FYI.

This story is over 5 years old.

wywiad

Rick Baker, legendarny twórca efektów specjalnych, o tym, jak CGI doprowadziło do zamknięcia jego działalności

Rick Baker zamyka swoje przedsiębiorstwo. Legendarny charakteryzator i twórca efektów specjalnych ogłosił niedawno, że likwiduje studio i wystawia na aukcji 400 najpopularniejszych rekwizytów swojego autorstwa

Rick Baker zamyka swoje przedsiębiorstwo. Legendarny charakteryzator i twórca efektów specjalnych ogłosił niedawno, że likwiduje studio i wystawia na aukcji 400 najpopularniejszych rekwizytów swojego autorstwa. Baker jest twórcą kilku najbardziej rozpoznawalnych wizerunków XX wieku. Pracował m.in. przy Egzorcyście, Gwiezdnych wojnach, Facetach w czerni oraz przy klipie do piosenki Thriller Michaela Jacksona. Przez 35 lat jego znamienne kostiumy, charakteryzacje i rekwizyty stanowiły przedsmak współczesnych wizerunków tworzonych w technologii komputerowej CGI. Aukcja jest uznawana za słodko-gorzki moment w historii filmu, za koniec ery – jeśli nie ery ręcznie tworzonych efektów, to przynajmniej koniec ery Ricka Bakera w przemyśle filmowym.

Reklama

Przypadkowo aukcja miała miejsce w dniu premiery San Andreas, przepełnionego technologią CGI katastroficznego hitu kinowego. W swojej recenzji „The New York Times" zauważył to, co wydawało się oczywiste: „Najbardziej niepokoi, że ten film jest nudny i monotonny. Komputerowo modyfikowany obraz może niesamowicie realistycznie ukazać katastrofę, ale takie technologie mogą również pozbawić widowisko jakiegokolwiek oddziaływania i zainteresowania". Różnica między CGI a staromodnymi ręcznymi sposobami tworzenia efektów specjalnych była gigantyczna. W Amerykańskim wilkołaku w Londynie Baker przedstawił mężczyznę przeobrażającego się na ekranie w wilka, co wcześniej było osiągane dzięki rozmyciom i cięciom. Efekt oszołomił widzów. Od tamtej pory zrobienie czymś wrażenia było skazane na porażkę – poprzeczka została zawieszona wysoko.

Z Bakerem spotkałem się w ogromnej sali konferencyjnej w Universal City Hilton. Mając 64 lata, Rick wygląda tak, jak chciałby wyglądać każdy mężczyzna na emeryturze – w dobrej formie, pełen gracji i nadzwyczaj entuzjastyczny. Przed aukcją mieliśmy chwilę, by porozmawiać.

Słuchałem cię pewnego razu w NPR i zaskoczył mnie twój brak goryczy. Z jednej strony mówiłeś, że CGI odegrało dużą rolę w zamknięciu twojego studia, z drugiej wspomniałeś, że ci to nie przeszkadza.

Tu nie chodzi tylko o CGI. Wiedziałem, że ten moment jest bliski. Od rozmowy w NPR dostawałem mnóstwo tweetów w stylu: „Koniec ery". Wiesz, przez chwilę tak było. Biznes się zmienił. Miałem studio o powierzchni 5,6 tys. mkw., które świetnie się sprawdzało przy Grinch: świąt nie będzie i Planecie małp. Ale nie przy robieniu komuś nosa, a właśnie tym zajmowałem się ostatnimi czasy. Latem pojawił się gość, który chciał zrobił zęby – w tych 5,6 tys. mkw. – tylko dla siebie. Rachunek za klimatyzację był wyższy niż zapłata za zęby. Tak więc nadszedł czas. Duże zlecenia już się skończyły. Gdy jako młody chłopak zacząłem spotykać ludzi liczących się w branży, poznałem również wielu zgorzkniałych i opryskliwych staruszków. Pomyślałem wtedy: „Jak możecie tacy być?! Pracujecie przecież w tym wspaniałym przemyśle i robicie niesamowite rzeczy!". Nie chciałem stać się taki sam jak oni.

Reklama

W swojej pracy często zajmujesz się twarzami. To dość ironiczne, biorąc pod uwagę, że twarze są najtrudniejsze do podrobienia, pracując z CGI. W Avatarze się udało, Tron: Dziedzictwo poległ na tym polu rok później. Myślisz, że znajdzie się praca dla specjalistów od efektów specjalnych i charakteryzatorów zajmujących się charakteryzacją twarzy dla filmów CGI?

Oczywiście. Gdy CGI stało się popularne, natychmiast potraktowano nas jak dinozaury. Lecz po pewnym czasie ludzie zajmujący się CGI uświadomili sobie, że jednak posiadamy jakieś umiejętności… Zostałem poproszony o stworzenie kontrolowanej szkody w filmie Ciekawy przypadek Benjamina Buttona. Zgodziłem się, ale nie oczekiwałem za to zapłaty, ponieważ oni chcieli wykonać to w technologii CGI. Powiedzieli: „Możesz zrobić model twarzy w prawdziwym świecie lepiej niż my w komputerze". Więc skonstruowaliśmy prawdziwe, dopracowane, silikonowe głowy, które oni zeskanowali, aby mieć z czego zrobić cyfrowe modele.

Zawsze liczyłem na ściślejszą współpracę przemysłu CGI z charakteryzatorami. Projektowałem na komputerze w latach 1980-89, ponieważ wiedziałem, że coś takiego nadejdzie. Robiłem wirtualne modele, przenosiłem swoje projekty szczegółowo na komputer – spodobało mi się to. Uwielbiam tworzyć cyfrowe modele i obrazy, bawić się fotomontażem. Ale nie sądzę, by to zawsze się sprawdzało. Myślę, że kino coś na tym straci.

Dobry aktor w dobrym makijażu, siedzący w fotelu do charakteryzacji i patrzący na swoje odbicie w lustrze na bieżąco widzi, że staje się kimś innym. Gdy wychodzi na plan, wie, gdzie się znajduje, wie, jak wygląda, i gra tak, jak nigdy nie zagra w przypadku motion capture.

Reklama

Skoro teraz dzięki CGI można pokazać prawie wszystko, da się jeszcze zaskoczyć czymś widza? Czy ten dreszczyk towarzyszący scenie przeobrażenia w Amerykańskim wilkołaku… jest jeszcze możliwy?

Cóż, mamy do czynienia z gwałtowną reakcją na CGI, lecz za jakiś czas ręcznie tworzone efekty powrócą. Chociaż nie jest to do końca takie jednoznaczne… Podobał mi się Mad Max: na drodze gniewu, gdzie 70-letni reżyser dokopał wszystkim gówniarzom. I fakt, że sporo rzeczy zostało wykonanych tam ręcznie. To daje trochę inną adrenalinę. Teraz nie potrafię iść do kina na jakiś film i się angażować. Mam fioła na punkcie efektów specjalnych i właśnie to wzbudza we mnie emocje. Oglądam filmy, myśląc: „Dlaczego mnie to nie obchodzi? Dlaczego jestem taki znudzony?". To jedna z wad CGI. Teraz w filmie możesz zrobić wszystko. Ale czy lepiej? Niekoniecznie. Uważam, że istnieje kolosalna różnica w odbiorze, gdy wiesz, że coś dzieje się naprawdę. Ten gość naprawdę ryzykuje swoje życie, a tamten naprawdę stoi przed kamerą i to robi. Wolę obejrzeć stary film Raya Harryhausena i cierpieć przez 45 minut złych dialogów tylko po to, by w końcu zobaczyć 30 sekund animacji poklatkowej.

Gdy przeglądałem dzisiejszą ofertę aukcyjną, przeraziła mnie obwisła skóra Edgara z Facetów w czerni. Jest wstrząsająca. W swoim ogromnym studiu musiałeś mieć mnóstwo twarzy bez oczu paradoksalnie gapiących się na ciebie. Nie bałeś się?

Reklama

Od kiedy miałem 10 lat, w mojej sypialni było mnóstwo rzeczy tego typu. Nie robi to na mnie wrażenia.

I nie było takiej sytuacji, że późno w nocy szedłeś do łazienki i wpadłeś na coś miękkiego bez oczu?

Gdy sam to wymyślasz i wykonujesz własnymi rękoma, to nie jest to dla ciebie przerażające. Ale jeśli film jest dobrze zrobiony, nadal może wywrzeć na mnie wrażenie. Pamiętam pracę nad Egzorcystą – miałem wtedy nieco ponad 20 lat i pomagałem mojemu nauczycielowi Dickowi Smithowi. Wykonałem większość pracy przy głowie i ciele, wiedziałem, kiedy obraca się głowa nawiedzonej dziewczynki, więc byłem na to przygotowany. Ale gdy zobaczyłem Egzorcystę, wystraszyło mnie to tak samo jak wszystkich innych. Byłem pod wrażeniem. Na tym właśnie polega tworzenie filmu. Niewyobrażalnie trudno jest coś stworzyć, a potem jeszcze być przez to poruszonym.

Michael Jackson skontaktował się z tobą w sprawie pracy nad Thrillerem, zgadza się?

Skontaktował się z reżyserem Amerykańskiego wilkołaka Johnem Landisem. Byłem pierwszą osobą, do której zadzwonił John. Powiedział: „Michael Jackson chce mieć wystrzałowy teledysk. Coś w stylu Amerykańskiego wilkołaka. Pragnie się przeobrazić". „Mały Michael Jackson?" – zdziwiłem się, a on odparł: „Cóż, nie jest już taki mały".

Nie byłem przekonany do charakteryzacji gwiazdy pop. Pomyślałem: „To będzie trudne, a on się do tego nie nadaje". Ale kompletnie się myliłem. Spodobało mu się, lecz całość była nieuporządkowana i miałem bardzo mało czasu. Pracowałem z wynajętymi charakteryzatorami, których nie znałem, i nie wiedziałem, co są w stanie zrobić. Jednej nocy charakteryzowałem Michaela, biegałem w kółko po przyczepie i powtarzałem: „Nie, nie, nie…!". Byliśmy w Vernon, rzeźniczej dzielnicy, a oni w środku nocy zaczęli tańczyć do Thrillera

Reklama

W Vernon nie mogło być nikogo w tamtym momencie. Byłeś jedynym widzem.

Zgadza się. Najgorsze było to, że zaczęli kręcić klip w momencie, gdy w rzeźni ruszył ubój zwierząt. Była 2 nad ranem i wydzielał się stamtąd taki zapach… To było dosłownie zaraz obok rzeźni. Przerażające! Stałem pośrodku ulicy i patrzyłem na wszystko z niedowierzaniem. Mój mózg zrobił obrót o 360 stopni. Pomyślałem: „Spójrz, co się dzieje wprost przed tobą, Rick!". Landis powiedział mi tamtej nocy: „Ludzie bardziej będą cię znali z Thrillera niż z czegokolwiek innego, co zrobisz podczas swojej kariery". Miał rację. Gdy ktoś pyta, czym się zajmuję, mówię: „Jestem charakteryzatorem". „Zrobiłeś coś, co mógłbym znać?". Odpowiadam, że tak. A oni pytają: „Co?". „Thrillera". „To ty zrobiłeś Thrillera?!".

Ludzie są bardziej pod wrażeniem Thrillera niż sceny bufetowej w Gwiezdnych wojnach?

Tak. Wszyscy widzieli Thrillera. Chodzi o to, żeby jak najlepiej wykonać swoją robotę. Jest mnóstwo rzeczy do zrobienia przed produkcją i poświęcasz temu każdą chwilę. Gdy jesteś już na planie i robisz charakteryzację na aktorze, widzisz, że sprawa staje się realna, namacalna. To jest magiczne!

Brzmi, jakby było za czym tęsknić…

Za niektórymi rzeczami na pewno będę tęsknił. Ale nie za pośpiechem biznesu. Nie zająłem się tym, żeby być biznesmenem, lecz po to, by tworzyć. I nadal będę to robił. Codziennie tworzę coś nowego, aż stanie się takie, jak sobie to wyobraziłem, aż spełni moje oczekiwania.

Baker został poproszony na scenę, której dekorację stanowili naturalnych rozmiarów kosmita z Facetów w czerni, tytułowy Grinch ucharakteryzowany na starożytny rzygacz i rozkładające się zwłoki z poderżniętym gardłem przywiązane do krzesła. Usiadłem w ostatnim rzędzie ogromnej sali bankietowej C, niedaleko stoiska z obcymi nie z tego świata i przerażającymi głowami – częścią kolekcji wystawionej na sprzedaż. Prowadzący aukcję mężczyzna w marynarce przywitał niewielki tłum. Ponieważ większość licytacji przeprowadzono online lub telefonicznie, poprosił, byśmy wzięli nasze tabliczki aukcyjne z numerami i przynajmniej pomachali nimi od niechcenia.

Pozawracałem głowę obsłudze Hiltona, aby udzielono mi informacji na temat wymiarów sali konferencyjnej, i szybko policzyłem w pamięci: studio Bakera było 15 razy większe. Próbowałem wyobrazić sobie taką przestrzeń, rzędy kosmitów, małp i potworów ciągnące się aż po horyzont. Wydawało się to nierealne. W oddali aukcjoner uderzył młotkiem. Jeden rekwizyt sprzedany, zostało jeszcze 399. To będzie długa aukcja.