FYI.

This story is over 5 years old.

wywiad

Błąd w sztuce, czyli o szukaniu glitch'u w całym

Rozmawiamy z polską czołówką najbardziej aktywnych artystów w całej zjednoczonej „pracowni" glitchartu, czyli sztuką polegającą na „psuciu" kodu źródłowego cyfrowo zapisanego obrazu

Po latach '00, kiedy świat mody i sztuki zerkał z nostalgią na lata osiemdziesiąte, teraz do łask wdziera się 256-kolorowa estetyka lat '90. Bojownikami w podtrzymywaniu pamięci o tym, czym był ten wrażliwy nośnikowo okres, jest grupa ludzi, których zadaniem jest krucjata przeciwko prawidłowo ułożonym kodom źródłowym cyfrowych obrazów. Dzisiejszy sprzęt jest skłonny do awarii jak Ewa Chodakowska do otyłości. Oni tym gardzą. Tymi bojownikami o gorszą jakość są ludzie tworzący glitchart. Jest to na razie tylko internetowa rebelia, która wkrótce ma na celu wprowadzić w mainstreem piękno chaosu i powrót do czasów, kiedy sprzęty były nieco mniej… niezawodne…

Reklama

W najprostszych słowach, glitchart jest sztuką polegającą na „psuciu" kodu źródłowego cyfrowo zapisanego obrazu. Bądź też jest wydobywaniem sztuki z analogowych zapisów odtwarzanych przez wskrzeszone z lamusa monitory CRT. Artodestrukcyjny nurt rozrasta się w bardzo szybkim tempie, więc udało mi się nakłonić do rozmowy dwóch Polaków, którzy należą do czołówki najbardziej aktywnych artystów w całej zjednoczonej „pracowni" nurtu – Glitch Artist Collective. Zoe oraz Jakub Rataj przybliżą czytelnikowi, jak wygląda proces tworzenia oraz opiszą specyfikę „sztuki błędu" w ich rozumieniu.

Cliff Pottberg

Ale przenieśmy się na jeszcze na chwilę do 16-bitowego etapu XX wieku, by spróbować odpowiedzieć na pytanie – „skąd potrzeba na taką rebelię"?

Dla polskich dzieciaków lata '90 to czasy naznaczone cudownym bałaganem przejścia z systemu gospodarki centralnie planowanej prosto w objęcia dzikiego niczym kurtka Andrzeja Leppera kapitalizmu. Dla reszty globu, była to era gwałtownego przejścia z epoki analogowej na cyfrową. Wszystko to odbywało się pod kuratelą cudownie kiczowatego, ortalionowo-fluorescencyjnego poczucia smaku. Każda rewolucja niesie za sobą ofiary. W tym wypadku ofiarami były programy komputerowe, niezawodnością mogącymi konkurować jedynie z polityką zagraniczną Korei Północnej. Było to wszystko tak brzydkie, jak dźwięki łączenia się z Internetem za pośrednictwem modemu. Ale kto dziś na te dźwięki nie roni łez wzruszenia?

Reklama

Asthenia

Dzieci rewolucji urodziły się na glitchach. Czym więc są glitche? Glitchami są częste i randomowe zastoje umysłowe wczesnej programistyki (ludzie uprzedzeni nazywali tę melancholijną przypadłość Blue Screen of Death'ing). Glitchem są konsekwencje wynikające z trącenia kabla od wszelkich skrzynek do grania. Glitchami cechują się obrazki, które zostały przedwcześnie wyjęte podczas zapisywania ich na flashdrive'ach i które inkubują potem jako pliki pocięte i wytarte z ich pierwotnej, jpeg-owej natury. Wreszcie (tu dochodzimy do całego clue ruchu) glitch to wszystko co jest, bądź przypomina odtwarzane na nieśmiertelnych kasetach VHS antyczne posągi głów w standardzie NTSC (National Television System Committee bądź też Never The Same Color) i skutkuje orgią pastelowych barw i trzęsieniem obrazu.

Zgodzili się ze mną porozmawiać dwaj prominentni twórcy internetowego nurtu z Polski – Zuzanna 'Zoe' Stawska – administratorka (i twarz profilowa) facebookowej strony Glitch Artist Collective oraz Jakub Zataj – współtwórca (wraz z Zoe) autorskiej i w pełni polskiej glitchartowej strony ᴀsᴛʜᴇɴɪᴀ.

Troy Ford

VICE: Czym jest dla Was glitchart?

Zoe: Po prostu. Estetyka efektów wywoływanych grzebaniem w plikach obrazów jest mi bliska. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Forma wyrazu! Ot tyle! Dzika zabawa! Szybko dotarłam do ludzi, którzy również podzielają te metody artystyczne, do Glitch Atists Collective. To jest główny hub dla ludzi, co lubią pobawić się zdjęciami. Taki nasz plac zabaw.

Reklama

Jakub Zataj: Dokładnie. Glitchart jest przede wszystkim dobrą zabawą. Jak dowiedziałem się o tym po raz pierwszy, natychmiast pobiegłem do Zoe ze słowami „znalazłem coś, czym będę mógł zajmować się do końca życia" i opisałem nową zajawkę. Masz setki milionów kombinacji w każdym jednym obrazie, których połączenie jest zawsze wielką niespodzianką. Tu od razu szybko dodam, że są techniki na kontrolowanie hacków oraz, że my nie działamy bez koncepcji. Ale ostateczny efekt jest zawsze w dużym stopniu dziełem przypadku. Dlatego to uzależnia. Trochę jak zdrapki LOTTO, tylko że tu zawsze wygrasz. Jest to także świetny wstęp do zajęcia się problematyką z zakresu programistyki i technologii informatycznych. Eksperymentowanie z programami, formatami, językami programowania wbrew pozorom jest naprawdę świetną rozrywką!

Troy Ford

Mówisz o programowaniu w kontekście zakłócania. Nie mogę oprzeć, żeby nie zapytać o Wasz stosunek do hackerstwa. Wyjdziecie kiedyś na ulice włamywać się np. do ekranów w metrze i glitchować tam zdjęcia?

Zataj: Jestem za! Te zdjęcia są pro publiko bono, więc nie ma mowy o kradzieży własności intelektualnej. To byłby taki nasz, glitchowy streetart!

Czy twórcze niszczenie kodów jest trudne?

Zoe: Samo niszczenie kodów jest banalnie proste. Do tego nie potrzeba więcej niż windowsowego Notepada. Zamieniamy plik obrazu na rozszerzenie .txt i grzebiemy w kodzie źródłowym – podmieniając frazy, kopiując, wklejając i usuwając wiersze tekstu. Zapisujemy i violla – mamy glitchart. Już za pomocą tej mało wyrafinowanej metody można uzyskać naprawdę ciekawe efekty i jednocześnie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest się na tyle zainteresowanym, by brnąć w to dalej.

Reklama

Asthenia

A dalej? Trzeba mieć umiejętności magistra informatyki, żeby porządnie zamieszać?

Zoe: Chyba najtrudniejszym zadaniem dla przyszłego glitchartysty, jest legalne zdobycie Adobe Photoshop (śmiech), no i obowiązkowo wyobraźnia i zapał! W Glitch Artists Collective tworzymy właśnie dział „Tool Time", który na celu ma wyprowadzenie wszystkich nam znanych metod do obiegu, z przeznaczeniem dla ludzi zainteresowanych. Jak odnajdziesz pasję w tworzeniu, takie pojęcia jak databending, datamoshing, pixelsorting, triangularyzacja, same wpadną ci do rąk. To wszystko kwestia wyczucia (odnajdywaniu na chybił-trafił w którym miejscu „kodu się znajdujesz") oraz - w dużej mierze – szczęścia!

Zauważacie wokół jakieś poważniejsze zastosowywanie glitchartu w sztuce wychodzącej do szerszej publiczności niż kolektyw oraz fani na Facebooku?

Jakub Zataj: Jasne! To, że zajmujemy się glitchem na co dzień, na pewno nas bardzo na tą kwestię wyczuliło. Pierwszy z brzegu przykład – teledysk do piosenki Tęcza autorstwa Doroty Masłowskiej. Także młodzieżowo, czy jak kto woli mainstreamowo, nastawiony sztab stojący za karierą Gwen Stefani uznał, że nasza estetyka jest opłacalna wizualnie do wykorzystania w jej music video. Teledysk do piosenki Baby Don't Lie, MTV nazwało glitchowym arcydziełem. Osobiście dla mnie, jeszcze lepszy jest clip do Say It Royksoppów. Poza tym ludzie z naszego kolektywu robią już wystawy, przyciągające widownię otwarcie nastawioną na ciekawostki w świecie sztuki. San Francisco, Londyn - to ważne ośrodki kultury i takie wychodzenie do ludzi z pewnością poszerzy kręgi odbiorców jak i twórców.

Reklama

Zoe: Na pewno glitch jest wokół obecny. Grono użytkowników GAC powiększa się z dnia na dzień. Przyjmujemy mnóstwo nowych osób do grupy – aktualnie Facebook podaje, że ostatnio liczba nowo dodanych osób wynosi 420. Nie wiem, jaki okres to obejmuje, ale wiem że kolektyw istnieje niewiele ponad rok i ma grupę około 18k użytkowników. Te liczby mówią same za siebie. Jeszcze dodam coś dosłownie z innej bajki. Fabuła jednego z odcinków animowanego serialu Adventure Time w całości dotyczy tematyki rozkładu danych. Jakiś etatowy złoczyńca, którego my ochrzcilibyśmy pewnie jako naszego boga, postanowił zawirusować tamtejszy „uniwersalny kod źródłowy". Tym samym udaje mu się osiągnąć prawdziwą wirtuozerię w rozkładzie cyfrowego Babilonu. Bardzo ładne.

Clif Pottberg

Kolaborujecie z muzykami i filmowcami?

Zoe: Przyszedł nam do głowy pomysł, żeby przyozdobić wystawy krótkimi statycznymi zapętlonymi ujęciami, które byśmy puszczali z projektora. Miałby on obluzowaną wtyczkę VGA, co tworzy bardzo fajny efekt. Ale w tym sensie, to najbliższy filmowi pomysł.

Czy istnieją różne podgatunki glitchartu?

Jakub Zataj: Nie wiem, czy można by było nazwać to podgatunkami, ale na pewno scena jest bardzo rozległa. Są grupy ludzi, łączące się najczęściej na Facebook'u bądź już w konkretnych artystycznych boardach, którzy wspólnie odnajdują się razem w konkretniejszych motywach. Bardzo dużą popularnością cieszą się wszelkie wariacje na temat fosforyzującej fioletem estetyki mangowej. Są zapaleńcy, którzy wydobywają dekadenckie fotosy z taśm VHS, opatrzone ironizującymi hasłami na „magnetowidowych" czcionkach.

Reklama

Istnieje także cały nurt muzyczno-wizualny, zwany vapourwave. Tu głównie mamy do czynienia z amerykańskimi reklamami Apple, Nike czy nieśmiertelnego McDonald's, spowolnionymi w edytorach filmowych, z efektami imitującymi wszystko to, co najgorsze w systemie NTSC. A muzycznie, tworzą nowe interpretacje teledysków muzyki dance lat '80-'90. Dodają do clipów czasem jakieś smaczki, typu Bill Clinton liżący logo America On-Line, czy O.J. Simpson w Kościele…

Asthenia

O.J. Simpson w Kościele? To znaczy, że glitchart jest polityczny?

Jakub Zataj: Vapourwave jest na pewno prześmiewczy. Sam glitchart jest za to pewną estetyką. Swoją rolę odgrywają tu jednak rzeczy, które teoretycznie można by podciągnąć pod „politykę". Komercja, korporacje, uzależnienie od technologii. Ale chyba to po prostu tęsknota za czymś, czego już nie ma. Za tym, że świat estetyki nie jest kiczowaty na tyle, by zaakceptować reklamę sieci z burgerami, gdzie latający, pluszowy księżyc w Wayfarer'ach śpiewa o pięknie kanapek z wołowiną.

A czy to, co dzieje się w glitchu jest jakoś powiązane z rejonem geograficznym z którego pochodzą artyści?

Zoe: Wszystko głównie dzieje się w internecie. To też ma znaczenie dla samej idei glitchartu. Jesteśmy pokoleniem związanym ze sobą w jedną, cosmopolitarną sieć. Wspomnienie Internet Explorera czyni nas poniekąd równymi. Tak więc każdy może dowolnie się wyrażać na forum. Nie jest tak, że na bliskim wschodzie dominują motywy piaskowe, a ulubionym tematem Brazylijczyków jest Pele i jego świecący w styczności z NTSC strój Adidasa. Każdy daje tu tylko i aż siebie. Czekamy na rewolucję w sztuce. Przybywajcie.

Dzięki za rozmowę.

Troy Ford

Tak więc przybywają. Przeczytawszy ten artykuł. Tęskniący za czasami rozkładu matryc. Wierzący, że jeszcze przyjdą czasy, kiedy Wróżbita Maciej będzie przepowiadał przyszłość, odczytując podarte kody źródłowe obrazków przedstawiających boleści swych wiernych. I wrócą czasy, gdy tylko Stephen Hawkings nie będzie tęsknił za problematyczną osobowością Windowsa 95. W wierze, że glitchart zrewanżuje się epoce High Definition za uśmiercenie muzyki na MTV.

Make Glitch not War!

Hendrix Nash