​Zjedliśmy kebaba w najlepszej restauracji w Polsce

FYI.

This story is over 5 years old.

jedzenie

​Zjedliśmy kebaba w najlepszej restauracji w Polsce

Internauci zdecydowali, że najlepszą restauracją w naszym kraju jest knajpa z kebabem na warszawskim blokowisku. Pojechaliśmy to zweryfikować

Jeżeli miałby powstać przewodnik po współczesnej polskiej kuchni, wśród najistotniejszych potraw dla obecnej generacji Polaków trzeba by umieścić pierogi, schabowego, kanapkę z pasztetem i kebab. Nie dziwota zatem, że w plebiscycie na najlepszą polską restaurację 2015 roku (przeprowadzonym przez jeden z portali oferujących jedzenie z dowozem) główną nagrodę otrzymał punkt sieci Amrit Kebab na ul. Kondratowicza w Warszawie. Nic tu po staraniach kucharzy, aby polska kuchnia stała lokalnymi produktami, serem korycińskim, kaszą pęczak. Polak lubi barana na cienkim, średni sos, czasem bez surówki.

Reklama

My też jesteśmy Polakami, więc lubimy kebaba. Pojechaliśmy zatem sprawdzoną ekipą (z którą wcześniej delektowaliśmy się największym kebabem w Polsce) na Bródno – sypialnianą dzielnicę poprzecinaną wielopasmówkami, która dopiero niedawno zdała sobie sprawę, że ma własny charakter. Amrit mieści się pomiędzy Parkiem Rzeźby – utworzonym przez artystę Pawła Althamera artystycznym przyczółkiem dzielnicy – a barem „Bila Bilard" oferującym „grzane piwko, pokój zabaw dla dzieci, komunie, chrzciny, mecze na żywo" – co dosyć dobrze odzwierciedla barwny eklektyzm Bródna, jakiego próżno dziś szukać na nudnych zamkniętych osiedlach.

Co wybrać z menu najlepszej restauracji w Polsce? Postawiliśmy ma klasykę klasyki, czyli dwa rodzaje kebaba, dalej „Danie specjalne Amrit" opisane jako „mieszanka potraw arabskich" (znaleźliśmy w nim shoarmę z kurczaka i wołowiny, ale może coś przeoczyliśmy), trochę egzotyki z sekcji Szef kuchni poleca – „Corn Flakes polędwiczki arabskie" – oraz coś dla wegetarian, czyli falafel na talerzu (w menu jest jeszcze kanapka z zestawem surówek, co wydaje mi się najsmutniejszą potrawą na świecie). Do tego dwie przystawki, w tym „Paluszki Amrit", czyli smażona na głębokim oleju tradycyjna bliskowschodnia mozzarella (lol), ajran do picia i kilka ciastek (Amrit bardzo się chwali swoimi słodyczami). Za 150 zł, które założyliśmy za nasz budżet na cztery osoby, można w Amricie wykarmić pułk wojska.

Reklama

Miejsce było wypchane po brzegi – mieliśmy szczęście, że udało nam się dorwać stolik. Przez godzinę kolejka liczyła przynajmniej kilka osób. „Zawsze mieliśmy taki ruch, nic się nie zmieniło" – powiedziała mi miła pani stojąca za kasą, kiedy zapytałem, czy taka frekwencja ma coś wspólnego z nagrodą. Chętnie uciąłbym sobie dłuższą pogawędkę, ale za moimi plecami kłębili się wygłodniali miłośnicy kebabu. To nie moja dzielnia, więc postanowiłem uszanować ich gościnność. Krzątający się po kuchni ciemnoskórzy faceci też wyglądali na cholernie zajętych – na posiłek czeka się tutaj niewiele dłużej niż w Maku. Nawet nie próbowałem ich zaczepiać. Zabawne, że Amrit graniczy ściana w ścianę z innym, niesieciowym kebabem, gdzie siedziało może z pięć osób, wliczając obsługę.

Jedzenie wjechało. Ciekawy obyczaj to podawanie deseru przed czymkolwiek do jedzenia, ale to pewnie przykład tego niszczenia europejskiej kultury przez imigrantów, o którym ciągle słyszę. Ważne: nie bierzcie nigdy wegetariańskich dań w miejscach, które wszystkim co możliwe odstraszają wegetarian. Falafel miał konsystencję szpinaku z baru mlecznego. Reszta? Cóż, to kebab. Jeżeli w kebabie nie znajdziesz wielkiej żyły i kawałka mięsa, który żuje się jak kutas, to znaczy, że jest smaczny. Jeżeli nie musisz potem spędzić godziny w toalecie to znaczy, że był też zdrowy. Zatem kebab z Amrita był smaczny i zdrowy.

Kawałki kurczaka na talerzu pływały w tłuszczu (ale tak chyba miało być), surówki nie miały w sobie nic ciekawego (jak to w miejscu, gdzie wszyscy zostawiają surówki), sosy prezentowały raczej polskie gusta niż bliskowschodnie smaki, a ciastka były przyjemnie wilgotne, ale też trochę bez charakteru. Zgodnie zadecydowaliśmy, że numer jeden Amrita to klasyczny kebab w picie. Niektóre miejsca nie powinny udawać, że są czymś innym, niż czystą i jasną budką z kebabem.

Oczywiście nikt z nas nie łudził się, że będzie inaczej. Kebab na ul. Kondratowicza wygrał w końcu plebiscyt na najlepszą restaurację nie dlatego, że serwuje wykwintne albo wyjątkowo autentyczne dania orientalnej kuchni. Wygrał go, ponieważ dostarcza potężny zastrzyk kalorii każdemu mieszkańcowi Bródna, który na wieczornej gastrofazie albo porannym bólu głowy wybierze numer knajpy.

Nie tylko o kebabie. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska

Amrit łączy tę funkcję z idealnym wpasowaniem się w polskie oczekiwania. Jedzenie w polskich lokalach bywa horrendalnie drogie w porównaniu do powszechnych zarobków, więc kategoria „dużo szamy poniżej dwóch dych" często robi za synonim kategorii „dobra restauracja". Może kiedyś uda się to wypośrodkować? Póki co cieszmy się kebabem, tym najbardziej inkluzywnym i egalitarnym z polskich dań.