10 najważniejszych płyt: Bovska

Bovska. A tak naprawdę Magda Grabowska-Wacławek. Zadebiutowała rok temu. Mocno, z przytupem. Jej “Kaktus” doceniony został zarówno przez słuchaczy (ponad 10 tys. sprzedanych płyt), jak i branżę (nominacja do “Fryderyka”). Teraz, równo rok później, wraca z nowym krążkiem “Pysk”, który nagrała wspólnie z Janem Smoczyńskim. Lubicie pop i elektronikę? Dobre głosy i nietuzinkowe teksty? W takim razie Bovska jest dla was w sam raz. Polecamy gorąco. Zwłaszcza, że Magda przygotowała dla nas swoją autorską selekcję ważnych płyt. Sprawdźcie to!

Długo nie mogłam zebrać się, aby podejść do tego tematu i wybrać “tylko” dziesięć płyt. I to tych ukochanych. Dla ludzi, którzy tak jak ja kochają muzykę, żyją nią, takie zadanie wydaje się niemal niewykonalne. Dlatego tych kilka albumów, jakie tu wymieniam, to zaledwie ułamek, mała część tytułów, które są dla mnie naprawdę bardzo ważne. Żałuję, że nie mogę opowiedzieć o wszystkich, ale… skoro musi być dycha, to nie ma wyjścia! Sięgam zatem do przeszłości i zapraszam Was w tę muzyczną podróż!

Videos by VICE

Michael Jackson “Dangerous”, 1991

Miłość jeszcze z przedszkola. Jeśli w ogóle byłam prawdziwą fanką jakiegoś artysty, to moim idolem był właśnie MJ! Wzięło się to z fascynacji jego muzyką, ale i samą postacią – tą charyzmą i tańcem, który mogłam podziwiać w teledyskach (w tamtych czasach oglądało się je jeszcze w telewizji, najczęściej w stacji MTV). Powtarzałam słowa jego piosenek nie wiedząc, co znaczą. Miałam też koleżankę Agatę, z którą razem przerysowałyśmy Michaela z plakatów i pisałyśmy do niego miłosne listy (śmiech).

Nirvana “MTV Unplugged in New York”, 1994

Moja wczesna “podstawówkowa” fascynacja muzyczna. Oczywiście pierwsze było kultowe “Nevermind”, ale zaraz potem najbardziej moją ulubioną kasetą była “MTV Unplugged in New York”. Magiczny występ Kurta Cobaina i jego kumpli. Pamiętam, że miałam jakąś przegrywaną taśmę z tym właśnie koncertem. Przypominam sobie również, że w 6 lub 7 klasie podstawówki byłam na plenerze malarskim i non stop zapętlałam ją w walkmanie. To było w czasach, kiedy równocześnie, w szkole muzycznej, uczyłam się grać na fortepianie Bacha i etiudy Czernego.

U2 “All That You Can’t Leave Behind”, 2000

Idąc dalej tropem młodzieńczych fascynacji – tej płyty słuchałam na początku liceum. Pamiętam deszczowe dni podczas rejsu żeglarskiego i refren śpiewany razem z Bono. Cały czas. Wciąż i w kółko. “It’s A Beautiful Day / Don’t Let It Get Away”. Mam wrażenie, że wtedy muzyki słuchałam jeszcze z kaset. Ostatnio próbowałam ją znaleźć, w pudle moją kolekcją (najbardziej jestem ciekawa składanek, które sama, namiętnie, sobie zgrywałam), ale bezskutecznie. A wracając do “Beautiful Day” – cudowna piosenka dla optymistów i marzycieli. Z pozytywnym przesłaniem mówiącym, że świat stoi przed tobą otworem i wszystko jest możliwe. Jeśli tylko tego pragniesz…

The Beatles “Help!”, 1965

To pierwszy album Beatlesów, który wpadł mi w ręce. Zatem i najważniejszy, bo zakochałam się w nim bardzo mocno. Kompozycje Lennona i McCartneya do dziś mają w sobie niesamowitą świeżość. To wybitne utwory wykonane z niesamowitym wdziękiem. Można czerpać z nich garściami. Absolutna klasyka popowej piosenki.

Kabaret Starszych Panów “Platynowa kolekcja”, 1950-60/1999

Nie wiem dokładnie, ile miałam kaset z ich piosenkami i nawet nie pamiętam tamtych okładek. A to była całkiem spora kolekcja. Piosenki Starszych Panów były mi bardzo bliskie – śmieszyły, bawiły, ale przede wszystkim były mądre. Wyśpiewywałam je do znudzenia. Te wybitne kompozycje Wasowskiego, ale i genialne teksty Przybory towarzyszą mi od czasu szkoły średniej. I nie tylko z nich nie wyrosłam, ale wręcz często i z sentymentem wracam dziś do nich.

Róisín Murphy “Overpowered”, 2007

Płyta niespodzianka. Dosłownie. Dostałam ją pocztą w prezencie i – słowo daję – do dziś nie wiem, od kogo? Na kopercie nie było adresu nadawcy, imienia, czy nawet inicjału. Tylko płyta. To właśnie dzięki temu albumowi od tajemniczego, nieznajomego przyjaciela zaczęłam się interesować muzyką o smaku elektroniki. A drugi solowy album wokalistki Moloko to jeden z najlepszych w tym gatunku.

Björk “Volta”, 2007

Album znakomity muzycznie. I doskonały również pod względem edytorskim – z wyjątkową okładką (rewelacyjna sesja zdjęciowa!), grafiką i kreacjami Björk. Bo ta drobna Islandka to nie tylko muzyka – to zjawisko. A jej wyjątkowy sposób śpiewania pozwolił mi spojrzeć inaczej na muzykę.

Leszek Możdżer “Piano Live”, 2004

Moje relacje z fortepianem są bardzo osobiste, pełne zarówno wzlotów, jak i upadków. Ale to właśnie Leszek Możdżer nauczył mnie na nowo kochać ten instrument. Uwielbiam styl grania Możdżera – nie tylko zresztą solo, ale również to, co robi w ramach projektu z Danielssonem i Fresco.

Pat Metheny Group “Speaking Of Now”, 2002

Kolejna płyta w zestawieniu, która dostałam w prezencie (uwielbiam takie niespodzianki!). I od razu ją pokochałam. Miałam też okazję słyszeć ten materiał “na żywo” podczas koncertu grupy Pata Metheny’ego na warszawskim Towarze. Wspominam ten koncert jako jeden z piękniejszych w moim życiu. Metheny to muzyk, który potrafi zagrać wszystko, co mu w duszy gra. Potem jeszcze długo zasłuchiwałam się w płycie “Upojenie”, którą nagrał wraz z Anną Marią Jopek.

Puff Daddy “No Way Out”, 1997

Tym albumem Puff Daddy skradł moje serce. To jeden z pierwszych raperów, którego twórczość mnie autentycznie zafascynowała. A w piosence “I’ll Be Missing You” dosłownie się zakochałam. Nie jestem tego pewna, ale wydaje mi się, że jego muzykę poznałam dzięki Grammy i kasecie z kompilacją utworów nominowanych do tej nagrody. Ważny etap w mojej przygodzie z muzyką.