość i śmierć.

VICE: Jak na prawdę zostać młodym w duchu, a nie tylko usilnie starać się odmładzać?
Günther Krabbenhöft: Trzeba mieć marzenia, dla których się żyje, ale które można zrealizować. Dla mnie to taniec i techno, czyli to, czym interesują się też młodzi ludzie. Ale nie można się wszystkim podlizywać, jak te stare pierniki, które noszą podarte dżinsy i czapki z daszkiem do tyłu. Nie mam już 18 lat i nie muszę udawać, że jest inaczej. Wiem doskonale ile mam lat i zdaję sobie też sprawę z tego, co już przeżyłem. Kilka dni temu kupiłem sobie bardzo ładny grobowiec. Jest tutaj niedaleko taki ładny cmentarz, gdzie można objąć patronatem zabytkowe groby. Ufundowałem renowację pięknego pomnika ze szwedzkiego granitu [na swoim iPhonie pokazuje mi zdjęcia minimalistycznego czarnego grobowca ze złotymi literami, przyp. red.]. Jest tam miejsce na dwie trumny i cztery urny. Obok mnie spoczną moi najbliżsi. Umówiłem się już z moją byłą żoną, z którą żyłem przez 10 lat i z czworgiem przyjaciół.

Założycie sobie taką wspólnotę grobową.
Dokładnie. Gdy tylko skończą się roboty, spotkamy się na szampana na cmentarzu.

Jak już jesteśmy na temacie starych pierników w podartych dżinsach — trzeba się kiedyś samemu przed sobą przyznać, że nie można już nosić wszystkiego?
Uważam, że każdy może nosić, co chce, o ile ma się do tego odpowiedni charakter. To żałosne, jak czterdziestolatkowie zakładają spodnie z krokiem w kolanach czy w dresy jak młodzież albo jak noszą te t-shirty za kolana – męskie sukienki. Gdy widzę takiego na ulicy, to mam ochotę dać mu miotłę i worek na śmieci. Ja lubię klasyczny męski krój, ale zawsze uważam, żeby nie wyglądać jak jakiś angielski lord. Noszę się w stylu dandysa, ale z nowoczesnymi wariacjami np. z jaskrawymi skarpetkami. Trzeba mieć jaja. Gdy tak patrzę na młodych ludzi na ulicy, wszyscy wyglądają tak samo. Kiedy oni się już zestarzeją, będą tylko takimi zwykłymi starymi dziadkami.

Reklama

Powinno się żyć pełnią życia i wykorzystywać swoje ciało do granic możliwości czy lepiej uważać na siebie, żeby dożyć późnej starości?
Przekraczanie granic jest częścią życia. Ale trzeba podchodzić do wszystkiego z refleksją. Jak przesadzisz i potem trzy dni jesteś nieprzytomny, powinieneś z tego wyciągnąć jakieś wnioski: albo nie rób tego już nigdy więcej, albo następnym razem uważaj, żeby nie przesadzić. W klubach często pytają mnie, czy mam narkotyki, bo gdy tańczę, sprawiam takie wrażenie. Wtedy odpowiadam, że moje narkotyki to muzyka z głośników. Kiedyś też brałem takie środki pobudzające, ale tylko po jednym dropsie, żeby następnego dnia móc normalnie wstać do pracy. Gdy tańczę, lubię, jak moja głowa pracuje normalnie. Gdy już się jest starym to z alkoholem i pigułkami i tak trzeba uważać.

Jak pan to robi, że w wieku 70 lat jest Pan jeszcze wytrwałym imprezowiczem?
Nie daje rady już balować całą noc, ale i tak tańczę po siedem, osiem, czasem jedenaście godzin. Do klubu idę wtedy po prostu w sobotę rano. Dobrze się czuję na początku i kiedy wychodzę. Czasem wystarczy mi z resztą tylko szybki numerek: trzy, cztery godziny tańca. I jak już mówiłem, za dużo środków odurzających wcale nie pomaga. U młodych jest dokładnie tak samo. Fajnie jest się trochę wstawić, ale już pół wieku minęło, odkąd byłem pijany w sztok. Miałem wtedy 18 lat i rano obudziłem się na trawniku w Dortmundzie [niemieckie miasto położone ok. 500 km od Berlina, przyp. red.].

Reklama

Kiedy człowiek jest już stary?
Kiedy myśli, że wszystko wie lepiej. Wywyższanie się i mówienie młodzieży, na czym polega życie, jest bez sensu. Każdy żyje własnym życiem i jak to się mówi: życie można zrozumieć, patrząc nań tylko wstecz. Żyć jednak trzeba naprzód. Każdy musi uczyć się na własnych błędach.

Co sprawia, że jesteśmy jeszcze młodzi?
To, że umiemy doceniać wszystko, co nas otacza, nawet te małe rzeczy. Ja cieszę się każdą kawą, na która mnie stać, każdym promieniem słońca, który dostaje się do mojego mieszkania. Pragnienie wiedzy też pomaga zatrzymać młodość. Ale ważne jest też, żeby umieć przebywać z samym sobą. W 2011 roku przeprowadziłem się na dwa lata na północ Niemiec do domu nad morzem i zabrałem ze sobą tylko rower. Nie było tam żadnych ludzi, nawet telewizora. Najbliższy przystanek autobusowy był oddalony o 6 km i przyjeżdżał tylko raz w tygodniu. Czasem tygodniami z nikim nie rozmawiałem. Siedziałem sobie i patrzyłem w niebo i na pola rzepaku. Było tam tak pięknie, że łzy same cisnęły się do oczu.


Dla młodych i starych. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska


Dobrze jest umieć sobie radzić samemu, ale jak się kręcić, żeby nie umrzeć w samotności?
W wieku 30 albo 40 lat powinieneś już znaleźć ludzi, którzy cię wspierają i będą ci towarzyszyć przez resztę życia. Bo to wcale nie musi być partner, z którym jesteś w związku. Myślę, że miłość na całe życie jest zbyt gloryfikowana. W związku jesteśmy już od samego początku skazani na porażkę, właśnie ze względu na tę ogromną odpowiedzialność, która ciąży na partnerach. Ważne jest, żeby być samodzielnym. Druga osoba nie powinna być uzupełnieniem naszych braków, ale wisienką na torcie. I pod żadnym pozorem nie można zaniedbać własnego szczęścia. Wobec przyjaźni nie mamy tak wielkich oczekiwań, jak w stosunku do miłości. Dlatego na przyjaciołach można polegać.

Czyli przyjaciele są ważniejsi od partnerów?
Moi przyjaciele są moimi partnerami! Wytrzymali ze mną już 30 lat. Mogę im położyć głowę na ramieniu i nie muszę się bać pokazania swoich emocji. Oni znają moje wady, a i tak mnie kochają. A co do seksu… nie ma na to gotowego przepisu, trzeba sobie radzić w zależności od sytuacji. Myślę, że single w moim wieku mają w łóżku nawet więcej szpasu niż małżeństwa, które są razem już 50 lat.