FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

Samobójstwo według Henry Rollinsa

Największy wróg opłakujących po Robinie Williamsie

Jest taki zwyczaj, że o zmarłych źle się nie mówi. Zwłaszcza, gdy chodzi o tych stale goszczących na naszych ekranach i monitorach znanych-zmarłych, gwiazdy i clebrytów. To prawda, z chwilą odejścia kogoś takiego, świat dzieli się na tych mających to w dupie, na fanów i całą masę tych, którzy zakochali się w artyście z chwilą jego odejścia. Każda piosenka martwego muzyka jest wtedy najlepszą piosenką, każda filmowa kreacja nieżyjącego aktora, to Olimp scenicznych możliwości, a gdyby George R. R. Martin teraz zszedł, z miejsca powstałby jego pomnik, pisarz prawdopodobnie siedziałby na smoku.

Reklama

Jako ostatni do długiej i smutnej listy „znanych i nieodżałowanych” dołączył Robin Williams, świetny aktor i wspaniały komik, zdobywca Oscara. Jego ciało znaleziono 12 sierpnia, dzień wcześniej aktor popełnił samobójstwo wieszając się na swoim pasku. Świat pogrążył się w żałobie, a media oszalały zasypując nas wszystkim, co nawiązywało do twórczości, jak i samej osoby Williamsa.

W takiej chwili jakakolwiek inna reakcja niż żal/smutek/podziw/miłość (wybierz swoją emocję) byłaby nie tylko nie na miejscu – to byłoby istne samobójstwo, towarzyskie. Nie od dziś wiadomo jednak, że Henry Rollins – wielka gęba amerykańskiego punk rocka, były członek legendarnego Black Flag (gimby nie znają) - to typ samotnika, który nigdy nie boi się mówić co myśli, nawet, gdy chodzi o zmarłych.

Źródło: Flickr/Pelle Sten

„Pieprzyć samobójstwo” to tytuł jego listu traktującego o dramatycznej decyzji nieżyjącego aktora, który opublikowany wczoraj na łamach LA Weekly, zagotował krew wszystkich opłakujących po Robinie Williamsie.

Internet nie mógł mu tego wybaczyć. Poniżej część jego listu „Pieprzyć samobójstwo”:

„Przez kolejne dni po tym jak zginął Robin Williams, wciąż napotykałem się w internecie na jego twarz. Informacja o jego odejściu wydawała się nabierać własnego tempa. Smutna śmierć sławnej osoby zaczęła przybierać kształt 'narodowej żałoby', którą nie do końca potrafiłem zrozumieć. Serwisy takie jak Huffington Post pławiły się w tym, określając to newsami, które w rzeczywistości często były tylko contentem.

Reklama

Rozumiem dlaczego ludzie tak bardzo przeżyli stratę Williamsa. Jego talent aktorski był czymś niepodważalnym. Jego występ w Good Will Hunting był bez zarzutu. Zastanawiam się, czy grając niektóre ze scen czerpał z własnych pokładów bólu. Stworzył odważne, doskonałe dzieło. 

Im dłużej o tym myślę, przypominam sobie coraz więcej jego wspaniałych występów. Good Morning Vietnam jest moim ulubionym.

Kiedy człowiek takiego pokroju umiera w ten sposób, to jest trudne do zrozumienia. Zdobywca Oscara, dobrze opłacany, z karierą o której większość osób mogłaby sobie tylko pomarzyć - jak ktoś tak bardzo obdarowany przez los, pozornie mogący pozwolić sobie na życie bez ani jednego złego dnia, mógłby tak po prostu dobrowolnie z tego zrezygnować? 

Na kilku z moich tras USO (United Service Organizations - występy dla żołnierzy, red.), Robin Williams występował parę dni przede mną na tych samych deskach co ja. To wszystko czego potrzebowałem, by poznać jakim był człowiekiem. A według mnie, był człowiekiem dobrym. 

Ale w tym momencie ja wysiadam. Jestem pewien, że niektórzy zdecydowanie nie zgodzą się z tym co zaraz napiszę. I oczywiście rozumiem, że jego osobiste zmagania były czymś prawdziwym. Nie mam zamiaru temu zaprzeczać. 

Mimo to, po prostu nie potrafię zrozumieć, jak jakikolwiek rodzic może samemu odebrać sobie życie".

Jak do cholery można zrobić coś takiego swoim dzieciom? Nie obchodzi mnie, jak dobrze są  sytuowane - wybór śmierci, zamiast bycie przy swoim dziecku jest co najmniej strasznym, krzywdzącym i niezrozumiałym. Myślę, że z chwilą, gdy stajesz się rodzicem zrzekasz się prawa, by targnąć się na własne życie. Nieważne, jakie błędy popełniasz, najważniejszym dla ciebie powinno być nie traumatyzowanie swoich dzieci. Tak więc, nie zabijasz się.

Reklama

Wiem, że niektóre osoby się ze mną nie zgodzą, ale uważam, że nie sposób zrozumieć cierpienia drugiej osoby. Wszystkie te hasła 'Wiem co czujesz' to gówno prawda. Najlepsze co można zrobić to uszanować, wysłuchać i wesprzeć drugą osobę najlepiej jak się tylko potrafi, ale nie można tego zrozumieć. Depresja jest dla każdego czymś tak bardzo osobistym i wyjątkowym, że gdy cię dopadnie, masz wrażenie jakbyś zaprojektował ją specjalnie dla siebie. Tak więc, ty ją potrafisz zrozumieć i na tym koniec. Jeżeli jesteś w ciężkiej depresji, to potrafi izolować cię bardziej niż cokolwiek innego na świecie. Starając się zrozumieć to u kogoś innego, można mówić jedynie o pojęciu tego w przybliżeniu. Tak naprawdę, jesteś z tym sam.

Każdy przeżywa swoje emocje na własny sposób. Nie jestem lekarzem, ale myślę, że nasz mózg zawsze szuka poczucia równowagi i prawidłowej funkcjonalności, by nasze ciało mogło działać jak najefektywniej. Niektórzy w tym celu zażywają odpowiednie leki. Dążenie do tego stanu może zwieść do ciemnych zakamarków. Ktoś, kto jest uzależniony nie musi być 'uzależnionym' w pejoratywnym znaczeniu słowa, starając się jedynie uleczyć samego siebie, dążąc do równowagi.

Wiele lat temu mieszkałem w Silver Lake razem ze współlokatorką, która cierpiała na poważne ataki depresji. Kiedy akurat nie siedziała w swoim małym pokoiku, płacząc przy zgaszonym świetle, była pogodna i przezabawna. Gdziekolwiek byśmy się nie udali, śmialiśmy się aż do bólu brzucha. Walczyła ze swoją depresją na wszelkie sposoby, od przejażdżek rowerowych, po leki, nie tylko te przepisane. Lata po tym, kiedy widziałem ją ostatni raz przegrała walkę i zabiła się. Nikt, kto ją znał nie był tym zaskoczony. Kiedy łapała te stany, była nie do poznania. 

Reklama

Najtrudniejszym w przebywaniu obok niej, była świadomość, że nic nie można z tym zrobić. 

Rozumiem to, chociaż może jednak nie, nie rozumiem".

Kiedy ktoś neguje swoje istnienie, przestaje dla mnie istnieć. Mam sporą kolekcję płyt, książek i filmów stworzonych przez ludzi, którzy targnęli się na swoje życie i każda z tych rzeczy jakby wyblakła w moich oczach. Kiedy ktoś popełnia ten czyn, ona lub on znikają z mojego świata. Wiem, że byli, ale zniweczyli to, dobrowolnie schodząc z tego świata. Istnieli naprawdę, ale przestali. 

Nie mogę brać takich osób na poważnie. Potrafię docenić czego dokonali na polu artystycznym, ale jest niemożliwym, by było mi ich szkoda. Ich życie nie zostało przerwane - zostało celowo porzucone. Ciężko czuć się źle, gdy ktoś taki robi coś co chciał zrobić. Do dupy, że już ich nie ma, jasne, ale to była ich decyzja. Muszę to uszanować i ruszyć dalej […].

Według Centers for Disease Control and Prevention w Ameryce rocznie zabija się prawie 40 tysięcy ludzi.  

Pieprzyć samobójstwo.Twoje życie jest dokładnie tym, jakim je stworzysz […]. Ja swoje złapałem za szyję i ciągnę je ze sobą. Rzadko, kiedy idzie do przodu wystarczająco szybko. Raw Power Forever”.

Pełna treść dostępna na LA Weekly

W takich sytuacjach, internet zachowuje się jak tresowane zwierze, u którego łatwo przewidzieć reakcje.

Wracam teraz myślami do jednego z dawnych występów Henry Rollinsa, gdzie stojąc w świetle reflektorów, dziarsko opowiadając o swoich życiowych przemyśleniach, podzielił się ze zgromadzoną publicznością sekretem, który trzyma go przy życiu i który paradoksalnie, także mi kiedyś dodał motywacji na przyszłość.

„Nie jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Nie budzę się każdego dnia, mówiąc ‘Kocham życie!’. Nie, przez większość czasu kurewsko nienawidzę życia, przez większość czasu, życie to dla mnie jebany egzystencjalny koszmar, którego nie cierpię i cały czas myślę o tym, by to zakończyć. Proszę, teraz już znacie prawdę. Jedyna rzecz, która trzyma mnie wśród żywych, to świadomość, że życie powie: HA HA, wymiękłeś, nie dałeś mi rady! Dlatego chcę zmusić swoje życie, do walki o życie. Chcę być jak drzazga w dupie swojego życia, chcę by życie świętowało dzień, kiedy w końcu odejdę z tego świata. Chcę, by to była jedyna chwila, kiedy będzie mogło ode mnie odpocząć, zadając innym pytanie: Czy na pewno już zdechł, dźgnij go jeszcze raz, tak dla pewności”  - Henry Rollins, Provoked  2008 rok.

UPDATE:

Po ogromnej fali krytyki, Henry Rollins opublikował na swojej stronie przeprosiny za list „Pieprzyć samobójstwo” - można je przeczytać TUTAJ.