FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Tulipany dla Stalina

Andrew Miksys na swoich zdjęciach uchwycił Dzień Zwycięstwa, święto na Białorusi, celebrujące dokonania Związku Radzieckiego

​Andrew Miksys, fotograf urodzony w Seattle, po raz pierwszy pojechał na Białoruś 5 lat temu. Chciał wtedy sfotografować odbywający się tam Dzień Zwycięstwa – święto na cześć wygranej wojsk radzieckich nad hitlerowskimi Niemcami. Na miejscu zaskoczyła go siła z jaką celebruje się miniony ustrój, definiujący niegdyś życie i sposób myślenia całych pokoleń. Od tamtej pory Andrew postanowił, że będzie wracał, by na swoich zdjęciach dokumentować ten niesamowity czas, który jakby stanął w miejscu.

Reklama

Podobnie jak w jego wcześniejszym projekcie, ​DISCO - gdzie przez 10 lat fotografował dyskoteki na litewskich prowincjach - tutaj również uchwycił ludzi zawieszonych w minionej epoce, którzy na przekór światu, dumnie kroczą z czerwonymi tulipanami w dłoniach, dawnym symbolem odrodzenia ZSRR.

VICE: Dlaczego postanowiłeś pojechać na Białoruś?
​Andrew Miksys: Przez ostatnie 15 lat mieszkam w Wilnie. Kiedy ludzie stąd myślą o podróży po tutejszym regionie, typowym wyborem staje się Ryga, Warszawa, Tallinn lub Berlin. Rzadko zdarza się, żeby celem na weekendowy wypad był Mińsk, stolica Białorusi, chociaż jest znacznie bliżej, bo znajduje się ok. 30 km od Wilna. Oczywistym problemem są zamknięte granice pomiędzy Litwą a Białorusią, do których przekroczenia potrzebne są wizy. Pomimo sąsiedztwa Białoruś wciąż pozostaje tajemnicą, z powodu bardzo małej ilości informacji, jakie stamtąd docierają. Wraz z konfliktem na Ukrainie, miejsce to stało się granicą, gdzie kończy się Rosja, a zaczyna Unia Europejska. Niektórzy sugerują nawet, że Białoruś stała się nowym Berlińskim Murem. Ja natomiast często wybieram tematy, o których mało wiem, by poprzez swoje fotografie, dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Białoruś była zagadką, którą musiałem rozwiązać.

Jakie było Twoje pierwsze wrażenie z Dnia Zwycięstwa?
W 2009 roku dostałem zaproszenie od moich dwóch dobrych przyjaciół z Mińska, by sfotografować to święto. Przyjechałem dzień wcześniej i jak to jest zwyczajem w Europie Wschodniej, czekało na mnie małe przyjęcie powitalne. Mój kac nazajutrz dodał jeszcze więcej surrealizmu zdjęciom, na których uwieczniłem swój pierwszy Dzień Zwycięstwa. Jakoś znaleźliśmy się na Placu Zwycięstwa, w centrum wydarzeń. Przed nami na wieży radiowej powiewała stara flaga ZSRR. Patrzyliśmy na weteranów wojennych, ubranych w marynarki z całą gamą orderów i medali. Byli też tam członkowie różnych partii komunistycznych, którzy nieśli ze sobą sztandary Związku Radzieckiego i obrazy z podobiznami Stalina i Lenina. Czułem się, jakbyśmy wkroczyli do perfekcyjnie zachowanego muzeum socjalizmu. Byłem zaskoczony, jak w graniczących ze sobą państwach, w tak różny sposób można przedstawiać ZSRR i II wojnę światową. W Wilnie posągi Lenina i Stalina zburzono już dawno temu, a propagowanie symboli sowieckich na Litwie jest zakazane. Ale zaledwie kilka kilometrów dalej jest Białoruś, gdzie w parku niedaleko Mińska można uświadczyć nowiutką statuę Stalina. Przeszłość po ZSRR ma się tu zaskakująco dobrze. I jeżeli śledzisz informacje z Ukrainy i Rosji, słyszysz dyskusje na temat możliwości powrotu Związku Radzieckiego, gdzie Europę Zachodnią w rosyjskich mediach nazywa się faszystami. Czasem musisz się uszczypnąć w policzek, by się upewnić, że nie cofnąłeś się do przeszłości i że to nadal 2014 rok.

Reklama

Jaka jest Białoruś oczami obcokrajowca?
Moje wrażenia na temat tego miejsca, kiedy po raz pierwszy wysiadłem na dworcu w Mińsku, były świetne. Mógłbym nawet powiedzieć, że byłem zauroczony. W mieście nie ma prawie żadnych zagranicznych reklam, z wyjątkiem restauracji McDonald's, w centrum miasta. Architektura jest charakterystyczna dla ery stalinizmu, wielkie bulwary wyglądają fantastycznie i są miłym kontrastem dla krętych uliczek Wilna. Bombardowania w trakcie II wojny światowej zrównały Mińsk z ziemią, więc wszystko trzeba było odbudować. Mimo to, nadal można odnieść wrażenie, jakby wkraczało się w analogowy świat, będący o krok za swoimi sąsiadami. Dreszczyk tej dezorientacji mija jednak szybko i kiedy z powrotem znalazłem się w pociągu do Wilna, prawie od razu po przekroczeniu granicy Litwy, poczułem, jakbym wrócił do czasów teraźniejszości. To co jednak od samego początku było moim celem, to próba zrozumienia Białorusi, a może nawet i celebracja miejsca, poprzez jego odmienność i wyjątkowość. Myślę, że to byłoby za proste, by na podstawie swojej zagranicznej perspektywy, oceniać Białoruś, oczekując, że będzie takim samym miejscem, z jakiego się przyjechało. Takie podejście to za duże uproszczenie, jak piosenka bazująca na jednym dźwięku, to unikanie złożoności danego regionu.

Skąd bierze się ta cała tęsknota za Związkiem Radzieckim?
Ludzie zaczynają patrzeć na mnie, jak na największego fana ZSRR! Urocze to, ale nie. Po prostu myślę, że jeżeli żyjesz w tej części Europy, ważnym jest, by rozumieć jej przeszłość, a Związek Radziecki odegrał w niej znaczną rolę. Blizny po nim są bardzo głębokie i nie do końca się zagoiły. Zachodzisz więc w głowę, jak takie miejsca, jak Litwa, Polska, Ukraina, czy Białoruś funkcjonują po tym, co zrobili z nimi Hitler i Stalin. A może część mojego zainteresowania Związkiem Radzieckim bierze się też z tego, że jestem Amerykaninem. Dorastałem w latach 80. ubiegłego wieku, kiedy ZSRR było "Imperium Zła", zagrażającym nuklearną zagładą USA. Popkultura koncentrowała się nad ostateczną, apokaliptyczną bitwą pomiędzy tymi dwoma mocarstwami. I wtedy, jakby w jednej minucie, Związek Radziecki przestał istnieć. Ale teraz, po latach życia w post-radzieckim kraju, uważam, że byłoby pomyłką myśleć, że ZSRR jest kompletnie martwe i niezdolne do powrotu.

Reklama

Czy możesz powiedzieć coś więcej na temat ludzi, których udało Ci się sfotografować?
Robiłem zdjęcia przeróżnym osobom, od młodych, po weteranów, rekonstruktorów wojennych, robotników i członków partii komunistycznych. Niespodziewanie, najbardziej interesującą okazała grupa egzotycznych tancerek. Na początku nie byłem pewien, jak te fotografie będą pasować do koncepcji projektu. Z jednej strony, dziewczyny były po prostu świetnymi modelkami i było naprawdę fajnie je fotografować, to już mi wystarczało. Z drugiej jednak strony, pomogły mi zrozumieć pozycje kobiet w postradzieckim kontekście. Kobiety musiały znosić ogromny ciężar przemocy w trakcie II wony światowej, były masowo gwałcone, lub je zabijano. Myślę, że pomyłką byłoby to pominąć, na rzecz heroizmu mężczyzn z pól bitewnych. Dzisiaj kobiety także muszą być twarde, pozostając przy tym kobiecymi. Zachowanie tej równowagi nie jest łatwe, ale te tancerki są jednymi z najtwardszych osób, jakie poznałem w życiu, którym możliwe, że udało się wytworzyć najlepszy system adaptacyjny w niesprzyjającym dla nich środowisku.

Czy poznałeś jakieś ciekawe historie fotografowanych przez Ciebie osób?
Ostatnio byłem w Mińsku, by zrobić zdjęcia obchodom Rewolucji październikowej. Przy pomniku Lenina grupa ludzi składała kwiaty, a przywódcy komunistycznych partii przemawiali do zebranych. Było tam też dwóch mężczyzn, mieli długie brody, na głowach pracownicze czapki, a w rękach nieśli radzieckie flagi. Wyglądali jak Karl Marx i Frederick Engels, dosłownie. Szokiem było dla mnie, gdy okazało się, że obaj są Amerykanami, którzy przenieśli się na Białoruś, uciekając od zła amerykańskiego kapitalizmu. Nigdy byś na to nie wpadł. Lee Harvey Oswald także żył w Mińsku w latach 50., gdy starał się o radzieckie obywatelstwo.

Reklama

Wiem, że chcesz teraz wydać album, dzięki pomocy ​crowdfundingu. Dlaczego zdecydowałeś się na metodę DIY?
Myślę, że artyści i fotografowie powinni robić wszystko co w swojej mocy, by dotrzeć do własnej publiczności i komunikować się z nią w bezpośredni sposób. Wydawanie DIY jest jedną z najlepszych możliwości, by to osiągnąć. Profesjonalizacja sztuki i fotografii, prowadząca do wystaw w galeriach, wydawców i kuratorów, często idzie w parze z konserwatyzmem. Natomiast poprzez publikację własnymi siłami, powstaje szansa na zachowanie unikalności książki, tak jak sobie to zaplanowałeś. Twój album sam w sobie może stać się dziełem sztuki, odbiciem Twoich doświadczeń z momentu robienia zdjęć. Ten proces może być dość trudny, ale bardzo lubię surowość finalnego efektu.

Twoja ostatnia książka zatytułowana ​DISCO spotkała się także z falą krytyki. Niektórzy ludzie byli źli, w jaki sposób pokazałeś Litwę. Czy nie obawiasz się negatywnych reakcji na temat tego projektu, że np. promujesz ZSRR i Sowietów?
Kiedy robię zdjęcia, staram się zachować pewien dystans od danego tematu i nie osądzam. Jasne, nie sposób zupełnie się odciąć i pozostać neutralnym. Jako fotograf nie interesuję mnie jednak wywieranie na kimś politycznego nacisku. Zazwyczaj i tak jestem osobą z zewnątrz i nie powinienem nikomu mówić, co ma robić. Sztuka w połączeniu z polityką staje się naprawdę nudna. Jednak akceptowanie ludzi i miejsc, takimi jakie są (niezależnie, czy są dobrzy czy źli) może wydawać się niezwykle antyspołeczne i politycznie niepoprawne. W moim odczuciu, ludzie, których udało mi się sfotografować na Białorusi są niesamowici, dokładnie będąc właśnie takimi w tej danej chwili historii. I tak, chcę ich uczcić. Czy to znaczy, że chwiałbym być kimś takim jak oni? Niekoniecznie. Nic bym jednak w nich nie zmienił.

Reklama

Dlaczego nazwałeś swój projekt TULIPS?
Za czasów Związku Radzieckiego tulipany nie były tylko symbolem wiosny, ale także odrodzenia po wojnie i witalności ZSRR. Tak samo w Mińsku, podczas Dnia Zwycięstwa, czerwone tulipany rosną posadzone wzdłuż ulic i wręcza się je weteranom wojennym, w podzięce za ich służbę. To niesamowite, jak prostemu kwiatu można nadać tyle osobowości, wraz z ideologicznym i historycznym symbolem. Jak się jednak dowiedziałem w trakcie projektu, tulipany mają długą historie w nadawaniu im przeróżnych imion, w zależności od upamiętnienia jakiegoś ważnego wydarzenia, politycznych przekonań czy osób. Jest tulipan, który nazywa się Dzień Zwycięstwa, ale są też inne ciekawe nazwy, jak Artysta, Amerykańska Flaga, Wall Street, John Kennedy. Chociaż moim osobistym faworytem jest Memoriał Lenina.

Dziękuję za rozmowę i powodzenia w wydaniu książki.

Możecie wspomóc wydanie albumu TULIPS wchodząc na tę ​stronę

Fotografie ​Andrew Miksys