Mary J. Blige - Strength of a Woman

FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Mary J. Blige - Strength of a Woman

Im gorzej w życiu prywatnym diwy, tym lepsze nagrywa płyty.

Od kilku lat Mary J. Blige zdaje się tkwić w artystycznej apatii, nagrywając przeciętne albumy. Na tle "Growing Pains","Stronger with Each Tear" i "My Life II… The Journey Continues (Act 1)" wyróżniała się co prawda ostatnia płyta sprzed trzech lat "The London Sessions", zarejestrowana w Wielkiej Brytanii, pod okiem tamtejszej nowej fali - Disclosure czy Emeli Sandé, ale to wciąż za mało by ustrzec się syndromu odejścia w cień, które powoli dopada wokalistki triumfujące w czasach świetności MJB, takie jak Brandy czy Monica.

Reklama

Mary J. Blige śpiewała nie raz i nie dwa o tym, że kończy z dramą życiową, ale nie da się ukryć, że wypracowała już schemat, który głosi: im gorzej u niej prywatnie, tym lepszą nagrywa muzykę. I również tym razem, gdy diwa jest w trakcie głośnego rozwodu z Kendu Isaacsem, ta teza znajduje potwierdzenie. Jednak "Strength of a Woman" absolutnie nie jest podyktowane plotkom rodem z TMZ, a jest z czego prać brudy, m.in. obecny-ale-już-za-moment-były mąż wokalistki okrada piosenkarkę z jej własnych pieniędzy, które z premedytacją wydaje na nową dziewczynę. Zatem przeważają tu proste, może nawet momentami zbyt banalne, hasła o sile zranionej kobiety, a nie gorzkie żale w stronę partnera. Mary jak zawsze zachowuje klasę, o której najwyraźniej Isaacs może tylko pomarzyć, skupiając się na lekcjach wyciągniętych z nieudanej miłości.

Na numer otwierający płytę Mary J. Blige wybrała pulsujące "Love Yourself" z gościnną zwrotką Kanyego Westa. Ten długo wyczekiwany duet to jeden z headlinerów tego krążka. Zaraz za nim plasuje się jazzujące "Set Me Free", gdzie diwa z manierą i ironią na miarę Amy Winehouse rozprawia się z kochankiem. "There's a special place in hell for you / You gon' pay for what you did to me" - śpiewa w refrenie, jakby w ogóle nie przejmując się konsekwencjami wypowiadanych, mocnych słów. W nieco stonowanym i mglistym "Indestructible" kilkanaście minut później, radzi pewnej dziewczynie (a może kieruje to do samej siebie?), by jednak pomimo złych doświadczeń znalazła w sobie wiarę i ponownie się zakochała. Jednak najszczersze wyznanie przypada na nostalgiczne "Survivor", gdzie Mary znów jawi się jako przysłowiowa siłaczka, kobieta nie do pokonania, czy to prywatnie czy zawodowo. "They keep telling me: Mary, it's over / Had your run but girl, look at the numbers / Maybe you should just quit it, quit it" - komentuje ostatnie wyniki sprzedaży, zapewniając nas jednocześnie, że ze sceny nie zniknie tak szybko, wbrew temu, co podpowiadają jej niektórzy.

Wielkim atutem "Strength of a Woman" jest także to, że pomimo tego, że MJB trzyma się na tej płycie głównie eleganckiego i jedwabnego R&B, korzysta w odpowiedniej dawce z obecnych trendów. Jeden taneczny numer "Find The Love" jest w stanie zmazać nieco tandetny dance z albumu z 2011 roku. Mary sięga także do trapu, czego efektem jest bujające "Glow Up" z Quavo, DJ Khaledem i Missy Elliott (skrrrt! skrrrt!). Szczęśliwie podjęła również współpracę z Kaytranadą (który notabene jest autorem remiksu "I Can Love You") i BADBADNOTGOOD w połamanej piosence "Telling The Truth".

"Strength of a Woman" nie jest zapewnie tak uniwersalne i szerokie w przekazie jak przykładowo "Lemonade" Beyoncé, ale to wciąż solidna, feminizująca płyta, warta uwagi kobiet w każdym wieku. Paradoksalnie, rozwód sprawił, że Mary rozkwitła na nowo i zaczęła w swojej twórczości przeplatać ból z radością, jak robiła to w przeszłości. Z całą pewnością jest to lepsze niż nadchodzący, odgrzewany kotlet Faith Evans, czyli krążek z przemielonymi na sto różnych sposobów znanymi od dawien dawna zwrotkami Notoriousa.

Czy Mary znajdzie się na szczycie tegorocznych podsumowań albumów R&B? Szanse na to wydają się spore. Na okładce do singla "U + Me (Love Lesson)" Mary J. Blige powróciła do warkocza, który można było skojarzyć z okładką genialnego "The Breakthrough". I niech już sam fakt, że "Strength of a Woman" to najlepsza płyta diwy od 2005 roku, będzie wystarczająco nobilitujący.