Wszystkie Basie to ładne dziewczyny

FYI.

This story is over 5 years old.

Vice Blog

Wszystkie Basie to ładne dziewczyny

Idą górnicy, hutnicy, pracownicy więziennictwa i banków. Obrońcy krzyża i arystokraci. Robotnicy, pielęgniarki, rojaliści i antysemici. Oraz policjanci. Wyjątkowo po drugiej stronie.

„Ta zabawa nie jest dla dziewczynek. Idź do domu, bo tu mogą bić“. Tak się zaczyna piosenka Lecha Janerki i ten Janerka gra mi w głowie przez cały dzień.

Zaczął się karnawał demokracji. Warszawę oblężyło. Bądź co bądź mniej więcej 20 tysięcy osób pojawiło się tu w sposób nagły i wyraziście ingerujący. Nie będę nawet pisać o utrudnieniach komunikacyjnych, bo tym zajmuje się ZTM. Widziałam jednak i inne ingerencje.

Reklama

Zacznijmy od początku: manifestanci od rana pikietowali pod sześcioma ministerstwami. Z jakichś powodów nie było wśród nich ministerstwa kultury.

Część zbiera się na Placu Trzech Krzyży, skąd, około 14, ma ruszyć pod sejm.

Plac Trzech Krzyży to dziecięca igraszka. Kilku ładnie ubranych warszawiaków przewija się przez teren; na ich twarzach widać obrzydzenie, ale jeszcze nie grozę. Zaczyna się przecież tak wesoło. Producent gadżetów sportowych ma swój kramik, wuwuzele można kupić za 10 złotych, chociaż niektórzy manifestanci biorą bez pytania i za darmo. Niektórzy są już pijani, ale póki co jest naprawdę spokojnie, głosy trąbek i bębnów pointują wypowiedzi przedstawicieli kolejnych związków zawodowych. Wszyscy mówią mniej więcej to samo, że premier jest zdrajcą, że nie odejdą bez obetnic, że sama ich obecność w Warszawie jest „społecznym zwycięstwem“.

Moją uwagę przykuwa dopiero wysoki, elegancko ubrany blondyn, który, jak się okazuje, ma na imię Józef i pochodzi z Kaszub. Mówi płomiennie i pięknie, leciutko tylko zagrywa do znanych dyktatorów, mówi o Polsce jako kraju zasobnym, pełnym bogactw naturalnych, przez co wzbudzającym zazdrość w wielkich mocarstwach, które od zawsze chciały tymi bogactwami zawładnąć. Na szczęście Polacy są narodem wybranym przez Maryję. Najgorszy jest w tym wszystkim Donald Tusk, przy wymawianiu tego nazwiska twarz Józefa przybiera nienawistny wyraz. „To nie jest mój premier!“ – krzyczy.

Reklama

„Płomienne przemówienie“ – komplementuję mówcę, gdy kończy. Nie wiem, czy to dobry początek, ale Józef uśmiecha się skromnie i dziękuje. Moją pierwszą intuicją jest przedstawienie się jako przedstawicielka lewicowego pisma, ale przecież to nie jest tak, że samoorganizowanie się robotników jest w Polsce działalnością lewicową. W porę się powstrzymuję i decyduję się na wyznanie, że chodzi o młodzieżowy magazyn. Rozmawiamy chwilę, okazuje się, że mamy do czynienia z człowiekiem wykształconym, szlacheckiego, czy arystokratycznego wręcz pochodzenia, który nie reprezentuje żadnej konkretnej frakcji. Nadrzędnymi wartościami są dla niego oczywiście Bóg, honor i ojczyzna. Ostrożnie jednak odnosi się do słowa „nacjonalizm“. Przemiła wymiana zdań. Potem widzimy się jeszcze w miasteczku pod sejmem, Józef przebywa raczej w strefie przeznaczonej dla wyższych stopniem.

W tłumie stoją dowcipnisie, niosący tabliczki z wizerunkami znienawidzonych polityków, dostaje się oczywiście wszystkim. Jest i antysemicki wizerunek Michnika w charakterystycznej faryzejskiej czapce, roi mi się, że obok narysowano Kubę Wojewódzkiego. Dowcipnisie wyprowadzają mnie jednak z błędu – to Rokita.

Idziemy pod sejm, dokąd ze wszystkich stron napływać zaczynają kolejne odnogi manifestacji. Rozbito mogące pomieścić kilkadziesiąt osób namioty, zaimprowizowano scenę, na niej mikrofony. Przemówienia dotyczą w dużej mierze spraw organizacyjnych, wypowiadają się też przewodniczący związków zawodowych. Wszystkich irytuje lekceważenie ze strony polityków, zwłaszcza, rzecz jasna, premiera, który „nie znalazł czasu by się rano spotkać“. „Ha ha“ dostrzega ironię tłum. Wokół robi się naprawdę dużo ludzi. Pojawiają się dziennikarze, kamery, światła. Zaczyna padać. Coraz częściej strzelają petardy. Mimo próźb organizatorów, ktoś podpala jednak oponę. Moja towarzyszka próbuje ją sfotografować, jakiś starszy człowiek odpycha ją i mówi nam nieprzyjemne rzeczy. Pojawia się niezwykła instalacja – wykonane z gąbki głowopodobne kształty, posmarowane na dole czerwoną farbą, noszące na sobie wizerunki premiera i kilku innych osób, zostały nabite na drewniane pale, zainstalowane wokół okrągłej beczki, w której co chwilę coś wybucha.

Reklama

Ktoś klepie mnie po dupie. Dwóch pijanych mężczyzn chce wypić ze mną wódkę. „Co tam słychać, pani Basiu?“ - pytają. W swojej naiwności myślę, że mnie z kimś pomylili. Nie – wszystkie ładne dziewczyny to dla nich Basia. Wciskają mi w rękę butelkę Soplicy i stoją bardzo blisko. Wokół jest rzeczywiście niewiele kobiet, atmosfera zaczyna dojrzewać do zbiorowego gwałtu. Pielęgniarki jeszcze nie przyszły. Nie chronią mnie żadne medialne barwy, więc zaczynam kręcić się w pobliżu namiotu, z którego kontroluje się materiał z kamery TVN 24, która lata nad tłumem na potężnym wysięgniku. Jakiś reporter prosi mnie o papierosa, chyba też potrzebuje poczucia bezpieczeństwa. Wszyscy są jacyś szarzy na twarzach i niepewni. Podstawiają mikrofony najłagodniej wyglądającym osobom, często kobietom.

Dawno nie było tak ostro.

Podobno jest tu już jakieś 10 tysięcy ludzi.

A tłum ciągle wzrasta. Idą wszyscy: górnicy, hutnicy, ratownicy górniczy, pracownicy więziennictwa, celnicy, pracownicy banków. W atmosferze splendoru nadchodzą policjanci. To niezwykłe spotkać ich po stronie manifestujących; i mnie udziela się atmosfera święta. Pozwalam sobie nawet na rzucenie papierosa pod nogi.

Zaczepia mnie pan z więziennictwa. Sam zaczyna przeprowadzać ze mną wywiad, pyta, czy popieram demonstrację, czy nie czuję stagnacji, która ogarnęła Polskę. Informuje mnie, że wszystkim służbom chodzi o to samo – chcą przestać być traktowane jak zawody cywilne. Nie chcą dostawać 80 proc. Płacy, kiedy są na L4. Przecież robią coś dużo bardziej niebezpiecznego, należy im się zadośćuczynienie. Jest wysoki, przystojny i bardzo dobrze wygląda w mundurze. Związki zawodowe uważa za „ostatni bastion obywatelskiego głosu“. Niespecjalnie interesuje go jednak czego chcą np. górnicy. Nie zadaję wielu pytań, raczej słucham potoku skarg. Jest źle, chociaż lepiej niż 20 lat temu. Młodzież ma przynajmniej jointy.

Reklama

Wśród mundurowych czuję się bezpiecznie, są kulturalni i śmieją się, chętnie pozują do zdjęć. Zostało jednak jeszcze wiele niezeksplorowanych punktów miasteczka – wchodzimy do namiotu, w którym manifestanci mogą odpocząć, usiąść przy wspólnym stole i na chwilę wytrącić się z rewolucyjnego szału. Są tu prawdziwi Ślązacy, pytają skąd jesteśmy. No z VICE‘a. „A kaj się bawi potem magazyn VICE?“ - pytają i śpiewają dla nas, że kto nie skacze ten z Sosnowca. Nie wiemy za bardzo co to wszystko znaczy, ale w namiocie panuje atmosfera rozprężenia i zabawy. Poszczególne frakcje trzymają się razem, rozpoznają się po różnokolorowych kamizelkach. Starsi wspominają dawną „Solidarność“, w wielu wstępuje nowe życie, to chyba nostalgia. Jest stary marynarz z pluszową kaczką na ramieniu, jest stara kobieta, która cały czas odmawia różaniec. Wygląda pięknie i spokojnie, ale gdy chcemy zrobić jej zdjęcie, pyta koleżanki, czy aby na pewno jest Polką. Polska jest dziś w ogóle na ustach wszystkich. Teraz jest już podobno 20 tysięcy.

Mijamy kilku obrońców krzyża. Ktoś dla zabawy sprzedaje mi lekki cios w bok. Wokół jednak raczej uśmiechy. „Czy panowie będą tu spali?“ – pytamy poważne, wąsate osoby. Trafiamy na kolejarzy, którzy są tym pytaniem urażeni. „Mamy swoich kolegów w całej Polsce“. Mają dokąd iść. Jest zimno i pada, czy wszystkim udało się znaleźć schronienie na tę noc? Co będzie się tu działo po zmroku? W powietrzu unosi się zapach wódki. Bal rozkręca się na dobre.

Reklama
Tagged:zdjęcia