Zjednoczone Królestwo Niderlandów jest bardzo otwartym krajem, dla niektórych nawet aż za bardzo (wiecie o czym mowie). W sumie logiczną konsekwencją możliwości ćpania, aborcji, eutanazji i legalnych związków partnerskich jest handel budynkami kościelnymi. Około 42% Holendrów stanowią ateiści, tutaj nie ma przymusu wysyłania dzieci do chrztu, komunii czy bierzmowania. W związku z tym, Holendrzy widocznie uznali, iż nie ma co się bawić w sentymenty i każdy kto ma kasę może kupić sobie kościół. Budynki kościelne są wystawiane na sprzedaż jak świeże bułeczki pomiędzy willami i budkami z frytkami w agencjach nieruchomości.Ale taki stary kościółek to prawdziwa gratka dla wytrawnego kupca, w końcu w dzisiejszych czasach mało kto może pochwalić się kilkumetrowym witrażem z ukrzyżowanym Jezusem nad zlewem w kuchni. Do tego taki kościół ma zajebistą akustykę, przestrzeń i jak masz farta załapiesz się na niezłe winko zachomikowane w piwnicy. Idźmy o krok dalej – skoro taki kościół ma być twoim nowym domem lub lokalem użyteczności publicznej trzeba zapewnić mieszkańcom możliwość spełnienia podstawowych czynności fizjologicznych – czyli zbudować tak zwany wychodek. Które miejsce w kościele się do tego najlepiej nadaje? Odpowiem dość poetycko: idź wysraj swoje grzechy, tak, tak – najczęściej przerabiane w tym celu są konfesjonały. Taki trochę level pro toi toi-a, w którym można doznać duchowego wypróżnienia. Ludzka fantazja jednak nie zna granic: Amsterdam oferuje możliwość wciągania kresek na ambonie, przy rytmach techno płynących z dj-ki na ołtarzu; w Maastricht można potańczyć do zumby w prezbiterium, zaparkować rower za zakrystii lub poczytać Kamasutrę na nawie w miejskiej bibliotece. W Roermond z kolei można liczyć na lewatywę w miejscowej pokościelnej przychodni.Pomysłów na kościelny recykling jest wiele i nikogo w Holandii to nie bulwersuje, kościoły traktowane są jak zwykłe budynki z ciekawą historią i architekturą, które dzięki renowacji zyskują nowe życie. Kropka. Żadnych protestów, mocherów i palenia tęczy. Ciekawe jest również to, że sprzedawane są głównie budynki chrześcijańskie, inne religie bardziej bronią się przed tego typu „profanacją".Zastanawiam się, gdzie leży granica wolności i czy budynki przeznaczone pierwotnie do celów rytualnych/sakralnych powinny trafiać w ręce prywatne? A może taki konfesjonał to spełnienie ukrytych fantazji każdego chrześcijanina? Z drugiej strony diabeł pewnie zaciera raciczki.
Reklama