Mai Janta siedzi na zewnątrz swojego baru w Chiang Mai. Mówi, że żałuje późnego startu w fachu: „Pracowałam w piekarni, w restauracji, miałam małą firmę, pracowałam przy rządowym programie rezerwatu przyrody", wspomina, podkreślając, jak bardzo nienawidziła pracy w piekarni. „Czasami wydaję mi się, że zanim zaczęłam pracować w seks biznesie, marnowałam życie, łapiąc się tych wszystkich zajęć".
Przeczytaj też: Klient prostytutek.
„Nie chodzi tylko o pieniądze", dodaje. „Masz sporo wolnego czasu, możesz uczyć się za dnia - masz dużo więcej wolności niż w większości zawodów. Uczymy się wiele o ludzkim zachowaniu. To bardzo interesujące. Mamy szanse uczenia się obcych języków oraz poznania ludzi z całego świata".
Stereotyp Azjatki, która jest wykorzystywana przez turystów, sprawił, że niewiele osób spodziewa się miejsca, gdzie tajskie prostytutki stoją na czele obrony swoich praw. Mimo skromnej i raczej nędznej fasady bar Can Do jest właśnie takim ośrodkiem.Według Liz Hilton, australijskiej wolontariuszki, pracującej od 23 lat dla Empower, Can Do jest jedynym barem w Tajlandii, jeśli nie na świecie, który jest całkowicie kierowany przez grupę pracownic. Jest również przykładem tego, jakie warunki pracy powinny panować w tego typu przemyśle.„Bar Can Do powstał, ponieważ prostytutki od lat opowiadały się za godnymi warunkami pracy", wyjaśnia Hilton. „Pewnego dnia tutejsza grupa, stwierdziła, że rząd w ogóle nie rozumie, o co im chodzi. Nikt nie chce zrozumieć, w czym tkwi problem, więc same zbudują taki bar". Wyłożyły więc pieniądze i zebrały milion bahtów (prawie 30 tys. dolarów) na budowę"Pewnego dnia grupa prostytutek tu, w Chiang Mai, stwierdziła, że rząd nie rozumie, o co im chodzi. Nikt nie chce zrozumieć, w czym tkwi problem, więc same zbudują taki bar.
Osoby zajmujące się prostytucją zazwyczaj dostają niewielką wypłatę – od 3,000 bahtów (82 dolary) do 13,000 bahtów (357 dolarów) miesięcznie. Warunkiem stałej płacy jest spełnienie określonych wytycznych - ilości drinków oraz wyjść z klientem. Jeśli pracownica nie spełni oczekiwań, nie dostaje części wypłaty. Właściciel może potrącić za szereg drobnych wykroczeń, nakładając kary za opieszałość/powolność, nieobecność na zebraniach, a nawet za każdy dodatkowy kilogram. Ilość kar sprawia, że łatwiej znaleźć się pod czerwoną kreską i ostatecznie być dłużną na koniec każdego miesiąca.Pomimo tego, kobiety z Empower sądzą, że eksploatacja kobiet nie jest równoznaczna z seksbiznesem. Stawiając się po tej samej stronie co Amnesty International Empower twierdzi, że wykorzystywanie pracowników seksualnych jest wynikiem braku ochrony prawnej oraz wszechobecnej niechęci Tajów do ludzi zajmujących się prostytucją. Podczas gdy Empower dąży do zmian społecznych, Can Do chce poprawiać obecne warunki na bardziej sprzyjające.Jesteśmy jedyną organizacją, która pracuje z kobietami, nie nad nimi.
„Pracujemy wedle zasad tajskiego prawa pracy", wyjaśnia Janta. „Jesteśmy w pracy przez osiem godzin dziennie i dostajemy płacę, jaką przewiduje prawo pracy. Nie ma cięć w pensji, a miejsce pracy jest czyste i bezpieczne. Do tego mamy cztery dni wolnego na miesiąc, płacone chorobowe oraz dostęp do ubezpieczeń społecznych".W odróżnieniu od innych barów, w Can Do pracownice nie są zmuszane do picia drinków i nie mają narzuconego udziału w ilości wypitych koktajli. Jeśli klient kupi drinka, wybierają, czy wolą alkohol, napój, czy wodę. Nie ma również opłaty barowej – kobiety same decydują, kiedy są poza lokalem.Za dnia, pokoje nad barem i zaraz za nim służą do zebrań, zgromadzeń oraz zajęć. Thanta Laowilawanyakul, dowcipna i zawsze uśmiechnięta kobieta (prosi, aby nazywać ją „Ping- Pong") mówi, mi, że Can Do to bardzo ważne miejsce, ponieważ zrzesza ludzi, którzy normalnie nigdy by się nie spotkali. Pracownicy z różnych przybytków (bary, salony masażu czy burdele), jak i różnego pochodzenia spotykają się w Can Do, aby się zrelaksować, nawiązać nowe kontakty oraz wymienić informacjami.Odwiedzam Can Do w piątek wieczorem. Zaraz po szóstej, Fah Sang-Hut, dwudziestodwuletnia, najmłodsza z grupy pracownica, otwiera lokal i przynosi mi i Liz piwo. Janta znika na chwilę i wraca z pomalowanymi na czerwono ustami.Kierują nas do drobnych prac, ale nie dają możliwości zarządzania. Nie posiadasz budżetu, nie masz wpływu na program – jesteś obiektem politowania.
Według Hilton takie podejście organizacji pozarządowych nie pomaga. Oprócz piętnowania, organizacje nie są zainteresowane faktycznymi problemami pracownic seksualnych.„Twierdzą, że pracują dla tych kobiet", mówi mi Van Derberg, dodając po chwili, „ może będziemy uczyć się dzięki nim angielskiego, ale później będą chcieli, abyśmy zmieniły pracę i religię, więc w sumie to my jesteśmy ofiarami". Ping Pong przytakuje. „Kierują nas do drobnych prac, ale nie dają możliwości zarządzania. Nie posiadasz budżetu, nie masz wpływu na program – jesteś obiektem politowania".Nie raz słyszysz lub czytasz o tajskich studentkach sprzedających seks. My twierdzimy, że „to po prostu pracownice seksualne, które są studentkami, nie ma się czym martwić.
Dodaje, że sposoby działania tych organizacji zupełnie nie działają. „Kobietom, o których wiedzieliśmy, że zostały zmuszone do pracy, oferuje się rozwiązania, które nawet kiedyś były nie do przyjęcia", dodaje, argumentując, że władze nazywają to „ratunkiem i powrotem" ofiar handlu. W rzeczywistości jest to represyjny i agresywny proces, który łatwiej opisać jako „aresztowanie, karcer i deportacja". Operacje te są często tak ogólne i bezładne, że skupiają się na przymusowej deportacji imigrantów, którzy nie mają dokumentów, zamiast na pomocy kobietom.W raporcie Empower opisuje incydent, w którym pięćdziesięciu uzbrojonych policjantów zrobiło nalot na bar karaoke i zatrzymało osiem pracujących tam kobiet – wszystkie były birmańskimi emigrantkami. Kiedy kobiety próbowały uciec, zamknięto je w łazienkach, po czym kazano im odbić odciski kciuków na oświadczeniu napisanym po tajsku, którego nie rozumiały. Ich telefony i przedmioty osobiste zostały skonfiskowane a same zostały zatrzymane na ponad miesiąc.Opinia Empower na temat handlu jest kontrowersyjna – bezpośrednio przeciwstawia się teorii Organizacji Narodów Zjednoczonych. ONZ twierdzi, że handel usługami seksualnymi jest nadal ważnym problemem w Tajlandii. Natomiast trudno odrzucić w tej sprawie głosy podróżujących za pracą kobiet. Szczególnie tych, które były świadkiem lub same doświadczyły krzywdy z obu stron (handlarzy oraz organizacji przeciwdziałającym handlowi ludźmi).Dlaczego świat przerażony jest faktem, że młoda kobieta z klasy pracującej, która nie mówi po angielsku i w większości nie jest biała może się przemieszczać w poszukiwaniu pracy?
W badaniach Empower bezpośrednio brało udział 206 (tajskich oraz przyjezdnych) pracownic seksualnych. Van Derberg i Janta były jednymi z nich. We wstępie do raportu piszą dość wymownie i cynicznie o seksistowskich, podwójnych standardach wobec przyjezdnych kobiet, pytając: „Dlaczego świat przerażony jest faktem, że młoda kobieta z klasy pracującej, która nie mówi po angielsku i w większości nie jest biała może się przemieszczać w poszukiwaniu pracy?"„Jesteśmy zmuszane do życia w kłamstwie, że władze graniczne i polityka przeciw handlowi usługami seksualnymi ochronią nas", czytamy w raporcie. „Żadna z nas ani nie wierzy w to, ani nie chce takiej ochrony. Byłyśmy śledzone i aresztowane. Odcinano nas od rodzin. Konfiskowano oszczędności, przesłuchiwano, więziono i oddawano w ręce uzbrojonych mężczyzn, którzy ceremonialnie odwozili nas pod dom." Wszystko w imieniu „ochrony przeciw handlowi ludźmi".Jesteśmy zmuszane do życia w kłamstwie, że władze graniczne i polityka przeciw handlowi usługami seksualnymi ochronią nas. Żadna z nas ani nie wierzy w to, ani nie chce takiej ochrony.
Przeczytaj też: Mit o kobiecym bezpieczeństwie.
W Tajlandii, jak i na całym świecie, niewiele osób chce słuchać osób pracujących w przemyśle seksualnym. Kobiety z Empower w pomysłowy i wytrwały sposób dążą do tego, aby to zmienić. Dopóki nie zostaną usłyszane, nieustannie znajdą sposób na przekazanie swojego stanowiska.„Wraz z naszym teatrem przygotowałyśmy przedstawienie, książkę oraz film", mówi Mai. „Staramy się, aby nasza sprawa zajmowała miejsce na wielu płaszczyznach społecznych. Bierzemy udział w rozmowach i panelach tak, aby ludzie mówiący o naszej pracy, mogli patrzeć na to również z naszego punktu widzenia".Zbierając się do wyjścia Ping Pong mówi mi, że chciałaby coś dodać. Sugeruje proste rozwiązanie dla tych, którzy borykają się z zagadnieniami dotyczącymi przemysłu seksualnego. „Ludzie opowiadający o przemyśle i pracujących w nim ludziach, nie muszą podpytywać dookoła", mówi. „Mamy 2015 – powiedzmy im, aby poszli zapytać prostytutki".