FYI.

This story is over 5 years old.

Kultura

Gdzie się podziały analogowe maniery?

Gdzie pochowali się ludzie o analogowych manierach? Tacy, którzy zamiast: spoko, mega i najlepiej, mówią: cieszę się, miło mi, polubiłem cię

Grymasy, ujęcia od dołu, przefiltrowane Instagramem słitfocie, wykrzywione uśmiechy, kadry za sterami samolotu, za kierownicą, na stoku, w trakcie uprawiania sportów ekstremalnych. DJ-e za konsoletami, chłopaki z gitarami, panowie w garniturach, prześwietlone ujęcia przed galerią handlową (pewnie przyjezdnych z prowincji), odbicia najnowszego iPhone'a w lustrze, pamiątkowe zdjęcia z wakacji, kaloryferki na brzuszkach, naprężone bicepsy, fury, wygłupy po pijaku.

Reklama

Pasje: fotografia, robienie klipów, wyjazdy na snowboard, siłownia i imprezki przy basenie. Wychodzi na to, że są to najmocniejsze strony i zainteresowania większości osób szukających miłości w internecie. Online, nie analogowo, czyli w bezpośrednim kontakcie. To tutaj Tinderella szuka swojego księcia, chętnie prezentując potencjalnym adoratorom wysportowane ciało, przedłużone rzęsy, wydęte usta podpompowane zabiegami kosmetycznymi, wygrzebane zdjęcia ze studniówek i wesel, gdy miała okazję założyć sukienkę trzymającą się na samym biuście. W rezultacie cały ten ludzki materiał bardziej niż zdrowych homo sapiens przypomina profile z filmu Dziwolągi.

Fot. Róża Augustyniak

Twórcy portalu Tinder nie mogli nie zareagować na rosnącą popularność randkowej aplikacji, która wzbogaca relacje międzyludzkie wyposażonych w smartfony poszukiwaczy wrażeń, miłości lub seksu. Teraz za opłatą mogą oni dostać nawet ulepszoną wersję tego przełomowego wynalazku. Gdy za szybko klikasz i twoja szansa na tinderowy czat przepada w otchłaniach sieci, za kilka euro możesz ponownie rozważyć chęć rozmowy z odrzuconym kandydatem.

Ciekawe, w jakich bibliotekach, między regałami książek o jakiej tematyce i w których rzędach w teatrach pochowali się ludzie o analogowych manierach? Tacy, którzy posługują się językiem polskim, a nie ironią. Którzy zamiast: „spoko", „mega" czy „najlepiej" mówią: „cieszę się", „miło mi", „polubiłem cię". Którym można powiedzieć, że zamiast wódki z red bullem lubi się herbatę i kompot z goździkami.

Reklama

Gdzie można spotkać chłopaka z dobrym sercem, a nie z bajerami?

Mapa traum

Havana Segrand w filmie Mapy gwiazd Davida Cronenberga musi chodzić na masaże, terapię i łykać proszki na uspokojenie, od których ma zatwardzenie, by znieść codzienną walkę z atakującymi ją okolicznościami, których nie chce zaakceptować. Cała napięta, z napadami gorąca, które na jej twarzy wymalowują czerwone plamy wypieków, przestaje się całkowicie kontrolować. Kumulowany latami ból i oparte na nieprzyjemnych konwenansach znajomości z innymi mieszkańcami Hollywood mącą jej już w głowie.

Segrand jest 50-letnim bananem – pieniądze, rozpoznawalność i pracę zawdzięcza matce, znanej aktorce, która po tragicznej śmierci nawiedza ją w koszmarach i męczy napadami halucynacji. Przypadkowy seks i używki stały się dla Segrand normą jak bezszelestne krzywdzenie ludzi. Nakręca ją mechanizm: przywłaszczanie, otępianie siebie i uciekanie. Julianne Moore rewelacyjnie zagrała upadłą gwiazdę, zgarniając w tym roku Oscara, lecz za role w życiu nikt nie rozdaje nagród.

Idealni psychicznie zdemolowani

Wyidealizowani, wygładzeni, wydepilowani – tacy pragniemy być. Dopiero od niedawna zaczynamy przyznawać się publicznie, że czasem za bardzo lubimy pewne używki, które pomagają nam czuć się takimi idealnymi. Kulinarna gwiazda Nigella Lawson mówiła, że nie ma problemu z narkotykami, lecz problemy z życiem, zaś znany dziennikarz w świetle stawianych przed nim zarzutów o styczność z nielegalnymi substancjami wyznał niedawno, że jest „zdemolowanym psychicznie facetem". Zaczynamy się przyznawać, że nie jesteśmy perfekcyjni nie tylko wtedy, gdy trzeba ratować swój wizerunek, gdy przyłapią nas na gorącym uczynku, jak wciągającą kokainę Kate Moss na backstage'u podczas koncertu, czy przyczyniając się do incydentu zagrażającego życiu innych. Coraz częściej mówimy o tym po to, żeby podkreślić presję, pod jaką przychodzi nam żyć. Jakub Żulczyk w książce Ślepnąc od świateł pisze o obietnicach spełnienia młodzieńczych marzeń życia w szczęściu i dostatku składanych nam w dzieciństwie, które okazują się bańką mydlaną, obijającą się o meble w czasowych dekoracjach naszego życia. Robi nam się ciężko od braku spełnienia, a wtedy miło i łatwo wysmarować się od środka łagodzącym nasz układ nerwowy olejkiem z etanolu.

Krzepiące jest jednak to, że coraz więcej ludzi działających na wysokich rejestrach wrażliwości odstawia alkohol. Na koncertach muzycy częściej piją bombillę zamiast piwa, w przeciwieństwie do urodzonych kilkanaście lat lub kilka dekad przed nimi dinozaurów rock and rolla, którzy byli ich idolami.

Reklama

Fot. Aleksandra Pelc

Brzoskwinka

W pułapkę idealizowania swojego życia i wizerunku wpadają zwykli śmiertelnicy ślęczący w biurach z trzymanymi na kolanach Smartfonami, umawiający się zmęczeni po pracy na krótkie randki, które najczęściej nie wprowadzają w ich życie nic, poza nikłą obietnicą ratunku przed całkowitą utratą kontaktu z drugim człowiekiem. Podczas nich tkają kłamliwą narrację o swoich pasjach i kreatywnych formach spędzania wolnego czasu. Idealni pragną być też ludzie żyjący na świeczniku, chcący sprostać moralnym i wizerunkowym wymogom celebryckiego babilonu.

Peaches Geldof była córką muzyka Boba Geldofa. Jej matka Paula Yates zmarła tragicznie w wyniku przedawkowania heroiny w 2000 roku. Życiem Peaches media interesowały się, odkąd była nastolatką. Pracowała już wtedy jako dziennikarka i wiodła rozrywkowy tryb życia u boku znanych osób, krążąc między dwoma światowymi stolicami. Prasa śledziła poczynania wytatuowanej bywalczyni, relacjonując jej niepowodzenia w życiu uczuciowym, w tym ślub w wieku 19 lat i rozwód po kilku miesiącach, oraz pobyty w szpitalach spowodowane nadużywaniem narkotyków. Pod publiczny pręgierz trafiała też nieustannie kwestia wyglądu Brytyjki. Jej kształty odbiegały od kanonów promowanych na wybiegach podczas pokazów mody, mimo to pracowała jako fotomodelka. Przed śledzącymi ją za pośrednictwem prasy i internetu widzami wzorowo zachowywała jednak twarz beztroskiej imprezowiczki. Dyskutowano o tym, że Peaches odziedziczyła po matce nie tylko zamiłowanie do używek, ale też zaburzenia odżywiania. Później dowiedzieliśmy się, że żyła w obsesji ciążącego nad nią piętna tragicznego przeznaczenia. Bez przerwy słuchała piosenek Elliotta Smitha, który tak jak jej matka przegrał z heroiną, sam odbierając sobie życie.

Reklama

Zachowywanie twarzy w dekoracjach utkanych z ciekawskich spojrzeń gapiów nie jest lekkim doświadczeniem, dlatego Geldof postanowiła zmienić swój wizerunek i dostosować go do kanonów przyjmowanych za właściwe i pożądane. W 2011 roku świat mógł zobaczyć nową Peaches Geldof – wzorowo szczupłą i uśmiechniętą, przedstawiającą przystojnego narzeczonego. Z lubiącej używki i nocne życie nastolatki w ekstrawaganckich strojach Brytyjka przeobraziła się w elegancką młodą kobietę, która wkrótce urodziła dwójkę dzieci i poślubiła ich ojca. Posługując się mediami społecznościowymi, sama sterowała przykładną narracją swojego życia. Jej profile na Twitterze i Instagramie wypełniały zdjęcia beztroskich zabaw z psem, filmy dokumentujące czułe chwile z dziećmi i życie szczęśliwej rodziny. Geldof pojawiała się w programach telewizyjnych, opowiadając o macierzyństwie i roli spełnionej matki mieszkającej w wiejskiej posiadłości pod Londynem. Rodzinne sprawozdania przeplatały się ze zdjęciami w prasie z wyjść na pokazy mody i na wydarzenia kulturalne, gdzie w perfekcyjnym makijażu i pięknych sukniach promienna Geldof z uśmiechem pozowała u boku męża.

Gra pozorów nie uratowała jednak niestety nieszczęśliwej dziewczyny przed okrucieństwem zmagania się z traumami pomimo jej usilnych starań. W kwietniu 2014 roku świat obiegła smutna i szokująca informacja o nagłej śmierci 25-latki. Geldof nie obudziła się z drzemki, umierając na atak serca.

Reklama

Peaches Geldof uciekała w świat fantazji o szczęśliwym, rodzinnym życiu, którego w dzieciństwie nie doświadczyła zbyt wiele. Będąc dorosła, w teatrze świata usiłowała odgrywać idealną i spełniającą się w przykładnych życiowych rolach kobietę. Jak się okazało, Geldof nawet przed swoim mężem ukrywała męczące ją uzależnienie od heroiny. Dwa razy w tygodniu wymykała się do ośrodka terapeutycznego, w którym próbowała znaleźć siłę, by wyjść z nałogu.

Tej walki z sobą, swoimi słabościami i stresem podsycanym wścibskimi spojrzeniami obserwatorów niestety nie udało jej się wygrać. Przyjmując bowiem fasadę sprzeczną z wewnętrznym samopoczuciem, łatwo stracić kontrolę nad swym życiem.

Fot. Róża Augustyniak

W wielu przypadkach ludzie, spotykając się z sobą, mają więcej iPhone'ów niż pomysłów. Są po studiach i po milionie nieudanych związków, lecz nie chcą się przyznać, że czasem mają zdarty z paznokci lakier i zdarte serce. Łatwiej im komunikować się przy pomocy aplikacji niż analogowych metod. Zamiast ustawić sobie nagranie na poczcie głosowej: „Nie mogę teraz rozmawiać, jestem rozjebany emocjonalnie", klika się do kogoś o ciekawych planach na weekend i urlopie w egzotycznym miejscu. Media społecznościowe sprzyjają kreowaniu zafałszowanego wizerunku, który później trzeba uwierzytelnić przy konfrontacji w realnym życiu. Już od dzieciństwa jednak wielu z nas musiało sobie coś zastąpić. Dostawało się tamagotchi zamiast prawdziwego zwierzaka i hamburgery zamiast prawdziwego jedzenia. Bezpieczniej jest wstrzyknąć sobie botoks w serce, żeby nie płakać i się nie śmiać, niż opowiedzieć komuś o swoich uczuciach.

Analogowe są listy, wizyty u babci, seanse w małych kinach, rozmowy o książkach i długie spacery z psem. Zastanów się, co jeszcze.

Kadr z clipu Digit All Love "Will you dare", operator Bartłomiej Bartosiewicz