FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Sfrustrowana Lily Allen

Przez lata zmagała się z kompleksami, a obwinia za to raperów i czarne kobiety w show biznesie

Biorąc pod uwagę to, ile w ostatnich latach pojawiło się artystek, które kontrakty nagraniowe zawdzięczają dziecięcemu sposobowi śpiewania, aż dziw bierze, że Lily Allen zadebiutowała już w odległym 2006 roku albumem „Alright, Still”. Po czteroletniej przerwie Lily wraca z nowym singlem oraz towarzyszącym mu teledyskiem, który porusza odwieczny problem wizerunku gwiazdy. Wideo bezpośrednio odwołuje się do estetyki teledysków hiphopowych, a twórcy określają  klip jako “zjadliwą krytyką mizoginizmu”.

Reklama

W otwierającej „Hard Out Here” scenie widzimy leżącą na stole operacyjnym Lily podczas zabiegu liposukcji. U jej boku stoi bezlitosny menedżer. Ta scena ma niezwykle osobiste znaczenie. Lily Allen przez wiele lat musiała stawiać czoła bezdusznym tabloidom bezustannie komentującym jej sylwetkę artystki.

W maju 2007 roku opublikowała pełen goryczy post na Myspace:

„Zawsze chwaliłam sobie swoją stanowczość w nieprzejmowaniu się wyglądem. Nie było dla mnie istotnym to, czy jestem pulchna, czy nie – w końcu jestem piosenkarką, a nie modelką. Obawiam się, że dałam się złamać. Piszę do Was zalana łzami, leżąc w hotelowym łóżku gdzieś w Seattle. Przez ostatnią godzinę czytałam o zabiegach zmniejszania żołądka i o odsysaniu tłuszczu.”

W tym samym roku Lily zeszła z rozmiaru 42 do 36. Nagłówki gazet na bieżąco informowały o kontrowersyjnym podejściu Allen do własnego wizerunku – raz twierdziła, że nie boi się przybrać na wadze, aby już parę miesięcy później oświadczyć, że cierpi na dysmorfofobię.

Lily Allen zrzuca odpowiedzialność za wszystkie kompleksy, z którymi przez lata musiała się zmagać w show biznesie, nie tylko na raperów, ale również na czarne kobiety – niesłusznie.

Allen wyśmiewa stereotypowe motywy hiphopowych teledysków, w których zazwyczaj roi się od skąpo odzianych dziewczyn, śmiało wyginających ciała w rytm muzyki.

„You'll find me in the studio and not in the kitchen/I won’t be bragging ’bout my cars or talking ’bout my chains.”/ „Prędzej znajdziesz mnie w studio, niż w kuchni/Nie będę chwalić się furami ani błyskotkami” –  Lily Allen nie imponuje tego rodzaju „szpan”, uważa go za odrażający, w końcu jest córką aktora oraz producentki filmowej i uczęszczała do elitarnej podstawówki.

Reklama

Biali artyści (Lorde, Macklemore, Robin Thicke) powinni przestać posługiwać się dobrze znanymi motywami z kultury hiphopowej w celu potwierdzenia własnej, tak ważnej dla nich antykonsumpcyjności. Allen, która w klipie szoruje felgi w kuchni wypełnionej butelkami szampana, nie zdaje sobie sprawy, że nie ma mowy o antykonsumpcyjności, gdy cała sprawa tyczy się jedynie jednego rodzaju konsumenta.

Rap od początku opowiadał o finansowej emancypacji Afroamerykanów, która przez dekady była dla nich niemożliwa. Nie oznacza to jednak, że biali artyści mają prawo wypowiadać się w tych sprawach z wyższością. Niby dlaczego złote łańcuchy na szyi rapera oburzają bardziej niż krawat od Armaniego na szyi analityka finansowego?!

Reakcja Lily na seksistowskie oczekiwania show biznesu jest bezsensowna w momencie, gdy artystka zwraca się przeciwko kobietom, które odniosły sukces pomimo ogólnie przyjętego modelu kobiecego ciała. Allen nie zbawia świata krytykując „Blurred Lines” Robina Thicke’a, czy komentując najświeższy dorobek Miley Cyrus; a raczej obrażona ubolewa nad tym, że nie odniosła podobnego sukcesu.

Allen nie wykorzystuje czarnych kobiet w celu nadania swojej karierze impetu, ona zrzuca na nie winę za swoje zawodowe niepowodzenia. W teledysku pojawia się ubrana w sukienki z długim rękawem oraz wyśmiewa swój brak talentu do „twerkowania”, naśladując ruchy odzianych w obcisłe kostiumy towarzyszek, bez wahania wykonujących przesadzone kroki taneczne, pocierając się przy tym odważnie po kroczu. Tymczasem menedżer Lily usiłuje namówić ją, aby naśladowała ich ruchy. Gdy Allen śpiewa: „Don’t need to shake my ass for you/‘Cause I’ve got a brain.”/„Nie muszę kręcić dla ciebie tyłkiem, w końcu mam coś w głowie”, widzimy ujęcie dziewczyn, które faktycznie „kręcą tyłkami”. I to tyle, jeśli chodzi o kobiecą solidarność.

Reklama

Całe widowisko jest raczej marną parodią hiphopowych teledysków, która sprowadza zinstytucjonalizowany mizoginizm do kwestii nieosiągalnego dla Allen wymarzonego wyglądu. Kobiety w jej teledysku wydają się uosabiać wszystkie założenia patriarchalnego świata. Pozbawione rozumu czy woli działania, dodatkowo obrywają od samej Lily.

Gdy weźmiemy pod uwagę „anthemy” rodem ze striptizowych klubów autorstwa Rihanny, podkreślające kobiece spojrzenie na omawiany przeze mnie problem, czy bezlitosną dekonstrukcję podwójnych standardów obecnych w przepełnionym seksizmem przemyśle muzycznym u Nicki Minaj, kazanie rozdrażnionej Allen można określić nie tylko jako anachroniczne, ale i rasistowskie.

Lily Allen odpowiedziała na zarzut odnośnie domniemanego rasistowskiego charakteru teledysku na portalu Twitlonger:

„Teledysk ma być zabawną satyrą na uprzedmiotowienie kobiet w popkulturze. Pochodzenie etniczne nie ma tu jakiegokolwiek znaczenia…Gdybym była odważniejsza, na pewno sama włożyłabym bikini. Chodzi mi o to, że wcale nie próbuję odciąć się od pozostałych dziewczyn poprzez to, że jestem ubrana od stop do głów; chodzi tu raczej o brak pewności siebie, po prostu chciałam się czuć jak najbardziej komfortowo podczas kręcenia teledysku.”

Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Fakt, że Allen nie zwraca uwagi na pochodzenie, nie znaczy, że jej najnowszy singiel pozbawiony jest rasistowskich podtekstów. To właśnie ciała towarzyszących jej na planie dziewcząt uwydatniają wszelkie niedoskonałości Lily; ciała, których ciało artystki nigdy nie będzie przypominać, w związku z czym ona sama uważa wyśmianie ich za słuszne. Pod utworem podpisała się sama Lena Dunham, określając go jako „czystą parodię rapowej gry ról”. Zrzucając na rap odpowiedzialność za społeczne bolączki Ameryki, Allen niejako przyzwala na instytucjonalny patriarchat.

Reklama

Z tego właśnie powodu czarne feministki nie mogą nadziwić się białym kobietom. To nie w gestii feministek leży wyśmiewanie zdolności gimnastycznych utalentowanych tancerek afroamerykańskiego pochodzenia. Nie w ich gestii leży wysuwanie wniosków, jakoby kobiety, które odnajdują się zarówno w kuchni, jak i w prowokacyjnym tańcu, miały mieć równie destrukcyjny impakt jak uparcie zmuszający ją do zrzucania zbędnych kilogramów bezlitosny menedżer. W końcu, feministki nie powinny pozostawać ślepe na rozróżnienia rasowe.

Dopóki emancypacja według białych kobiet zakładać będzie poniżanie kobiet z innych grup etnicznych, ich „feminizm” nie będzie niczym więcej niż ukrytą białą supremacją. W odniesieniu do słów piosenki „there’s a glass ceiling to break”/„trzeba przebić szklany sufit”, wideo sugeruje, że Lily chciałaby się znaleźć nad nim… sama.

MILEY CYRUS TO JEST PUNK

BEZ TWARZY MARILYN MONROE

DIASPORA W WERSJI POP