Jak złe prawa reprodukcyjne utrudniają kobietom podróżowanie
Zdjęcie otwierające: źródło Wikimedia

FYI.

This story is over 5 years old.

zdrowie

Jak złe prawa reprodukcyjne utrudniają kobietom podróżowanie

Czasem najbliższa apteka z tabletką „dzień po” znajduje się w sąsiednim kraju

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Canada

Dzień Kobiet lada moment, a to oznacza, że tysiące facetów postanowi zrobić coś miłego dla swojej ukochanej. Może kupią bombonierkę albo bukiet tulipanów, może otworzą jakiś słoik lub zabiją wszystkie pająki w mieszkaniu. Wszystko będzie lepsze niż tego, co kiedyś dał mi mój partner: zwitek pieniędzy, żebym pojechała za granicę i kupiła tabletkę „dzień po". Przy czym odprowadził mnie na peron, więc chyba można to uznać za romantyczny gest.

Reklama

Kilka lat temu jeździłam po świecie, tylko ja i mój plecak. Nocowałam na kanapach obcych ludzi i przemieszczałam się autostopem. Któregoś dnia spotkałam przystojnego Niemca i postanowiłam na jakiś czas z nim zostać. Życie w Niemczech stanowiło ciekawe doświadczenie; fascynujące, ekscytujące i trochę straszne zarazem – fascynujący był mój chłopiec, ekscytujące życie miasta, a język straszny. Wspominam tamten etap mojego życia jako czas, kiedy przede wszystkim polegałam na dobroci obcych osób.

Któregoś ranka z chłopakiem zdaliśmy sobie sprawę z tego, że potrzebujemy tabletki „po". W Niemczech występuje ona pod nazwą NorLevo 1.5 mg i sprzedawana jest wyłącznie na receptę. Jako Kanadyjka nie miałam niemieckiego ubezpieczenia zdrowotnego i tym samym nie przysługiwała mi bezpłatna opieka zdrowotna. Z własnej kieszeni nie mogłam za to zapłacić, ponieważ koszt wizyty u internisty znacznie przekraczały mój budżet. Jako dziennikarka wiele nie zarabiałam (wiele się do dziś w tym zakresie nie zmieniło; gdybym chciała być bogata, na pewno wybrałabym inną ścieżkę kariery). W Niemczech ubezpieczenie zdrowotne jest obowiązkowe i posiadają je wszyscy obywatele; połowę płaci pracodawca, a pozostałą część państwo odprowadza z pensji pracownika. Jednak osoby w szarej strefie, takie jak ja, za wszystko muszą zapłacić z góry. A należy wspomnieć, że wtedy ledwo było mnie stać na abonament telefoniczny za 20 euro (ok. 85 zł) miesięcznie.

Reklama

Kiedy próbowałam się dowiedzieć, dlaczego moja polisa nie obejmowała kosztów związanych ze zdrowiem reprodukcyjnym kobiet, mój agent ubezpieczeniowy zażenowany zerknął na kolegę, po czym całe biuro wybuchnęło głupkowatym śmiechem.

Mój chłopak musiał iść tamtego dnia do pracy, więc należało szybko podjąć decyzję. Po chwili namysłu wcisnął mi w dłoń zwitek euro i wsadził do pociągu do Holandii. Był to najbliższy kraj, w którym pigułkę „dzień po" sprzedawano bez recepty.

To nic nowego, że kobiety z przyczyn zdrowotnych muszą wyjeżdżać za granicę (co, jak warto podkreślić, często przerasta ich możliwości finansowe). Od kiedy Północna Irlandia wprowadziła restrykcyjną ustawę antyaborcyjną, tysiące kobiet musi szukać opieki lekarskiej poza granicami kraju. Ponieważ wielu z nich nie stać na taką podróż, część decyduje się na zakup tabletek poronnych w internecie i tym samym łamie tamtejsze prawo. Taka sytuacja wcale nie jest wyjątkowa; dosyć szybko zdałam sobie sprawę z tego, że ubezpieczenia zdrowotne bardzo rzadko pokrywają koszty związane z leczeniem ginekologicznym (czyli antykoncepcji, cytologii, opieki okołoporodowej i nad noworodkiem, aborcji i wielu innych zabiegów ginekologiczno-położniczych). Co więcej, samo dopytywanie się o szczegóły konkretnych polis często bywa dla kobiet bardzo niekomfortowe. Kiedy próbowałam się dowiedzieć, dlaczego moja nie pokrywała kosztów związanych ze zdrowiem reprodukcyjnym, rozmawiający ze mną agent ubezpieczeniowy zerknął na kolegę i po chwili całe biuro wypełnił zażenowany śmiech urzędników.

Reklama

Podróżowanie przysparza kobietom znacznie więcej zmartwień niż mężczyznom. Są zdane na łaskę praw obowiązujących w danym państwie i powiedzenie: „Hej, ale u mnie w kraju panują inne obyczaje" nie wyciągnie nikogo z kłopotów. W zależności od tego, skąd pochodzisz, w danym kraju może nawet nie być konsulatu twojego państwa. Przed wyjazdem kobiety muszą przeprowadzać bardzo dokładne rozeznanie: czy w tym kraju mogę nosić spodnie? Czy powinnam zakrywać włosy? Kto zostanie obarczony winą w przypadku napastowania, napastnik czy ja? Czy mogę tam pić alkohol, prowadzić samochód, jeździć na rowerze? Czy dane państwo honoruje moje małżeństwo? Czy podróżowanie z partnerką tej samej płci jest bezpieczne? Czy pozwolą mi w ogóle przekroczyć granicę kraju bez towarzystwa mężczyzny? Lista podobnych pytań nie ma końca.


Polub fanpage VICE Polska i bądź na bieżąco


Oczywiście podróżowanie po Europie zazwyczaj sprawia znacznie mniej problemów niż po innych kontynentach. Jednak nawet i tu zdarzają się regiony, gdzie konserwatywne religie nadal dyktują kobietom to, w jaki sposób powinny się zachowywać i ubierać. Wielokrotnie doświadczyłam tego na własnej skórze, zarówno kiedy podróżowałam po Bałkanach i chciałam pójść na dyskotekę, jak i we Włoszech, gdy próbowałam wejść do kościoła.

Kobiety, planując budżet podróży, muszą uwzględniając pewne nieprzewidziane wydatki, którymi mężczyźni w ogóle nie zawracają sobie głowy. Chociaż Niemcy są jednym z najbardziej postępowych państw w Europie, i tak przed tamtą wpadką byłam zmuszona wiele razy latać do Londynu (gdzie wcześniej mieszkałam), żeby znaleźć przyczynę koszmarnych bóli, które mnie wówczas nękały. USG domaciczne, pobieranie krwi, cały szereg badań ginekologicznych – wszystko to robiłam w Anglii. Okazało się, że cierpię na zespół policystycznych jajników. Ktoś wie, jak to powiedzieć po niemiecku?

Reklama

Kiedy jechałam już do Holandii, przypomniałam sobie scenę sprzed kilku lat. Siedziałam w pociągu w Hamburgu, który miał jechać do Kopenhagi. Mimo że w Europie od dawna nie ma już kontroli granicznej, do przedziału nagle wtargnęło kilku uzbrojonych niemieckich Polizei w cywilu i zaczęli sprawdzać nasze dowody tożsamości. Tych, którzy nie mieli żadnego przy sobie, wyciągali siłą z pociągu. A przecież, żeby pojechać z Hamburga do Kopenhagi, paszport nie jest w ogóle potrzebny.

Gdy zbliżałam się do holenderskiej granicy, zaczęłam panikować. Byłam święcie przekonana, że czeka mnie ten sam los. A ja głupia nawet nie pomyślałam o tym, żeby wziąć ze sobą mój paszport. Z mieszkania wyszłam jedynie z bezużytecznym kanadyjskim prawem jazdy.

Nigdy nie czułam się bardziej opuszczona niż w tamtej chwili. Samotna. Oceniana za to, że dokonałam życiu takich, a nie innych wyborów.

Kiedy w końcu przekroczyłam granicę, nerwy wzięły nade mną górę i wyskoczyłam z pociągu już na pierwszym postoju. Znalazłam się w mieście Venlo, gdzie przyjeżdża tyle Niemców, że nawet nie korzystają tam z holenderskiej kolei KPN, tylko z niemieckiego Deutsche Bahn. Po opuszczeniu stacji pobiegłam w stronę najbliższego neonu z zielonym krzyżem, międzynarodowego symbolu aptek.

Kiedy poszłam do lady i upewniłam się, że farmaceutka mówiła po angielsku, zapytałam ją, czy mają „ten lek" i podsunęłam jej pod nos karteczkę z napisem „NorLevo 1.5" – nie byłam nawet w stanie wymówić na głos nazwy proszku. Bałam się, że ktoś to usłyszy i będę miała przez to problemy.

Reklama

Kobieta podniosła wzrok znad kartki, spojrzała mi w oczy i zniknęła na zapleczu. „To koniec" – pomyślałam. „Odmówią mi sprzedaży leku, zatrzymają i odeślą do Niemiec. Zadzwonią po policję, a oni przeszukają moją torbę". Przesadzałam? Możliwe, ale tak właśnie się czułam. Ludzie, którzy stali przy okienku obok, zerkali na mnie i wymieniali jakieś uwagi po holendersku. Najprawdopodobniej wzbudziłam ich zainteresowanie tylko dlatego, że mówiłam po angielsku; to nieczęsty widok w tamtych okolicach. Jednak nie mogłam przestać się martwić, że dyskutują o tym, jaki lek kupowałam. Nigdy nie czułam się bardziej opuszczona niż w tamtej chwili. Samotna. Oceniana za to, że dokonałam życiu takich, a nie innych wyborów.

Zasmuciło mnie, że mój chłopak w ogóle nie czuł się odpowiedzialny za tamtą sytuację i nie próbował mi pomóc. Było dla niego nie do pomyślenia, że miałby z tego powodu opuścić dzień w pracy, ale nie miał nic przeciwko temu, żebym ja pojechała do innego państwa. Dlaczego wychodził z założenia, że może pozbyć się problemu, po prostu dając mi kasę i licząc, że sama się tym zajmę? To nie był wyłącznie mój problem, więc dlaczego tylko ja musiałam tłuc się w sześciu pociągach (po trzy w każdą stronę) i poświęcać na to mój czas oraz dobre samopoczucie? Czekając na powrót farmaceutki, prawie zaczęłam płakać. Dla mojego chłopaka, jak podejrzewam, był to dzień jak co dzień.

Miałam wrażenie, że kobieta zniknęła na zapleczu na kilka godzin. Kiedy w końcu do mnie wróciła, w ręku trzymała upragnioną tabletkę. Powiedziała mi, że muszę ją zażyć w ciągu 72 godzin i podała mi kubeczek wody. Chciałam paść przed nią na kolana i ucałować w stopy.

Zapłaciłam, wyszłam na zewnątrz i połknęłam tabletkę na jakimś obskurnym parkingu. Znajdowałam się zaledwie o rzut kamieniem od granicy z Niemcami i widziałam stare budki celników oraz oznakowane przejście graniczne, które nigdy nie zostały rozebrane. Patrzyłam na nie później ze stacji. Stały tam, opuszczone, zardzewiałe, służące za przypomnienie.

Gdy wróciłam, nasz związek już nie był nigdy taki sam. Pojawiły się problemy, a mój chłopak zaczął mieć wątpliwości. „Dlaczego ci w ogóle tak zależało na tej pigułce?" – pytał. „Nie chcesz mieć ze mną dzieci? Nie myślisz o wspólnej przyszłości? Co to dla nas znaczy?".

Miesiąc później go rzuciłam. Nigdy więcej się już nie zobaczyliśmy.

Tłumaczenie: Zuzanna Krasowska