Jak wygląda dorastanie z matką narkomanką
Wszystkie zdjęcia dzięki uprzejmości Adriana Goigingera

FYI.

This story is over 5 years old.

używki

Jak wygląda dorastanie z matką narkomanką

Nie miała męża, brała heroinę i – przynajmniej według mnie – była najlepszą mamą pod słońcem

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Austria

Z perspektywy czasu widzę, że wychowałem się w bardzo dziwnym świecie. W jego centrum znajdowała się moja matka. Nie miała męża, ćpała heroinę i – przynajmniej według mnie – była najlepszą mamą na świecie.

Każdego dnia nadchodził moment, kiedy mówiła: „Za chwilę wrócę, myszko”, po czym znikała w swojej sypialni wraz z kilkoma znajomymi. Pamiętam, że miałem zaledwie siedem lat, stałem pod drzwiami (zawsze zamykała je na klucz) i próbowałem sobie wyobrazić, co się dzieje po drugiej stronie.

Reklama

Potrzebowałem wielu lat, żeby w końcu domyślić się całej prawdy. Przed długi czas zakładałem, że dorośli ucinali tam sobie jakieś niesamowite drzemki – zawsze wychodzili z pokoju bardzo cisi, zrelaksowani i radośni. Miałem wrażenia, że coś mnie omija, bo ja nawet po ośmiu godzinach snu nigdy nie byłem tak wypoczęty. Marzyłem, że kiedy dorosnę, zostanę odkrywcą, a to tego przecież potrzeba wiele energii.

Autor tekstu ze swoją matką Helgą

Moja matka miała w sobie ogromne pokłady miłości. Każdego dnia razem bawiliśmy się i przez całe godziny fantazjowaliśmy o różnych przygodach. Ja byłem Linkiem, ona Zeldą i mieliśmy wspólną misję – pokonać złego demona Ganondorfa, który mieszkał tuż obok naszego domu w Liefering, na przedmieściach Salzburga, czyli w zachodniej Austrii.

Najpierw musieliśmy znaleźć mapę oraz kompas, aby zlokalizować Ganondorfa i go zniszczyć. Jeśli mama za bardzo zmęczyła się naszą misją, musiała wypić miksturę z makówki, aby odzyskać siły.

W naszym domu często przesiadywali jej znajomi. Jednym z nich był Werner, który powiedział mi, że czerpał energię z natury i drzew. Bertl zawsze wspominał okres świetności drużyny SV Austria Salzburg, a chłopak mojej matki, Günter, gdy miałem sześć lat, pokazał mi, jak grać w szachy. Sam nauczył się tego w więzieniu.

Mama tylko raz mnie naprawdę okłamała – powiedziała mi, że mój tata zginął w wypadku samochodowym, zanim jeszcze się urodziłem. Dopiero po wielu latach, kiedy ona i Günter zerwali już z nałogiem, wyznali mi, że mój biologiczny ojciec umarł z powodu przedawkowania heroiny. Kiedy po kilku miesiącach wyszedł z więzienia (zamknięto go za posiadanie prochów), wstrzyknął sobie swoją zwykłą dawkę. Jednak podczas odsiadki jego tolerancja znacznie się zmniejszyła i strzał okazał się śmiertelny.

Reklama

OBEJRZYJ: Spowiedź z uzależnienia


Pogrążona w żałobie, moja ciężarna matka rozważała popełnienie samobójstwa, ale w książce poświęconej hinduizmowi przeczytała, że jeśli to zrobi, w kolejnym wcieleniu odrodzi się jako najniższa forma życia. Dlatego zrezygnowała z tego pomysłu.

W szkole sprawiałem trochę problemów – pyskowałem i źle się zachowywałem – jednak prawda jest taka, że tak właśnie funkcjonowaliśmy w naszym domu. Mieszkaliśmy w dużym, zielonym mieszkaniu na parterze w bloku. Nie ufaliśmy nikomu, kto pukał do drzwi wejściowych, ponieważ robili to tylko policjanci i listonosze (wtedy jeszcze ich nie rozróżniałem). Wszyscy inni po prostu wspinali się na balkon i wchodzili prosto do naszego salonu.

Częstym gościem był diler mojej matki, którego nazywaliśmy „Grekiem”. Pewnego razu, gdy mama była w jej sypialni, „Grek” zmusił mnie do wypicia z nim wódki – miałem wtedy siedem lat. Kiedy matka się o tym dowiedziała, wyrzuciła go z domu. Ale, jak mi później wyjaśniła, wszyscy zasługują na drugą szansę, więc w końcu pozwoliła mu wrócić.

W domu autora zawsze przebywali przyjaciele jego matki

Latem 1999 roku, kiedy miałem osiem lat, moja matka zaczęła mieć poważne problemy z heroiną. Günter, po 23 latach ćpania, również wydawał się być już jedną nogą w grobie. Powoli zaczynałem pojmować, co się wokół mnie dzieje. Matka przekonała samą siebie, że może zażywać narkotyki, dopóki nie będę na tyle duży, żeby zrozumieć, co robi. Jednak prawda jest taka, że po prostu nie mogła przestać.

Reklama

Pewnego dnia, jeszcze w 1999 roku, przyszedł do niej jej stary przyjaciel, Bedda, który razem z Günterem siedział w więzieniu za przemyt. Ale tym razem wydawał się zupełnie inną osobą – nie był zmęczony, nie miał zawrotów głowy i nie denerwował się. Promieniował spokojem i radością, które sprawiły, że mama od razu się rozpłakała. Bedda pocieszał ją i mówił o tym, jak uzdrowił go Jezus.

Sama jego obecność rozjaśniła nasze ciemne mieszkanie, zupełnie tak, jakby był pochodnią w naszej czarnej jak smoła jaskini. Günter wyrzucił go z mieszkania, a potem je zdemolował, krzycząc, że nie chce mieć nic wspólnego z religią. Ale Bedda wrócił, aby jeszcze raz wyjaśnić, w jaki sposób Bóg uwolnił go od nałogu.


Tylko ciekawe historie. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Na szczęście niedługo potem moja mama i Günter zrozumieli, że nowe życie Beddy było lepsze od poprzedniego. Uświadomienie sobie tego bardzo im pomogło. Wcześniej dziesiątki razy próbowali rzucić narkotyki, ale daremnie. Lekarze, psychologowie i pracownicy społeczni powtarzali im, że aby wygrać z nałogiem, muszą odnaleźć siłę w sobie samych – ale żadne z nich nie wierzyło, że ją ma. Jednak teraz, gdy ich przyjaciel zdołał to osiągnąć dzięki wierze w Jezusa, Günter i moja matka poczuli, że mogą zrobić to samo.

Mój ojczym rzucił narkotyki po ponad 20 latach uzależnienia, a matka wyszła z głębokiej depresji, która kilkakrotnie doprowadziła ją na skraj samobójstwa. Wcześniej byli pogrążeniu w smutku i rozpaczy, a teraz żyli miłością. Pustkę w ich życiu zastąpiło poczucie bezpieczeństwa. Niestety, nie wszyscy wokół byli równie szczęśliwi – wielu z ich przyjaciół zmarło w wyniku uzależnienia.

Reklama

4 lipca 2012 roku moja mama zmarła na raka. Miała zaledwie 39 lat. Przez całe życie walczyła z własnymi demonami, nie dając tego po sobie poznać i obdarzając swoich bliskich bezwarunkową miłością. Dorastałem w raju narkomanów na przedmieściach Salzburga, ale miałem piękne i szczęśliwe dzieciństwo – i tylko jej mogę za to dziękować.

Film Adriana Goigingera Die Beste Aller Welten (Najlepszy ze światów) został oparty na jego własnym dzieciństwie i jest dedykowany jego matce, Heldze Wachter.


Więcej na VICE:

Kochana Mamo, oto dlaczego biorę. List od utraconej córki

„Tak się czuję”, czyli zdjęcia mojej dwubiegunowej matki