FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Wszystko co najlepsze w młodym polskim hip-hopie

Oto numery, które pomogą sceptykom odzyskać wiarę w nowe pokolenie raperów
N
tekst Noisey

Poniższy fragment pochodzi z artykułu Noisey Polska

Rozmawialiśmy ostatnio z Pezetem, który przyznał, że polskiego rapu słuchać nie może. Wielu jego rówieśników, kiedyś w tej muzyce zakochanych, po prostu z niej wyrosło. Ale nawet jeśli jej nie zna, to chętnie krytykuje. Że nie ma w tym pomysłu, wiarygodności, dawnej charyzmy, "bo kiedy ja byłem młody, to zimy były ciężkie, a emcees nie robili sobie makijażu, nie usiłowali śpiewać i nie szczekali do techno". Nie ma się jednak co obrażać. Poniżej dziesięć dowodów na to, iż młodym ani charyzmy, ani wyobraźni nie brakuje, a warsztatowej sprawności pierwsze pokolenia hiphopowców mogłyby tylko pozazdrościć.

Reklama

Bedoes "Ibra"

O ile debiut Bedoesa może być zbiorem nużących mokrych snów zepsutego bachora znikąd, to nagrania z okazji akcji Młode Wilki pokazały, że SB Maffija wiedziała co robiła, kontraktując tego małego, bydgoskiego trolla. Najpierw wejście w zbiorczym numerze, ożywcze na tle kalkomanii i będące formą walki o prawo do kreacji (zwłaszcza jeśli prawda jest szara jak krajobraz po Szyszko). A potem "Ibra", numer, który na - słabej niestety bardzo - składance młodowilczej zamiótł konkurencję pod dywan. To jest jazda figurowa po bicie (Jezus Maria, Kubi go nie robił, wykazał się Lanek, i dobrze) ze skokami kopanymi i krawędziowymi, Bedi wychodzi na lód jak Will Ferrell w "Ostrzach Chwały", bezczelnie i zmuszając do kpin, ale wykręca na podkładzie te wszystkie potrójne rittbergery i poczwórne toeloopy nie szorując tyłkiem po tafli. Radzi sobie z z melodią słowa, przekłada amerykańską emfazę i to specyficzne, bezwstydne, ryzykowne poczucie humoru. Można lubić lub nie, niemniej obojętnie nie przejdziesz. A ekscytujący młody raper to coś, co zdarza się rzadko.

Kuban "Jak na ironię"

Kuban przypomina, że "biały i młody" może się rymować do "niegłupi i stylowy" i to dokładniej, niż by słownik terminów literackich sugerował. Gosć jest gościem, bo goszczą u niego stale krągłe wersy ze starannym dubletem rymów brzmiących tak, że Dizkret upuściłby sobie z wrażenia bruschettę na półbuta; bo kładzie je miękko na bity ze zróżnicowaną podziałką rytmiczną naprawdę mięciutko, nie drąc ryja na znużonego tą formą akwizycji odbiorcę. I forma nie szkodzi treści. Rap może być grą o wszystko, o hip-hop należy zadbać, ale Dobzi Ludzie i rodzina najpierw. Ziomków nie trzeba przekonywać, niemniej ich dziewczyny uśmiechną się przy linijce "ale się biorę za siebie / zrobię płytę, mała, dzwonię i się biorę za ciebie".

Reklama

VNM, Sarius, Otosochodzi, Sztoss "Cypher 2.0"

To było takie ostateczne "sprawdzam" dla dwóch bardzo dobrych młodych kotów (teraz "wilków" strach napisać, bo by się mogli trochę obrazić), których dzieli wiele, ale łączy korzeń, fakt, że w obu tli się ogień rodem z rapowych najntisów. Dlatego na tym jednym ogniu pieczemy dwie pieczenie. Co z tym sprawdzaniem? Już wyjaśniam. Po pierwsze, trzeba zderzyć się z VNM-em, facetem siejącym popłoch w krótkich wejściach, gdzie flow skraca podkładowi smycz. Po drugie - wytrzymać legendę pierwszego "Cyphera" z Pezetem, Mesem i Pyskiem. Czy się udało? Zdania się podzielone, ale jako że internet wytrzyma wszystko - w tym opinie takie, że Deys zjadł Guziora we wspólnym kawałku, Duchu zmasakrował w "Artykule", Wilku ogarnął trapy, a Bisz i O.S.T.R. to najgorsi polscy raperzy - to przypomnę, że przez zero jednak nie dzielimy. Otsochodzi rzeczywiście udowadania, że "flow samo woła", a Sarius opanował nowoszkolną histerię, miotając się dziko i przygasając dopiero przy podśpiewywanym outro. Ten jeden numer roznosi cały venomowy, oddany w sporej części młodym, mixtape "De Nekst Best".

Miły ATZ, Ginger, Majkizioom "Dawaj na parkiet"

I znowu prezentuję parami. Ta dwójka z Mordor Muzik pokazuje, że "dzieci basu" dojrzewają szybciej, nie tracąc przy tym animuszu. Ujechanie klubowego, wyspiarskiego podkładu to od czasów Electric Rudeboyz rzadkość, soundsystemowa prostota nawijki wydaje się antidoum na rozpychający się w hiphopowych zwrotkach barok, także cała naprzód. Miły ATZ rymuje gęściej, jakby skrupulatniej, podczas gdy Ginger gra głosem, tu zaskrzeczy, tam się zająknie, dba o witalność flow. Byłyby z dyskografii "Mordorów" już ze trzy dobre mixtape'y, wciąż jest w tym jednak właściwa tym rozkręcającym się zawodnikom energia. Świeżość wynika włanie z niej i braku reguł - nie ma, że rym jest za prosty, powtórzony, a przerzutnia okazuje się zbyt dziwna. I dlatego kiedy każą iść na parkiet, to idziesz na parkiet i strzelasz palcami w górę, a nie zastanawiasz się jak kiwać do kolejnej poszatkowanej, snującej się hipnotycznie kompozycji kopiującej Stany.

To nie koniec. Resztę przeczytasz na Noisey Polska