FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Zosia Zborowska to najlepsze co spotkało polskie talent show

Kiedy Zosia przeznaczyła swoją wygraną na pomoc młodemu chłopcu, który leczy się medyczną marihuaną — telewizja ocenzurowała jej gest. To jednak nadal najlepiej wydane pieniądze z udziału w talent show

Zdjęcie: Puf

Jeżeli ktoś by mnie spytał, co teraz myślę o telewizji, powiedziałbym, że: pamiętam jeszcze czasy, kiedy zgarbiony siedziałem po turecku przed ekranem telewizora – wgapiony w odbiornik. Jak zahipnotyzowany, w transie zasysałem wszystko, co wylewało się z czarnego pudełka przede mną. Teraz telewizji nie tylko nie lubię, ale trzymam się od niej jak najdalej – spieprzam przed kolejnymi ramówkami, które rzekomo mają łechtać moje potrzeby rozrywki, jak wampir przed czosnkiem. Dobrze wiem też, że nie jestem w tej ucieczce osamotniony.

Reklama

Im głośniej i bardziej kolorowo telewizja bombarduje moją wrażliwość i poczucie estetyki niekończącymi się serialami, para-dokumentami i kabaretami – tym jej bliżej w moich oczach do pełnego przaśności jarmarku, takiego z kwaśną watą cukrową i błyszczącym balonem w kształcie Batmana, który ktoś podpisał Spider-Man.

Boję się jej – a raczej tego, że rzeczywiście może być zwierciadłem, w którym odbija się obraz naszego społeczeństwa, mamionego reklamami proszków, podpasek i drogich samochodów na raty. Na szczycie tego królestwa telewizyjnej zabawy – są jeszcze kolejne edycje talent show, sprawdzone za granicą pewniaki, które w zakupionym formacie różnią się tylko nazwiskami występujących gwiazdorów i skalą absurdu, na który godzą się, by zabawić publikę.

Tak, nie lubię telewizji, ale czy mam z nią problem? Nie, mam ją w dupie – jest najwyraźniej dokładnie tym, czego wielu potrzebuje po ośmiu godzinach ciężkiej pracy: jest nieabsorbującą szare komórki rozrywką, dzięki której zapominamy o prozie dnia codziennego. Zauroczeni tańcem i śpiewem pięknych ludzi – podobnie jak kiedyś, możemy siedzieć przed ekranem telewizora – wgapieni w odbiornik, jak w jakimś transie. Tyle że zamiast po turecku, to teraz na wielkiej kanapie z Ikei, kupionej razem z komodą, na której stoi odbiornik.

Właśnie to bym powiedział, gdyby ktoś mnie spytał, co teraz myślę o telewizji.

Nie mógł jednak uciec mojej uwadze gest Zosi Zborowskiej, jaki wykonała po wygranej czwartego odcinka programu „Twoja twarz brzmi znajomo", gdy zainkasowane 10 tys. zł postanowiła przekazać na rzecz Maxa Gudańca: 5,5-letniego chorego chłopca, który jako pierwszy w Polsce jest leczony za pomocą medycznej marihuany.

Reklama

Kiedy Zosia przeznaczyła swoją wygraną Maxowi — telewizja ocenzurowała jej decyzję. To jednak nadal najlepiej wydane pieniądze z udziału w talent show — bo tym jednym gestem, nie tylko pomogła chłopcu, ale przedefiniowała też narrację programu, pokazując, że pośród telewizyjnego brokatu i serpentyny, jest miejsce dla prawdziwych ludzi, ich problemów, trosk i potrzeb. Fajnie. Bardzo fajnie!

Postanowiłem porozmawiać z Zosią o jej udziale w programie, mentalności polskich polityków względem szatańskiej marihunanen i nadziejach na lepsze jutro dla nas wszystkich.

Dlaczego zdecydowałaś się na wzięcie udziału w programie „Twoja twarz brzmi znajomo"? Jesteś fanką konwencji „telewizyjnych show" z udziałem gwiazd? Jakie były twoje wrażenia w trakcie kręcenia kolejnych epizodów — czy towarzyszyła ci trema?

Zosia Zborowska: Bo odpowiada mi forma tego programu. Tu nikt nie odpada — więc nie ma napinki i rywalizacji jak w innych tego typu programach, a w każdym odcinku wygrany przekazuje 10 koła na dowolny cel charytatywny. Dla mnie to jest przede wszystkim zajebista zabawa. Jestem aktorką i myślę, że już nie trafi mi się taka propozycja zawodowa, żeby w przeciągu 4 miesięcy stworzyć aż 10 tak różnych od siebie kreacji. No ale wiadomo, że oprócz zabawy, wyżycia zawodowego i kasy jest też ciemna strona takich programów tzn. wdepnięcie w shołbiz z przytupem i metka „celebrytki", ale szczególnie się tym nie przejmuję.

Reklama

Mam swoje zdanie na różne tematy i nie zamierzam ich zmieniać pod publiczkę. To samo się tyczy mojego języka. Szlag mnie trafia, jak co chwilę mnie cenzurują, bo mogę kogoś urazić, obrazić albo zgorszyć. Nie jestem gotowym produktem, który ma się spodobać milionom. A jeżeli chodzi o wrażenia w trakcie kręcenia show, to jaram się okrutnie. Siadasz przed lustrem na 5 godzin i obserwujesz krok po kroku jak robią z ciebie Coolio.

Ta charakteryzacja mnie po prostu rozwaliła. W ogóle nie prześwitywałam. Przedziwne uczucie jak tak patrzysz się na siebie i widzisz kogoś kompletnie innego. Harenda byłaby moja (śmiech). A tremy w zasadzie nigdy nie mam, nie wiem dlaczego, może dlatego, że podchodzę do tego wszystkiego z dystansem?

Kiedy zdecydowałaś się, że wygraną z programu w wysokości 10 tys. zł przeznaczysz na leczenie Maxa Gudańca — w trakcie programu, czy już po nim, trzymając czek w dłoniach?

Jak tylko okazało się, że wygrałam casting do tego programu (tak, casting), to od razu wiedziałam, że jeśli wygram któryś z odcinków, to będę chciała pieniądze przeznaczyć na jakiś „niewygodny" cel. Mój facet przyjaźni się z posłem — w końcu — Andrzejem Dołeckim więc któregoś razu usiedliśmy wszyscy razem i zdecydowaliśmy, na co te pieniądze przeznaczyć. Historia Maxa jest tak abstrakcyjna, że aż w głowie się nie mieści. Andrzej był prawie pewny, że albo się nie zgodzą na taki cel, albo mnie ocenzurują. Ja, naiwna, wierzyłam, że będzie inaczej, bo przecież w tej chwili mamy dyskusję narodową wywołaną między innymi przez historię Maxa a słowo medyczna marihuana słyszy się co chwilę. Niestety, tak jak podejrzewał Andrzej, moja wypowiedź została ocenzurowana, ale na szczęście moje poglądy już nie.

Reklama

Czy poznałaś osobiście Maxa lub jego rodziców?

Niestety nie miałam tej przyjemności, ale bardzo cenię jego Mamę. Dawno nikt mi tak nie zaimponował, jak ona. Ta Kobieta swoją historią i siłą demaskuje egoizm i hipokryzję ludzi, którzy stoją na czele naszego kraju na czele z prezydentem.

Jak zareagowali twoi znajomi i bliscy na wieść o decyzji przekazania pieniędzy?

Ludzie oglądający program wiedzą, jaka jest jego formuła, więc sam fakt przekazania pieniędzy ich nie dziwi, bo co odcinek ktoś to robi. Ale fakt, że wybrałam taki, a nie inny cel zdecydowanie nagłośnił sprawę. Ilość pozytywnych wiadomości i zbitych piątek przez ostanie kilka dni faktycznie trochę mnie zdziwiła.

Zosia jako Coolio. Selfie.

Jaki jest twój stosunek do palenia marihuany „rekreacyjnie", a jakie jest twoje stanowisko względem polityki rządu?

„Zalegalizować marihunanen? W żadnym wypadku! A komu to potrzebne? A dlaczego?". A tak serio to uważam, że każdy z nas powinien mieć prawo wyboru, bo z tego, co słyszałam: żyjemy w wolnym kraju. Rocznie, na całym świecie, przez legalną nikotynę umierają miliony osób, tak samo, jak przez alkohol. Ciekawskich odsyłam, żeby sprawdzili, ile ofiar rocznie przynosi palenie marihuany. Jeżeli natomiast chodzi o moje stanowisko względem polityki rządu, to nie będę się wypowiadać, bo nawet wy tego nie opublikujecie.

Dlaczego twoim zdaniem polskie prawo jest takie oporne, by zaakceptować, chociażby zdrowotne właściwości marihuany, które mogłyby pomagać chorym osobom?

Reklama

Dlatego, że komuś się to po prostu strasznie nie opłaca. Koncerny farmaceutyczne straciłyby miliony, gdyby do tego doszło, bo przecież nikt nie może opatentować konopi. Zresztą tu już nie chodzi tylko o marihuanę. Jest wiele naturalnych sposobów walki np. z rakiem. Sposoby te często są tak samo skuteczne, jak chemioterapia, sto razy tańsze i nie dają efektów ubocznych, ale przecież tu znowu chodzi o pieniądze. Ci mali ludzie w dużych samochodach na niebieskich blachach zrobią WSZYSTKO byle się tylko nachapać hajsu. Wstyd mi za nich jak oglądam wywiady, bo oprócz zwykłej ignorancji wykazują się przede wszystkim ogromną niewiedzą. A nagonka na dr. Marka Bachańskiego jest chyba na szczycie mojej listy absurdu polskiego prawa.

Przeciwnikami zioła są jednak nie tylko przysłowiowi panowie w garniturach z Wiejskiej — czy w związku z twoją decyzją, spotkałaś się też z internetowym hejtem na swój temat?

ZERO hejtu. Serio! Wręcz przeciwnie. Chociaż w sumie nie wiem, co się dzieje pod tymi wszystkimi publikacjami w necie, bo nie zwykłam czytać komentarzy… Ale fakt, że taka osobą jak Andrzej Dołecki została posłem, jest moim prywatnym światełkiem w tunelu, wypełnionym ciemnymi umysłami panów w garniturach z Wiejskiej.

Zdjęcie: Puf

Czy uważasz, że polska mentalność kiedykolwiek dorośnie do zmiany postrzegania marihuany, jako preludium do zmarnowanego życia, narkomanii i recydywy?

Tak. Wierzę w to całym sercem, bo jestem niepoprawną optymistką. Teraz do głosu zaczyna dochodzić nowe pokolenie, które ja nazywam pokoleniem „open-minded". Nami już nie można tak łatwo manipulować. Żyjemy w dobie internetu więc oprócz fejsa, snapa, liczenia lajków i napierdzielania selfie na insta możemy czerpać z niego dużo korzyści. Wiadomo, że internet zasypany jest głównie śmieciami i gówno wartymi informacjami, ale jak człowiek chce, to doszpera się prawdy.

O wiele gorszy wpływ na nasze zdrowie i stan psychiczny ma alkohol. Nic tak nie ogłupia i nie pobudza agresji jak alkohol. Marihuana natomiast działa zupełnie na odwrót, a ponadto ma właściwości lecznicze. Jednym od wielu lat poi się społeczeństwo, napędza wojsko, wpaja się, że to część naszej kultury i można to kupić na każdym rogu, a drugie jest nielegalne a posiadanie tego, czy też zażywanie jest przestępstwem! Przecież to jest jakiś absurd! Nienawidzę, kiedy ludzie generalizują, a swoją opinię opierają na wypowiedziach osób, które nie mają na dany temat zielonego — he he — pojęcia.