FYI.

This story is over 5 years old.

wywiad

Anna Grodzka: wyścig o Polskę fair

"Chciałam pokazać społeczeństwu, że osoba transpłciowa może być normalnym człowiekiem i kompetentnym politykiem. Myślę, że ta kampania to jest właśnie ten moment" - Rozmowa z Anną Grodzką

Zdjęcia: Aurelia Moczyńska

Partia Zieloni już od jakiegoś czasu stara się zaistnieć na polskiej scenie politycznej, więc wystawiając Annę Grodzką jako kandydatkę na prezydenta RP, było pewne, że to zwróci to na nich uwagę (jak i na kilkanaście pomniejszych lewicowych organizacji, także zaangażowanych w kampanie). Informacje, że rekomendowana posłanka rozważa wzięcie udziału w wyścigu o fotel prezydencki, w sieci pojawiły się już pod koniec stycznia. Wiadome było, że jej decyzja na tak stanie się pożywką nie tylko dla politycznych oponentów, ale i przeciwników środowisk LGBT, z którymi kandydatka Zielonych jest kojarzona. Anna Grodzka szybko jednak potwierdziła swój udział w wyścigu, stając się tym samym pierwszą transpłciową kandydatką na prezydenta w historii. Pomimo jej napiętego grafiku, udało mi się z nią spotkać i porozmawiać o prowadzonej kampanii i jej wizji Polski, będącej fair dla wszystkich.

Reklama

VICE: Co się stało, że postanowiła Pani wystartować w wyborach prezydenckich?
Anna Grodzka: Od samego początku media koncentrowały się głównie na mojej transpłciowości i tematach gender. To jest oczywiście dla mnie kompletnie zrozumiałe. Chciałam jednak zdecydowanie pokazać społeczeństwu, że osoba trans płciowa może być normalnym człowiekiem i kompetentnym politykiem. Myślę, że ta kampania to jest właśnie moment, kiedy występuję jako polityk. To okazja, by pokazać, że od samego początku byłam osobą, która w polityce ma swoje poglądy, potrafi je prezentować i umie o nie walczyć.

Jak Pani zareagowała na zwycięstwo w Słupska przez Roberta Biedronia?
Z entuzjastyczną radością. Podskakiwałam do góry [śmiech].

Jaki jest pomysł posłanki Grodzkiej na prezydenta wszystkich Polaków, tych z Marszu Niepodległości też?
„Prezydent wszystkich Polaków" było kiedyś hasłem Aleksandra Kwaśniewskiego, które swoja drogą nigdy nie zostało zrealizowane. Nie ma czegoś takiego jak prezydent wszystkich Polaków. To jest niemożliwe, bo jako politycy, mamy swoich entuzjastów i wrogów. To, co jest ważne, to żeby prezydent umiał rozpoznać obiektywny interes swoich obywateli i w imię tego interesu występował. Mam natomiast wrażenie, że dotychczasowi prezydenci występują we własnym interesie, starając się przy tym nie pokazywać swoich poglądów, unikając spornych tematów, nie podnosząc kwestii kontrowersyjnych. Uważam, że powinno być odwrotnie. Prezydent powinien być osobą, która inicjuje i katalizuje dialog społeczny, zajmując w nim określone stanowisko, promując pewną myśli i ideę, której chce być ambasadorem.

Reklama

Jakiej więc myśli przewodniej, Pani zdaniem, potrzebuje teraz Polska?
Najważniejszą sprawą w Polsce jest problem pogłębiających się nierówności. Tyle że tak naprawdę to nie dotyka tylko naszego kraju, ale całego świata zachodu. Słyszymy o tym, że 1% ludności jest właścicielem pozostałej reszty, to jest problem. Narasta bieda, ludzie pomimo posiadania pracy, nie mogą się godnie utrzymywać. Na tle ekonomicznym tworzą się społeczne fobie, radykalizacja poglądów, to ma znaczenie. To byłaby moja podstawowa myśl, którą bym się kierowała.

Mimo to spotyka się Pani z dużą falą nieprzyjemnych komentarzy pod swoim adresem. Jak Pani sobie z tym radzi?
Nie radzę sobie, ale robię swoje. Staram się tych komentarzy nie słuchać, nie czytać, bo dawno już straciłam poczucie, że jest w nich jakiś sens. Czym innym jest krytyka np. tego, co zrobiłam lub powiedziałam – tego chętnie wysłucham.

Było kiedyś coś, co Panią szczególnie zabolało?
Pamiętam, że zdumiało mnie wystąpienie poseł Krystyny Pawłowicz, kiedy powiedziała, że wyglądam jak bokser i że ktoś taki jak ja nie ma prawa pojawiać się w przestrzeni publicznej. Powiedziała to na spotkaniu w Mińsku Mazowieckim, podczas debaty nad projektami ustaw w sprawie związków partnerskich. Jako odpowiedź, zorganizowałam później w tym samym miejscu otwarte spotkanie dla osób, które wcześniej widziały się tam z poseł Pawłowicz. Ją też tam zaprosiłam. Nie przyszła.

Reklama

Jak takie hejty mają się do wolności słowa? Powinniśmy ją poszerzać, czy kontrolować?
Jeżeli pan mówi o poszerzaniu wolności słowa, to ja już w tym miejscu chciałabym zaprotestować. Uważam, że w Polsce nie mamy wolności słowa. Można powiedzieć prawie wszystko, ale nie można wprowadzić tego do debaty społecznej. Mamy ewidentnie cenzurę. Taką samą albo jeszcze większą niż za czasów komuny. Ja wtedy byłam wydawcą książkowym, można było przynajmniej pójść do cenzora i wykłócać się o jakieś fragmenty lub o autora, który znalazł się na indeksie. Zazwyczaj się nie udawało, ale zdarzało się coś wynegocjować. Natomiast teraz nie ma nawet z kim dyskutować. Pewne osoby, zdarzenia i opinie są relegowane z debaty publicznej, przez tych, którzy dyrygują sprofilowanymi mediami. Bo jedne są pisowskie, drugie platformerskie, a lewicowe starają się zaistnieć w Internecie. Sprowadza się to do robienia nam wody z mózgu.

Zdjęcia: Aurelia Moczyńska

Jeżeli mówimy już o kontroli. Jest Pani za legalizacją marihuany?
Przede wszystkim jestem za nie penalizacją za marihuanę. Konieczna byłaby kontrola państwa, ale na pewno byłabym za przeprowadzeniem takiej społecznej debaty, na temat legalizacji i niekarania. Oczywiście rozumiem ludzi, którzy mają opór przed takim rozwiązaniem. Tyle że żadne używki nie są czymś dobrym, niezależnie, czy mówimy o paleniu papierosów, marihuany, czy piciu alkoholu. Zwłaszcza że dzisiaj rynek marihuany kontroluje mafia i tak nie może być.

Reklama

A jakie jest Pani stanowisko względem zapłodnienia in vitro i aborcji?
W kwestii in vitro jestem oczywiście na tak. To przecież technika pomagania ludziom, dlaczego mamy z tego nie korzystać? Tym bardziej że mamy problemy demograficzne. Jeżeli chodzi o aborcję, to przecież kobiety nie stosują jej, jeżeli naprawdę tego nie potrzebują. Nie ma potrzeby blokować im wyboru. Kobieta sama powinna dysponować swoim ciałem i życiem.

Co Pani myśli o uczeniu religii w szkołach?
Jestem absolutnie przeciwna, bo to nie jest religia tylko katecheza. Kościół ją prowadzi, bo w tym jest jego interes, ale niech to robi u siebie, w swoich kościelnych salkach. Nic im do szkoły, która ma być neutralna, jeżeli chodzi o wyznanie. To nie powinna być sfera, w której należy kształtować demokratyczne społeczeństwo. Jest wiele różnych światopoglądów i państwo powinno tak sam traktować każdy z nich. Ta równość jest tu zachwiana, bo kościół wkroczył do szkoły i indoktrynuje młodzież. To jest coś złego, powinno się skończyć, a my powinniśmy wypowiedzieć konkordat.

Jaką politykę powinniśmy prowadzić względem Ukrainy?
Moim zdaniem, konfliktu na Ukrainie nie da się rozwiązać metodami militarnymi, bez zagrożenia wojną światową. Tego nie da się wygrać inaczej niż dyplomatycznie, dlatego powinniśmy brać udział w polityce europejskiej. Nie dostarczać tam broni, która i tak zostanie przejęta lub nie będzie mogła być wykorzystana przez nieprzeszkolonych Ukraińców. Natomiast niektórzy nasi politycy machają szabelką, każą się zbroić, okazują wyraźną nienawiść do Rosji.

Reklama

W jednym z ostatnich sondaży Millward Brown, Pani poparcie sięgało zaledwie 1%. Skąd taki niski wynik?
Proszę porównać mój czas w mainstreamowych mediach do czasu innych kandydatów. Czasem bywam w Superstacji, do niedawna też w radiu RDC. Już same komentarze, że tylko ci wielcy gracze się liczą, odbiera szansę wszystkim pozostałym. Mogę usiąść do rozmów z każdym z oponentów i przedstawić mu swoje poglądy, ale nie mam na to możliwości. Jeżeli już nawet jestem zapraszana do mediów, to nie w kontekście przedstawienia mojego programu. Byłam u show Kuby Wojewódzkiego, chciałam tam sprzedać, chociaż jakieś hasła, z którymi idę do wyborów, ale usłyszałam tylko, że to i tak się wytnie. Inna kwestia to sondaże. Pamiętam, kiedy Ruch Palikota startował w wyborach parlamentarnych, to sondaże były 0-1%, a potem było 10% w wyborach. Tak więc walczymy dalej, zbieramy podpisy i pokazujemy ludziom, że to jest alternatywa dla obecnego, mainstreamowego sposobu prowadzenia polityki.

„Polska fair" to jest Pani hasło, ale rozumiem, że nie można tego przełożyć na wyścig w wyborach?
To jest bardzo brutalna kampania, która w żadnym przypadku nie jest fair. Nie wydaję mi się jednak, żebym komuś w jej trakcie sprawiła przykrość, nie szukałam też haków. Natomiast w druga stronę, zdarzało się różnie.

Dziękuję za rozmowę.

UPDATE:

Anna Grodzka nie zdobyła wymagającej liczby głosów, zebrała tylko 85 tysięcy. Skontaktowałem się z nią, by poprosić o komentarz do sytuacji:

„Miałam nadzieję, że uda się mówić o sprawach, które uważamy za ważne do końca kampania, do 10 albo 24 maja, ale nawet ta okazja, że mogłam uczestniczyć w kampanii, pokazuje, że istnieje alternatywa dla obecnego establishmentowego sposobu myślenia w polityce. Tą alternatywą są ludzie, którzy mnie wspierali. Myślę, że to jest początek drogi i sukces jest dopiero przed nami".