FYI.

This story is over 5 years old.

jedzenie

​Gotowanie na okręcie szwedzkiej marynarki wojennej

Statek płynie przez wzburzone wody. Rzeczy zostawione luzem oraz członkowie załogi przewracają się, spadają i zsuwają. Ale nie można przestać gotować

Na morzu, o nieludzko wczesnej godzinie, 042 Håkansson przygotowuje śniadanie dla załogi okrętu Jego Królewskiej Mości (HMS) „Sundsvall" – statku IV flotylli szwedzkiej marynarki wojennej. Menu obejmuje: owsiankę, świeżo pieczony chleb, jajka na twardo, szynkę, ser, dziadowski kawior w tubce (typowy szwedzki przysmak), zsiadłe mleko z musli, orzechami i jagodami oraz sok i całe morze kawy.

– Załoga najbardziej lubi kaszę mannę. Podajemy też owsiankę, ale kasza manna jest słodsza – mówi 042 Håkansson, wśród cywili lepiej znany jako Max Håkansson. Håkansson jest kucharzem na statku.

Reklama

042 Håkansson, znany także jako Max Håkansson. Zdjęcia: autor artykułu.

Gdy na morzu jest spokojnie, praca w kuchni na HMS „Sundsvall" jest jak praca w jakiekolwiek innej restauracji czy knajpie. Ale Max zdradza, że gotowanie na płynącym okręcie wojennym jednak różni się od smażenia parówek na stacji benzynowej.

– Nie można tak zostawić noża – mówi, pokazując nóż zostawiony na desce. – Trzeba go wcisnąć pod coś, żeby został na swoim miejscu. Trochę mi to zajęło, zanim się nauczyłem, że jak zostawisz cokolwiek luzem, to ta rzecz gdzieś zniknie.

Żeby gotować na okręcie, trzeba być bardzo wygimnastykowanym.

Gdy na Bałtyku szaleją sztormy, a fale mają pięć metrów wysokości, morze okazuje się szczególnie nieprzyjemne. Właśnie wtedy najwyraźniej widać osobliwość tej pracy. Statek płynie przez wzburzone wody. Rzeczy zostawione luzem oraz członkowie załogi przewracają się, spadają i zsuwają. Ale nie można przestać gotować, tylko dlatego że ciężko jest ustać. Max trzyma się uchwytów zamontowanych na suficie i ścianach kuchni, jednocześnie mieszając w garnkach i krojąc szczypiorek.

– Czasem muszę przytrzymywać rzeczy nogą – mówi Max. – Jedną ręką trzymam się rączki na suficie. Stoję na jednej nodze, drugą przytrzymuję rzeczy, żeby nie pospadały, i jednocześnie przygotowuję coś na płycie do pieczenia.

Niestety, same uchwyty nie wystarczą, by powstrzymać chorobę morską.

– Słyszałem, że kucharzowi na jednym ze statków polecono podać marynarzom coś, czym łatwo będzie wymiotować – przyznaje.

Na większość załogi źle działa ruch statku wywołujący nudności.

Reklama

Część z wielu składników potrzebnych, by nakarmić załogę.

– Podczas mojego pierwszego tygodnia na okręcie dopiero się przyzwyczajałem do bycia na morzu. Smażyłem 10 kg bekonu, obok na wolnym ogniu gotował się ogromny garnek z ośmioma litrami mleka, śmietany i cebuli, który cuchnął jak diabli, a statek się bujał – wspomina Max. – Pod koniec swojej zmiany musiałem wyjść z kuchni, żeby zwymiotować. Od tamtej pory nie jem spaghetti carbonara.

Kambuz, czyli okrętowa kuchnia, ma mniej więcej 10 m kw. Większość powierzchni jest zrobiona ze stali nierdzewnej.

– Gdy wszedłem tu po raz pierwszy, pomyślałem, że jest tu dość ciasno. Ale teraz, po jakimś czasie, nauczyłem się lubić tę kuchnię – mówi Max.

Ta kuchnia jest mała, ale zawiera większość sprzętu, który był potrzebny, by gotować dla 40-osobowej załogi we wczesnych latach 90. Wtedy statek po raz pierwszy wodował. Warunki w kuchni od tamtej pory niewiele się zmieniły, ale każdy, kto kiedyś gotował na starym sprzęcie kuchennym, wie, że taka praca może przypominać użeranie się z niektórymi starymi ludźmi – są uparci i wiedzą swoje.

HMS „Sundsvall" w porcie.

– Piekarnik jest najgorszy. Rączka parę razy się zacięła i nie mogłem go otworzyć. To zepsuło parę posiłków. Kuchenka długo się rozgrzewa, ale potem jest bardzo gorąca – opowiada Max.

Mówi, że mała kuchnia umożliwia jednemu kucharzowi gotowanie dla całej załogi, ale ma też swoje wady. W tak małej przestrzeni ciepło z piekarnika, płyty grzewczej i kuchenki miesza się z gorącą parą ze zmywarki i tworzy, jak to nazywają kucharze, tropikalną wilgotność.

Reklama

Kuchnia na okręcie HMS „Sundsvall".

– Jest bardzo gorąco, a ja jestem cały mokry od tej pary. Panuje tu jakieś 35 st. Celsjusza i jest tak wilgotno, że nie wiadomo, co z sobą zrobić – mówi Max.

Na HMS „Sundsvall" jest dwóch kucharzy. Gdy statek wypływa na misję, Max i jego kolega zmieniają się co sześć godzin – jeden gotuje, drugi śpi. Ten układ może czasem wywoływać nieporozumienia.

– Nieczęsto wychodzę na pokład, a tutaj nie ma okien. Przez to ciężko mi określić, jaką mamy porę dnia – mówi Max. – Po dniu czy dwóch zastanawiam się: czy jest już poranek? Czy jeszcze noc? Który posiłek mam teraz zrobić? Co tu się, kurwa, dzieje?!

Kawa jest dla szwedzkiej marynarki wojennej bardzo ważna.

Podczas mojego wywiadu z Maxem ludzie ciągle wchodzą do kuchni. Niektórzy mają wojskowe sprawy do załatwienia, ale większość przychodzi, żeby dolać sobie kawy.

– Najwięcej majstrów pojawiło się tu, gdy popsuł się ekspres do kawy – mówi. – Bez kawy zatrzymuje się cała marynarka wojenna. Jest bardzo, bardzo ważna.

Napoleon (albo może Fryderyk II Wielki) powiedział kiedyś, że armia maszeruje dzięki żołądkom. Ale jak widać, szwedzka marynarka wojenna płynie dzięki kawie.

Gdy kucharze przestają ładować jedzenie do garnków (a to dzieje się, tylko gdy rozbrzmiewa sygnał oznaczający, że trzeba się przygotować do walki), muszą się zająć ładowaniem amunicji do głównego działa na przedzie statku. Ich głównym zadaniem jest zmiana kantyny w prowizoryczny szpital i przejęcie funkcji lekarzy. Jeżeli jakaś wredna łódź podwodna albo potwór z Loch Ness czają się pod okrętem, kucharze muszą wyjść na główny pokład i pomóc w zrzucaniu ładunków głębinowych.

Reklama

Kantyna oficerów ze zdjęciem króla Karola XVI Gustawa i królowej Sylwii.

Ale konflikt zbrojny prędzej zdarzy się kucharzom w taniej knajpie w sobotę wieczorem niż na morzu.

– Martwię się, gdy wrząca woda wylewa się z garnka albo gdy olej pryska z patelni – mówi Max – ale nie boję się o swoje życie.

Czy jest gotów zginąć za tłuczone ziemniaki i schabowego?

– Tak jakby – mówi. – Ale nie mam zamiaru ginąć dla carbonary.

Ten artykuł ukazał się na MUNCHIES w październiku 2014.