Dr Misio - Zmartwychwstaniemy

FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Dr Misio - Zmartwychwstaniemy

Sympatyczna płyta, która niesie sporo treści.

Arkadiusza Jakubika nie da się nie lubić. Gremialne uznanie dla świetnych kreacji w filmach Smarzowskiego i pozytywny odbiór zdrowego podejścia do życia w wywiadach mogłyby być przyczynkiem do podnoszenia głowy znacznie wyżej niż na swoje 178 centymetrów, jednak aktor - jak pokazuje najnowszy album dowodzonej przez niego grupy - daleki jest od jakiejkolwiek gwiazdorki i bezpodstawnego, celebryckiego wożenia się.

Reklama

"Zmartwychwstaniemy" to dość wieloznaczny tytuł. Kontrowersyjny? Raczej nie powinien być tak odbierany. Jednak, jak się okazuje, nie dla wszystkich to takie proste - ale o tym za chwilę. Chyba bez większego ryzyka można postawić tezę, że Dr Misio to przede wszystkim zespół oparty na lirycznym przekazie, a najlepszym tego przykładem jest singlowe "Pismo", które z jednej strony dotyka ważkich spraw wiary, z drugiej spogląda w głąb duszy dzisiejszego człowieka. Zresztą, warto chwilę zatrzymać się przy tym numerze, bo słowa Krzysztofa Vargi to niewesoła konstatacja dotycząca czegoś więcej niż tylko wąsko pojmowanej religijności. A wyreżyserowany przez samego Smarzowskiego teledysk, w którym przebrany za księdza Jakubik sprzedaje odpusty okazał się wystarczająco kontrowersyjny, żeby zamknąć zespołowi drogę na festyn w Opolu. Jak bardzo dosłownego spojrzenia na sztukę i niezrozumienia słowa "hiperbola" trzeba, żeby doszukiwać się tu epatowania tanim skandalem? Ale to w gruncie rzeczy dobrze, nikogo szczególnie nie powinien obchodzić śmieszny, promujący głównie upolitycznioną tandetę festiwalik. A to, czy klip do "Pisma" to rzeczywiście oburzający antyklerykalizm (opiniotwórczy artysta Jan Pospieszalski już wydał werdykt: żenada!) czy obiektywny komentarz do rzeczywistości - sprawdźcie sami.

Temat "Hejtera" został już przewałkowany miliardy razy (i to w różnych gatunkach), jednak przewrotny tekst (z jednej strony internetowy napinacz to przecież chuj, ale i tak warto go przytulić i zaadoptować) sprawia, że rzeczywiście odechciewa się denerwować na głupotę w sieci. Opowieści o mijanych na ulicy osobach ("Halina") budzą wspomnienia biografii zwykłych, smutnych ludzi spod znaku Bielizny. Praca nosząca coraz więcej znamion religii stała się głównym bohaterem "Mordoru". W notesie warto zapisać przekorny wers o najlepszych tekstach, które nie niosą treści ze wspomnianego wcześniej "Pisma", trudno też nie zgodzić się z tym, że za dużo jest ludzi, a za mało picia? Oczywiście nie da się też uniknąć standardowych porównań ze Świetlikami - w końcu Świetlicki znowu podzielił się z Misiami swoimi słowami (siedzący i czekający "Ochroniarz" z pewnością był w nastroju nieprzysiadalnym). Patrząc na obleczone śmiercią społeczno-popkulturowo-prześmiewcze teksty z wcześniejszych płyt grupy (promocja śmierci w Tesco czy pustka.pl i samotność.pl) nie da się nie zauważyć pewnych podobieństw chociażby ze spojrzeniem na przemijanie w utworze tytułowym. Phil Anselmo w "Caught In The Gears Of Applications" Superjointa wykrzyczał rozczarowanie współczesnym zaślepieniem podkręcanym przez nachalne niczym reklamy pomiędzy rundami bokserskimi ekrany smartfonów, Moby w teledysku do "Are You Lost In The World Like Me" utożsamił facebookowo-instagramowych niewolników z sunącymi ku przepaści lemingami. Dr Misio sięgnął po nieco delikatniejsze środki wyrazu, ale w będącym małą odą do elektroniki "Bądź moim Google" pokazuje, że urodzeni w końcówce lat sześćdziesiątych tęsknią mocno za zwyczajnymi, nieobarczonymi techniką relacjami międzyludzkimi (jako rówieśnik debiutu Beastie Boys całkowicie podpisuję się pod tymi rozterkami). Symboliczna okładka przedstawiająca Jakubika stojącego w opozycji do tłumu pozwala słuchaczowi utożsamić się ze smutnym obrazem człowieka próbującego wbić się pod prąd wszechotaczającej ochlokracji.

Muzycznie jest konsekwentnie, choć w porównaniu z wcześniejszymi albumami chyba lżej - to dobrze, że zespół nie chce ciągle tańczyć "Pogo". Dźwiękowa nieidealność? Coś jest na rzeczy - może to nieco przesadzone porównanie, ale "Zmartwychwstaniemy" jest brzmieniowym skokiem w bok, typowym dla punkowej mentalności robieniem tego, na co ma się w danej chwili ochotę. Nibydoorsowy klawisz w "Po Nas" świetnie kontrastuje z melodeklamacją Jakubika (poetycki manifest Patryka) i lekko industrialnym bitem, knajpiany klimat udziela się w "Klubokawiarni Smutek". Żeby jednak nie było zbyt geriatrycznie, ordynarna niczym odrzuty Bloodhound Gang łupanka w "Halinie" (czyli jednak jakieś imię się przypomniało, ponoć były z tym problemy) i celowo banalny refren są niczym porozumiewawcze puszczenie oka do starego kumpla. Nie widać negatywnych emocji przy wielokrotnie gorzkich słowach - to bardziej stwierdzenie faktów, niż bolesne rozdzieranie szat. Zespół gra nienachalnie, pozwalając wybrzmieć tak istotnym w tym przypadku tekstom, jednak jakoś nie mogę przekonać się do pojawiających się gdzieniegdzie opinii dotyczących rozmiękczenia rockowego emploi grupy (swoją drogą, przydałby się jakiś czasownik od konformistycznego skierowania się w stronę muzyki pop). Głos Jakubika jest po prostu przyjemny, a w połączeniu chociażby ze słowami, że wszystko ma, niestety, głęboki sens wywołuje na twarzy uśmiech ulgi spod znaku "Always Look On The Bright Side Of Life". W tym przypadku forma jest głównie służebnością dla treści.

"Zmartwychwstaniemy" to materiał momentami wesoły, momentami gorzki. Choć teksty nie wyszły spod ręki Jakubika, nie jest to zdecydowanie piosenka aktorska i zrozumienie tekstów oraz zaangażowanie wokalne jest czymś równie oczywistym, co zgubienie forsy przez pijanego notariusza. Rozrzut pomiędzy przystępnymi melodiami a tekstami to świadectwo świadomości facetów w średnim wieku. Biorąc w odpowiedni nawias najnowszą propozycję Dr. Misio (no bo jak całkiem na poważnie brać zespół o takiej nazwie) można dotrzeć do esencji i sensu, o którym przecież śpiewał Jakubik. Rzecz nie dla głupków i małolatów.