Zdjęcie: Valerie Macon/AFP/Getty Images
Jak powiedziała kiedyś Fiona Apple: „Ten świat jest bzdurą”. Wygrana Green Book w kategorii Najlepszy Film idealnie ilustruje tę opinię. Podobnie jak ten tweet:Z oskarżeniami wiszącymi nad głową niczym miecz Damoklesa, reżyser Peter Farrelly powiedział podczas odbierania nagrody: „Ta historia opowiada o miłości. Mówi o tym, aby kochać się nawzajem pomimo naszych różnic i że tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami”.Brzmi dobrze w teorii, ale nie odnosi się zupełnie do rasistowskiego problemu, o którym nikt nie mówi. Ta Oscarowa noc była przełomowa pod wieloma względami – przyznanie statuetki po raz pierwszy kobiecie irańsko-amerykańskiego pochodzenia i rozdanie statuetek największej ilości czarnych aktorów w ciągu 91 lat (Regina! Mahershala! Spike! Ruth! Hannah! Wow!). Dopełnienie tego nagrodą dla Green Book jest nie tylko rozczarowujące, ale stanowi swego rodzaju policzek dla wszystkich nie-białych zwycięzców i nominowanych tego wieczoru. Akademia nieustannie kocha filmy, w których historie ludzi o innych kolorach skóry są skupione na białych.Na szczęście to już koniec. Idę się zdrzemnąć.Możesz śledzić autorkę tekstu na jej profilu na Twitterze.Tekst oryginalnie ukazał się na VICE US.Czytaj też:
W tym sezonie nagród film był pogrążony w kontrowersjach w związku z prawdziwym szwedzkim stołem wykroczeń. Wśród nich znajdziemy: narrację, w której biały koleś jest tym prawdziwym wybawicielem, Viggo Mortensena rzucającego na luzie słowem „czarn*****” podczas projekcji, islamofobiczne tweety Nicka Vallelongi oraz zarzuty członków rodziny Dona Shirleya, według których twórcy filmu szerzą kłamstwa na temat zmarłego pianisty. To wszystko źle wygląda.
Reklama