FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

NYC Hardcore, a sprawa polska: być jak H2O

Pierwszy raz w życiu widziałem, żeby na koncercie w tłum skakała nawet ochrona. Co sprawia, że na całym świecie, także w Polsce jest cała masa dzieciaków, która do tego łomotu chce podskakiwać i biegać od ściany do ściany?

Toby Morse, wokalista H2O. Zdjęcie:George L. Koroneos/en.wikipedia

Nazwanie H2O legendą NYC hardcore byłoby grubym nietaktem wobec bardziej zasłużonych i starszych kapel z tego miasta. Zresztą w twórczości H2O można znaleźć wiele zapożyczeń, czy ukłonów chociażby do oldschoolowego rapu (Ice Cube) lub oldschoolowego popu (Madonna).

20 lat na scenie i brak statusu legendy z muzyką, która odkryciem prochu nie była. Co więc jest takiego w tej kapeli? Co sprawia, że na całym świecie, także w Polsce jest cała masa dzieciaków, która do tego łomotu chce podskakiwać i biegać od ściany do ściany. Za wielką wodą nazywają to ATTITUDE.

Reklama

P O S I T I V E M E N T A L A T T I T U D E


Tego hasła też nie wymyślili. Zdziwieni? (powyżej link z kronikarskiego obowiązku)


„Nasze przesłanie polega m.in. na tym, że ludzie z różnych środowisk i z kontrastującym ze sobą podejściem do życia mogą coś wspólnie tworzyć. Nigdy nie prawiłem morałów – bycie drug free jest tylko małą częścią tego, o czym mówię dzieciakom. W większości mówię o byciu pozytywnym człowiekiem, byciu dobrym tatą, o zdrowym trybie życia o byciu indywidualistą i nieuleganiu presji rówieśników – jeśli jesteś w czymś dobry, masz jakąś pasję, to podążaj za nią, tak jak mnie przed ową presją w młodym wieku uratowała deskorolka" – powiedział Toby Morse w wywiadzie dla United Blood Hardcore Fanzine . Bycie wolnym od używek to także idea, która przyświeca projektowi One Life One Chance, jakim Toby zajmuje się na co dzień, a który polega na spotkaniach z nastolatkami z amerykańskich szkół i uświadamiania ich o zagrożeniach związanych z narkotykami, alkoholem i innymi używkami.

To fundament H2O. Należy do tego dodać jeszcze brak akceptacji dla dyskryminacji czy sprzeciw wobec rasizmu, a więc uniwersalne zasady, jakie panują na scenie HC/Punk na całym świecie.



Wspomnianych związków, zapożyczeń i ogólnie dużego szacunku dla spuścizny sceny HC/Punk jest w ich twórczości cała masa. Ktoś może zarzucić to jako wadę, ale ja uważam, że jest wprost przeciwnie. Zarówno w nagraniach, jak i na koncertach zespół poraża pozytywną energią. Na koncertach zwłaszcza… Przekonałem się o tym na żywo w 2005 roku, kiedy zespół grał w Polsce po raz pierwszy. Byli w trasie z Madball i większość publiczności (przyznaję, że ja też) pojawiła się w klubie właśnie ze względu na tych bardziej wówczas znanych nowojorczyków.

Reklama

H2O zagrali wtedy krótki koncert, ale tak intensywny, że gdyby nie uszy to miałbym uśmiech dokoła głowy. Minęło 10 lat, a ja wciąż mam ten koncert w pamięci, tym bardziej cieszyłem się, że europejska część trasy promującej Use Your Voice objeła dwa polskie miasta: Kraków i Bydgoszcz. Wybrałem Wawel. Występ był przekrojowy i zespół udał się w podróż przez wszystkie swoje płyty, zaczynając od mocnego ciosu Nothing To Prove .


Przeczytaj: STARA GWARDIA UMIERA, A WRAZ Z NIĄ CZĘŚĆ MNIE


Pierwszy raz w życiu widziałem, żeby ze sceny w tłum skakała nawet ochrona. Zespół, mimo że wiekowy był w formie, której mogliby pozazdrościć nastolatki. Czysta nieskrępowana energia. To jest w zasadzie słowo klucz, jeśli chodzi o ten zespół: energia.

Nie grali długo, bo z bisami około godziny, ale dłużej nie musieli, nie sądzę, żeby ktokolwiek odczuwał niedosyt. Po zagraniu na sam koniec jednego ze swoich sztandarowych kawałków What Happened nie musieli już niczym poprawić.

Litery ułożyły się w imię żony Toby'ego. Rozczulająca chwila.

Chcąc określić wspólny mianownik rodzimej sceny HC z nowojorską i wyklarować powód naszej fascynacji przekazem H2O - oddałem głos Maćkowi, który w Polsce udzielał się między innymi w zespole SCHIZMA (obecnie OLD FASHIONED), a mieszkając w Nowym Jorku, grał w MODEL CITIZEN.

„Nowy Jork to miejsce jedyne w swoim rodzaju, nie tylko pod względem muzyki, ale generalnie – nie ma takiego drugiego miasta ani w USA, ani nigdzie na świecie. Podobnie jest z tym, co nazywamy NYHC, czyli z hard core punkiem o brzmieniu charakterystycznym dla tej właśnie metropolii. Należy tu pamiętać, że w latach 80. i wczesnych 90. XX wieku były tzw. hardcore matinees – czyli koncerty odbywające się w różnych klubach (CBGB's!), gdzie przewinęły się tysiące dzieciaków z wszystkich dzielnic Nowego Jorku i okolic. Był to w tamtych czasach swego rodzaju rytuał przejścia, stając się przez to częścią kulturowego krwiobiegu Wielkiego Jabłka, a co za tym idzie, wpływając na całokształt sceny muzycznej w mieście, w Stanach, a w rezultacie na całym świecie. To największa różnica między scenami – tamtejszą a naszą. My się takiego ośrodka nie doczekaliśmy, może i nie doczekamy nigdy, trudno też mówić, żeby istniało u nas jakieś konkretne miejsce czy region, które można by porównać, jeśli chodzi o wpływ na resztę kraju".

Reklama

PRZECZYTAJ WYWIAD Z THE ANALOGS: „TRADYCYJNI SKINHEADZI PUKAJĄ SIĘ W GŁOWĘ, KIEDY SŁYSZĄ O SKINHEADACH-FASZYSTACH"


„Po drugie: coś, co wyróżnia scenę nowojorską, również na tle reszty Ameryki to fakt, że scenę ukształtowali ludzie o wielkomiejskiej ulicznej mentalności, często zahaczającej o kryminalną czy gangową. W Stanach generalnie istnieje mocny podział na grupy społeczne, w Nowym Jorku tym bardziej – rozwarstwienie jest tam bardzo widoczne. Z drugiej strony najstarsze źródła punk rocka w NYC to środowisko artystów, bohema. Te dwa środowiska często skonfliktowane, stworzyły jednak to, czym jest do dziś hardcore punk w odmianie nowojorskiej, czy też po prostu amerykańskiej – waszyngtońskiej, kalifornijskiej. U nas też raczej brak takich głębokich źródeł. Poza tym, co oczywiste, tamtejsza scena jest o wiele bardziej zróżnicowana etnicznie i rasowo, no ale w takim już miejscu żyjemy… Dziś nie tylko nie ma już CBGB, ale nie funkcjonuje praktycznie żaden z klubów, w których organizowano koncerty HC. Nie ma już tamtego brudnego klimatu, nie ma więc odpowiedniej inspiracji. Od dawna nie pojawił się w NYC żaden młody zespół, który mógłby dorównać popularnością klasykom. Panuje coś w rodzaju marazmu. A jak jest z tym u nas? Zdania są podzielone…".

No okej, można więc zapytać, co kogoś w Polsce obchodzi jakaś grupka wytatuowanych kolesi z Nowego Yorku?

Beata: H20 jest jednym z pierwszych zespołów HC, którym jarałam się już jako małolata. Słucham ich do dzisiaj z dużą częstotliwością i cały czas trzymają poziom. PMA HC to zdecydowanie to, co lubię najbardziej. W ostatnich latach scena stała się trochę depresyjna. Jaram się, że śpiewają o pozytywnych rzeczach, pokazują jak cieszyć się życiem, że rodzina i przyjaciele to jest to, co naprawdę się liczy i potrafią zasadzić pozytywnego kopniaka. Ich muzyka kojarzy mi się z beztroskim wakacyjnym wypadem z ekipą na dobry fest. Czego chcieć więcej?

Reklama

Igor/Suicide By Cop: Na H2O chciałem pójść głównie z sentymentu, bo jakiś czas temu katowałem ich wszystkie nagrywki na okrągło. Los się jednak uśmiechnął, bo udało nam się z nimi zagrać. Zachęcam każdego do ich koncertów — masa energii i tego „posi" klimatu zupełnie nie do podrobienia. Dodatkowo pozwolili mi przeżyć jedną z najlepszych chwil w życiu — Toby Morse wpadł do nas na scenę i zaśpiewał z nami refren Seeing Red Minor Threat!

***

Jak można więc ich nie kochać? Mam tylko nadzieję, że na następny koncert H2O nie będę musiał czekać kolejnych 10 lat. Zima idzie a ten team to skondensowana wiosna!